Jak się popieprzy
Będzie rym lepszy.
Lepiej wódkę wypić z wrogiem,
Niż zadzierać z Panem Bogiem.
Lepiej liczyć wciąż na cuda,
Niż pracować. Nuż się uda ?
Lepiej być mężem denatki,
Niż wąchać od spodu kwiatki.
Lepiej licz wypite trunki
Niż pieniądze na rachunki.
Lepiej użyć już pilota,
Niż oglądać Palikota.
Lepiej być wielkim debilem
Niż prezydenckim pupilem.
Lepiej na plaży bikini nosić,
Niż policjanta o gatki prosić.
Lepiej na plaży nosić bikini,
Niż być policjantem w Gdyni.
Lepiej po plaży jeździć motorem,
Niż zbierać muszle z podinspektorem.
Lepiej piaskiem być na plaży,
Niźli słuchać komisarzy.
Lepiej na plaży być ratownikiem
Niż w policji podporucznikiem.
Lepiej mieć wielkie marzenia
niż małe niepowodzenia.
Lepiej jest mieć grzeszne wizje,
niż oglądać telewizję.
Lepiej zatańczyć przy rurze,
niż być na emeryturze.
Lepiej już tyrać na polu,
niż się wyrzec alkoholu.
Lepiej być posłem bezdzietnym,
niż ściganym przez alimenty.
Lepiej posłuchać piosenkę Rodowicz,
niż jedno słowo Joli Rutowicz.
Lepiej jest w twarz wziąć od dziewczyny
niż od jej matki talerz czerniny.
Lepiej chorobę mieć obrzydliwą,
niż wypić w barze skwaśniałe piwo.
Lepiej zębami zrywać kapselki,
Niż nie móc dostać się do butelki.
Lepiej założyć majtki na wacie,
niż z gołą dupą chodzić po chacie.
Lepiej jest z dziewczyną zgrzeszyć,
niż z jej cnoty wciąż się cieszyć.
Lepiej dać kelnerowi napiwek,
niż stracić pensję dla dziwek.
Lepiej mieć w garści starego wróbla
niż w łóżku Jolę, damskiego bubla.
Lepiej się schronić w ziemiance, bo tanio i zdrowo
niż za kosztowną tarczą antyrakietową.
Lepiej pokochać zwykłego łajdaka
niż nadzwyczajnego partyjniaka.
Lepiej z Borewiczem bandytę przyskrzynić,
niż z Jamesem Bondem popijać martini.
Lepiej nie włazić na drzewo pochyłe
niż z góry goły pokazywać tyłek.
Lepiej by było sitko bez dziurek,
niźli miałoby nie być komórek.
Lepiej jest lepiej rozpoznać temat,
niż później mieć z nim dylemat.
Lepiej już nie być jak Wenus z Milo,
niż tak jak ona ważyć sto kilo.
Lepiej jeździć szybko drogą,
niż się wlec noga za nogą.
Lepiej po polsku w biedzie pić,
niż w Ameryce „żryć” i tyć.
Lepiej leżeć jak świnia pod murem,
niźli dla damy okazać się gburem.
Lepiej spać na twardej desce
niż na łóżku przy Teresce.
Lepiej klęczeć w kościele na dywanie
niż w kącie, na grochu moje panie.
Lepiej piwko sobie strzelić,
niż na trzeźwo gębą mielić.
Lepiej pisać stylem zwięzłym,
niż rozwlekle strzępić język.
Lepiej jest trzeźwo spojrzeć na sprawę,
niż ślipieć przez oczka kaprawe.
Lepiej obejrzeć „Damy i huzary”,
niż ciągle słuchać zaplute fanfary.
Lepiej jest grzechy zostawić na ziemi,
niż iść do nieba obciążony niemi.
Lepiej wyczyść sama konto,
niż by zrobić miał on to.
Lepiej nie ciągnąć dziewczyny w krzaki,
niż potem znaleźć w gaciach pędraki.
Lepiej wielkie prawdy głosić,
niż pracować i się spocić.
Lepiej gówno zjeść spod siebie,
niż czekać aż je ktoś podjebie.
Lepiej przehulać fortunę,
niż mieć myśli ponure.
Lepiej jeść na obiad kluski
niż rybie płetwy lub łuski.
Lepiej dać kobiecie złoto,
niż okazać się miernotą.
Lepiej poranną wypić kawkę,
niż później cierpieć na czkawkę.
Lepiej jak policjant zwiewa,
niżby miał się krwią zalewać.
Lepiej mieć opinię lepiuchoholika,
niż być skażony kompleksem Edypa.
Lepiej w kaczki inwestować,
niż na kurach zbankrutować.
Lepiej kochać rozwodnika
niż kochanka, co wciąż znika.
Lepiej czasem smrodek wąchnąć,
niż uważać by nie bąknąć.
Lepiej grzeszyć gdy jest miło,
niż żałować, że się nie grzeszyło.
Lepiej grzeszyć w miłym gronie
niż słuchać o grzechach na ambonie.
Lepiej tyrać na budowie
niźli w szkole tracić zdrowie.
Lepiej niech mnie bolą flaki
niż miałbym dziś dostać sraki.
Minister Giertych w rządzie wywoływał wielkie burze.
Jedna z nich, o maturę z religii, trwa chyba najdłużej.
Moje stanowisko ?
Olewam to wszystko,
Bo ja razem z dziećmi już dawno jesteśmy po maturze.
Pewien leśnik pasjami uwielbiał nowinki,
Które pokazywał dzieciom i reszcie rodzinki.
Gdy raz chciał udawać anioła,
To go potraktowali zgoła:
Zachowujesz się, jakbyś urwał się z choinki.
Jednego chytrego gospodarza spod Zakroczyma
Najbliżsi pozbawili życia. Taka jest przyczyna,
Że gdy spadek już dostali
Epitafium takie dali
Na jego nagrobku: Pan Bóg tego chciał, Żona i Rodzina.
Pewna młodziutka łyżwiarka, chociaż jeszcze mała
W kandydatach na partnera dłuuugo przebierała:
Ten za stary, ten za młody,
Temu brakuje urody…
Tak się guzdrała, aż na lodzie sama została.
Jedyny we wsi emeryt skromnie żył pomiędzy
Wypłatami świadczeń. Słowem: żyło mu się w nędzy.
Gdy na imieniny
„Sto lat” mu życzyli,
Wyszeptał: „Pożyczcie mi jeszcze trochę pieniędzy”.
Wioskowy głupek, Jasiek, zadał sobie trud,
By odnaleźć zgubiony z prawej nogi but.
Gawiedź to obserwowała
I na koniec usłyszała:
„Ni ma buta, ni ma buta… je but!!”
Pewien malarz, z Bożej łaski pejzażysta z Nakła
Był w pijanym widzie, więc mu powieka oklapła.
Kończąc panoramę
Złapał za blejtramę
Czkając i wołając: „ Boże, daj mi więcej światła!”
Pewien małżonek i ojciec miał się bardzo licho,
Bo żona i córka grzmiały jak trąby z Jeryho.
Więc kochankę sprowadził,
Tuż przy sobie posadził…
No, nareszcie, trzy kobiety, a jak tutaj cicho…
Pewna dziewczynka, Amelka mała
Ciągle się do mnie mile uśmiechała.
Dziś nastąpiła zmiana,
I nagle, od rana
Się nie uśmiecha, bo już zmądrzała.
Od kiedy człowiek przestał żyć na drzewie
Zaczął się uczyć, szukał Boga w niebie.
Ten, co stworzył filozofię,
Sokrates, nauczał o tem
Mądrymi słowami: „Wiem, że nic nie wiem”
Mój mały wnuczek Piotruś na okno mówi bulaj.
Jako straszny pirat bardzo nam się rozhulał.
Babcia jego huśtawkę rozkołysała,
A gdy na chwilę huśtać przestała,
Wtedy Piotruś zawołał: Bujaj mnie k…a! Bujaj!”
Piotruś bawi się w pirata, na okno mówi „bulaj”.
Będąc z babcią na huśtawce bardzo się rozbujał.
Huśtawka buja jak statek,
Więc ten mały gagatek
Głośno krzyczy do babci: „Bujaj mnie k…a! Bujaj!”
Pewien wzięty adwokat miał był kancelarię w Łodzi.
Pisząc sądowe epistoły bardzo się rozwodził.
Gdy jego żona wniosła o rozwód,
Miał wymarzony do tego powód,
By rozwodzić się też wtedy, kiedy sam się rozwodzi.
Diogenesa odziewała tylko jedna tunika.
Jeden wystrzał z Aurory był początkiem „października”.
Dziś w dobie masowości
Składam pokłon jedności,
Bo też tylko jedna góra zatopiła Titanica.
Matuzalem żył tak długo, że dla nas to prawie wiecznie.
Jemu Bóg dał długie życie, nam obiecał życie wieczne.
Widać Bóg zmienia zdanie,
Więc dlatego, mój panie
W Boga trzeba wierzyć, ale Bogu to już niekoniecznie.
Pewien birbant ciągle oddawał się uciechom rozlicznym:
Biesiadnym, karcianym oraz wizytom w domu publicznym.
Gdy już wszystko przehulał,
Postąpił jak umiał:
Rzucił życie birbanta, zostając hulaką ulicznym.
Jeden ma trzy majątki, drugi parę rzeczy,
Trzeci ładnie zaśpiewa, czwarty zaś zaskrzeczy.
A ja wszystkie przejrzę kąty
I w szeregu będę piąty,
Kiedy znajdę drobniutką rzecz, co mnie ucieszy.
W Radomiu, w kolejce przed sklepem stało pełno ludzi.
Razem z mamą i Jasiem czekali mali i duzi.
Jasio pierwszy chciał być w sklepie,
„Wpuść mnie mamo, bo wyklepię
Wszystkim głośno, że brałaś taty siusiaka do buzi.”
Pewien stary warszawiak ciągle robił zmyłki,
Innym też błędy wybaczał w ciągu jednej chwilki.
Gdy więc za to obrywa po głowie,
On z niewinnym uśmiechem odpowie:
Że tylko saper nie ma prawa do pomyłki.
Pewien stary kawaler zapytał żonatego,
Czy wie, za co kocha żonę i jest pewny tego.
Nic nie jest pewne na świecie,
Nie martwcie się, gdy nie wiecie.
Bo prawdziwie kochasz wtedy, gdy nie wiesz dlaczego.
Pewna panienka w Ostrowie, w braku innego zajęcia
Chciała koniecznie robić fotograficzne ujęcia.
Jednak na razie, myśląc o onym,
Przy zapalonym świetle czerwonym
Siedząc samotnie rozsznurowywuje buty do zdjęcia.
Kasia z Ostrowa pasjami robi zdjęcia.
Chwaliła się tym, że piękne ma ujęcia.
Nie mnie oceniać ich wartość
Oraz albumu zawartość,
Lecz wiem, że nie skończy się na chęciach
Pewna młoda fotografka z Ostrowa
Starała się życie fotografować.
Kiedy tylko zdjęcia robiła,
Do nikogo nic nie mówiła.
Oprócz fotek potrzebne są też słowa.
Raz pewien muzyk, jeszcze nie stary
Starał się z życiem swym wziąć za bary.
Gdy los się o tym dowiedział
Zaraz mu tak odpowiedział:
„Stary, nie zawracaj mi gitary”.
Złej piosenkarce sumienie ruszysz
Mówiąc jej to: – gdy nucisz, to buczysz.
Posłuchaj mej rady
I zjeżdżaj z estrady
Dopóki się śpiewać nie nauczysz.
Pewien fotografik w mieście Chicago
Chwalił się: „Zrobiłem jej zdjęcie nago”.
Na postawione zarzuty
Odpowiedział bez buty:
„ Ona była ubrana a ja nago”.
Na Podhalu, zimą, w mroźnej głuszy
Juhas czapkę z barana se uszył.
Gdy matka mu czapę zabrała
I w kapeluszu chodzić kazała,
Na złość mamie odmroził se uszy.
Pewien doktor medycyny, aż z Gołdapi,
Co wszystko w życiu poznał, widział i potrafił,
Gdy nabazgrał receptę pacjentowi,
To aptekarz, czytelnie, doktorowi
Wypisał skierowanie na kurs kaligrafii.
Miał duże kłopoty mój kolega Donek,
By rozpoznać płeć swej żony hołubionej.
Gdy mózg mu zajarzył,
To zaraz skojarzył:
Feministka, po kądzieli z Amazonek.
Kierowca rajdowy, nie młody, nie stary,
Fotografowany był bez żadnej miary
Gdy zebrał wszystkie mandaty,
I policzył swoje straty,
To omijał zdradzieckie fotoradary.
Pewien ichtiolog z miejscowości Przywra
Obserwował pilnie rysunek kolibra.
Rozpoznać zwierzę miał zadanie,
Więc napisał z przekonaniem:
Ni to owad, ni to pies, ni to wydra.
Uczony Lech, doktor praw po habilitacji
Chciał zmusić magistra Donka do konfrontacji.
Polityczny spór rozstrzygnął Trybunał,
Konkubinatu przywołał komunał:
Będziecie musieli współżyć w kohabitacji.
Prezydent Lech, słuchając politycznych racji
Brata Jarosława, chce z rządem konfrontacji.
Zapomniał, że z woli wyborców
Z polskim, legalnym rządem w końcu,
Musi przez cztery lata żyć w kohabitacji.
Pewien bardzo mądry myśliciel znad Wełtawy
Zażywał zasłużenie owoców swej sławy.
Na pytanie o tego, co stawia piece
Zadumał się chwilkę i powoli rzecze:
Nazywa się on Józef Grzegorek z Iławy.
Jednemu filozofowi z miasta Pułtuska
Bardzo ważne pytanie ciśnie się na usta.
Po długiej zadumie
Stwierdził, że nie umie
Odpowiedzieć, czy Pułtusk jest połową Tuska.
Pewien warszawski karciarz z bratem Tadeuszem
Często grali w brydżyka z wielkim animuszem.
Kiedy tylko trzech zechce grać w te karty,
Wtedy to, „letko” przymuszony czwarty
Siada do stołu mówiąc: „nie chcem, ale muszem”.
Pewien kochany polityk, dziś już bardzo leciw,
W czasie swej prezydentury wąsaty brunecik,
Zawsze, gdy ustawy podpisywał,
To cicho, pod wąsem dogadywał
Historyczne słowa: „Jestem za, a nawet przeciw”.
Pewien trochę niezrównoważony himeryk
Chciał koniecznie dziś napisać piękny limeryk.
Poszedł więc na naukę do poety,
Ale ten po jednej lekcji, niestety,
Wysłał go bardzo szybko do jasnej cholery!
Pewien sławny, warszawski snycerz z bożej łaski,
Za swoją ręczną pracę wciąż zbierał oklaski.
Raz sejm okradli. Kamień nie pozostał.
Wtedy nasz snycerz zasłużenie dostał
Zlecenie na zrobienie marszałkowi laski.
Wzięty pisarz zaskakujące historie tworzył.
Idąc wolno ulicą, jak długi się wyłożył.
Życie także pisze scenariusze.
Ale ja to dopowiedzieć muszę:
Gdyby wiedział, że upadnie, to by się położył.
Afrykańska królowa
Po raz pierwszy od potopu
Na sawannie wielkie święto.
Oblegany jest wodopój
Ciżbą zwierząt niepojętą.
Wszystkie razem w wielkiej zgodzie
Wybory miss urządziły.
Panny o wielkiej urodzie
Do konkursu się zgłosiły.
Trudno mi wymienić wszystkie
Godne tytułu panienki.
Dla wszystkich są bardzo bliskie,
Mają urodę i wdzięki.
Jednak którąś wybrać trzeba,
Tylko jedna będzie miss.
Nie tocząc zawiłych debat
Szybko zawarto kompromis.
Jury ogłasza swój werdykt
Po niedługiej chwili przerwy.
Wygrała młoda pantera,
To ją dziś duma rozpiera.
Nie groziła żadna draka,
Na miss wybrano kociaka,
Co uznali bardzo zgodnie
I sędziowie i wyborcy.
Inny wybór byłby gorszy,
Wszyscy myśleli podobnie
Pełna gracji i godności,
Lekka, szybkonoga, zwiewna.
Biega po trawie w cichości,
Wspina się zwinnie na drzewa.
Największy aplauz wśród kotów
Tych wielkich, średnich i małych.
Choć były próby bojkotu,
Głosy lwów zdecydowały!
Ma Afryka swą miss przecież,
Lecz ogół drąży rzecz inna:
Czy ich pantera powinna
Reprezentować na świecie?
A więc pytanie w ankiecie
Zadawano przez czas jakiś:
Co na ten temat powiecie,
Co was „w tym temacie” trapi.
Ponownie się jury zbiera,
Omawiają vox populi.
Jeden gani, drugi wspiera,
Image panterze zepsuli.
Jaką więc postać ma przybrać
Reprezentantka Afryki.
Jak należy wykorzystać
Wzięte z ankiety wyniki ?
Oprócz panter też tam żyją,
Żyrafki z długachną szyją,
Lwice, pumy, gepardzice,
Hieny, zebry, „szakalice”.
Nosorożce, bawolice,
Antylopy i słonice.
Każda z tych licznych grup zwierząt
Zgłaszała swoje projekty.
Propozycje więc się szerzą,
By pilnie zrobić korekty.
Chcą, by młodą Miss Afryki
Na Królową przygotować.
Zdjąć z niej nadmiar egzotyki,
Dzikość odjąć lub stonować.
Ma być ich królową świata,
Miss Universum dla zwierząt!
To dla niej pierwsza lokata,
Tak wszyscy wokoło wierzą.
Z przeglądu tych ankiet jury
Spisało protokół, w którym
Było jasno napisane,
Że wszystko to, co jest dane
Od naszej matki natury
Może być wykorzystane
Do poprawy jej figury
Albo też zmiany postury.
Propozycje były różne.
Niektóre to nawet słuszne,
Ciekawe, lecz zbyt odważne,
Inne znowu niepoważne.
Było także znawców paru,
Specjalistów od „pi-aru”
Oraz także grupka mała
Znająca zwierzęce ciała.
Ich propozycje przytoczę,
Chyba żadnej nie przeoczę:
– Trzeba wpierw coś zrobić z głową,
Bo jej własna zbyt okrągła.
Będzie większa i pociągła
Z ładną linią podbródkową.
-Uszy także są zbyt małe,
Trzeba je powiększyć troszkę
Oraz do każdego ucha
Włożyć kolczyk albo broszkę.
-Zupełnie jej nie pasują
Oczy okrągłe i bystre,
Co śledzą i atakują.
To zupełnie oczywiste,
Że muszą być większe one,
Refleksyjne i… przymglone.
-Gładka szyja może zostać,
Bo uszlachetnia jej postać.
-Musi głowę podnieść chyżej,
By koronę nosić wyżej.
-Założyć rożki na główkę
Trzeba naszej kandydatce.
Może wziąć od antylopy
A może zabrać żyrafce ?
-Czarna grzywka też się przyda,
Taka jak u bawolicy.
Wydłuży się gładką szyję
Jak u łani lub kozicy.
-Dosyć dużym utrudnieniem
Jest też sprawa z uzębieniem,
Bo gdy ona się uśmiecha
Nikt nie patrzy, lecz ucieka.
Jej kły długie i świecące,
Są nadto wszystkich drażniące.
Gdyby je przypiłowała
Miły uśmiech by dostała.
-A teraz rzecz najważniejsza:
Jakim cudem najpiękniejsza,
Tak niedawno miss wybrana,
Nie ma nawet śladów biustu.
Przecież to rzecz niesłychana
I najzwyklejszy brak gustu.
Byli więc na świecie pierwsi,
Co wybrali miss bez piersi ?
A pierś to jest kanon pani.
Miss bez piersi jest do… bani !
Nikt na taką miss nie czeka,
Odwraca się i ucieka.
To jest z płci pięknej zadrwienie.
Nie mówiąc nic o hymenie,
Bo tego nikt nie jest ciekaw.
Lecz brak piersi, nawet jednej,
Toż to duży brak, najpewniej.
By naprawić braku skutki
Przyszyć pierś i cztery sutki.
Bo biust to jest ważna sprawa,
Za niego największe brawa…
-Trzeba jeszcze skrócić ogon,
Bo jest sztywny i za długi.
Najlepiej dobrać od kogoś
Kto nie odmówi przysługi.
Miękki ogon ładnie zwisa
I zakrywa, co intymne.
Czasem można się popisać
I uchylić coś niewinnie.
Zawsze też będzie weselej,
Gdy ogon ozdobi frędzelek.
-Jeszcze jedna rzecz felerna,
Choć u pantery normalna.
Młoda miss jest mięsożerna,
Taka jest prawda brutalna.
Niech się mięskiem już nie naje,
Niech inną niż jest udaje.
Niech się powstrzyma, choć troszkę,
Niech choć udaje jaroszkę!
-Dużo także zmienić trzeba
W jej sposobie zachowania.
Zabronić łażenia po drzewach
I zbyt szybkiego biegania.
Do spacerów niech się skłania.
-Ale tutaj się wyłania
Następny problem – łopatki,
(Odziedziczone od matki
Oraz od ojca – po mieczu),
Odstające od jej pleców.
-No i biodra, też kościste.
Lepsze byłyby mięsiste,
Takie obłe, jak ma kobra.
Zmiana taka będzie dobra.
Poprawi dostojność ruchu,
Bo z tym także bardzo krucho.
Ona nie chodzi, lecz biega –
Nie tak jak słoń – elegant.
Niech nie sunie, jak na wabia.
Niech z godnością kroki stawia.
Tylne łapy niech prostuje
I bioderka eksponuje –
Wtedy damą się poczuje.
A jak raciczki założy,
Takie botki, hit sezonu,
Spełni kanony bon – tonu,
I rasową całość stworzy.
-Futerko też do wymiany,
Cętki niech stroją szamana,
Gdy przywołuje demony.
Od zaraz konieczna zmiana
Na strój w całym świecie modny.
Niech przypomina …bociana,
Co ma ubiór czarno – biały.
Mała czarna by się zdała.
Czerń, co bielą przełamana,
Kształtem zmienna, barwą stała,
Dla Afryki doskonała.
-Zestaw wzorów: nie kwadraty,
Ani pasy albo kwiaty.
Bardzo dobrze są widziane
Najzwyklejsze plamy, łaty.
Afryka pełna kontrastów,
Właściwie są dwie Afryki:
Północna, z suchego piasku
I reszta, teren półdziki,
Zmienny tak jak pory roku,
Jak dzień w słońcu, noc po zmroku.
Są Afryki: Biała, Czarna;
Całość podwójna, binarna.
A więc łaty czarno – białe
Będą właśnie doskonałe!
-Nad głosem też popracować
Musi nasza kandydatka.
To jej głos musi brylować
Tak, że primadonnę zatka.
Nie miauknięcie i nie kwik
To ma być donośny ryk !
-I ostatnia sprawa w końcu:
U niej pięć razy w miesiącu
Wymieniają się nastroje,
Takie psychiczne wyboje.
Nawet są takie osądy,
Że zmienia swoje poglądy!
To jest płochość charakteru
Wymagająca skarcenia.
Niech ona poglądów nie zmienia,
Bo miss musi byś stateczna,
A nie frywolna lub śmieszna.
Tak z grubsza wygląda sprawa.
Widzicie, to nie zabawa.
To jest poważne wyzwanie,
Afryka dziś stawia na nie.
Trzeba je zrealizować,
Forsy, czasu nie żałować.
Tylko nie wiadomo jeszcze
Kto da kasę, taki jest-że?
Czy w Afryce ktoś się znajdzie,
Co złoży tak hojne dary?
Czy w Tunisie, czy w Port Saidzie
Znajdą się petrodolary?
A może Emir z Dubaju
Swoją gotówkę wyłoży
I kilka arabskich krajów
Solidarnie się dołoży ?
Forsa będzie do zdobycia,
Ale najpierw trzeba znaleźć
Lekarzy, co doskonale
Skroją, co do usunięcia
I wszyją, co do przyszycia –
Kwintesencja przedsięwzięcia.
A przedsięwzięcie poważne,
Wyzwanie bardzo odważne.
Tu potrzeba kombinatu,
Który ma specjalny status,
Niezwykłe umiejętności
Oraz wielkie możliwości.
A takie też są na ziemi
Na zachodniej stronie globu.
Dokładnie w Wenezueli,
Najlepsze dla półkul obu!
To kombinaty, fabryki
Ślicznotek, piękna, urody,
Egzotyki i klasyki –
Są na to twarde dowody.
Tam poszukali poparcia
By misskę zmienić w królową.
Chociaż było bardzo drogo,
To żądza była wprost czarcia.
Diabeł ich chyba opętał,
Na nic już nie uważali.
Decyzja szybko podjęta,
Długo zresztą nie szukali.
Kiedy czort karty rozdaje,
To wszystko zdarzyć się może.
Trafili na szarlatanów,
Co mówią do się „doktorze”.
Oni szybko się podjęli,
Że najpóźniej do niedzieli
Wykonają to zlecenie.
Pantera wystąpi na scenie
W nowej szacie, z nowym błyskiem
Wygra wszystko i… po wszystkim!
Diabeł jednak tkwi w szczegółach.
A szczegółów było dużo
Spisanych w zlecenia formułach
Przez afrykańskiej miss urząd.
Dla każdego niegłupiego
Nie potrzeba zbyt długiego
Czasu na zastanawianie,
By zrozumieć to zadanie.
Pomyśleli szarlatani,
Że fortelem zamkną sprawę,
A w tym mają wielką wprawę.
Przeczytali znów zlecenie.
Jakież było ich zdumienie,
Gdy powoli, krok po kroku
Jasno się zrobiło wokół,
Bo z lektury zadań swoich
Każdy z nich obrazek kroi
Wynikający z umowy.
Po zestawieniu przeróbek
Każdy, i nawet półgłówek,
Wyciągnie wniosek rzeczowy,
Że w zleceniu jak byk stoi,
By z afrykańskiej pantery
Jakimkolwiek wręcz sposobem
Zrobić biało – czarną krowę!
A więc sprawa załatwiona.
Krowa od łba do ogona
Będzie bronić barw Afryki
I hodowców bydła przy tym.
Panterę gdzieś tam schowali,
A zwykłą krowę wydali.
Krowa, młoda jałowica,
Znawców bydła wręcz zachwyca.
Szarlatani forsę liczą
Zdobytą „ciężką krwawicą”.
Bardzo gruba jest ich kiesa.
To nowy rekord Guinnessa.
Za wykonaną umowę
Jak nic należy się „Nobel”
PS. W wyborach Miss Świata
Pantera – krowa przepadła
I to już w eliminacjach.
Tak niespodzianie, tak z nagła ?
Wygrała z pampasów puma.
To ją dziś rozpiera duma.
Pełna gracji i godności,
Lekka, szybkonoga, zwiewna.
Biega po trawie w cichości,
Każdego ruchu jest pewna.
Taką też była pantera
Nim ją zniszczyła afera,
Zanim głupie ambicyjki
Zniszczyły jej wdzięk „dziewczynki”.
Morał z tej historii taki:
Nigdy nie chowaj się w krzaki,
Nigdy nie chciej też być inną,
Sama szanuj cudzą inność.
Niech Kenijki i Zambijki,
Irakijki i Libijki,
Kongijki oraz Nubijki,
Kobiety wszystkich narodów
Te z północy i ze wschodu,
Te z południa i zachodu,
Wszystkich ras i rodowodów
Tę prawdę przyjmą za swoją
Jak jeden mąż za nią stojąc:
„Cudze chwalicie,
Swego nie znacie,
Sami nie wiecie,
Co posiadacie…”
W Polsce jest to znany wierszyk.
Jachowicz tych słów autorem.
Cytował je Wincenty Pol,
Też użyłem ich bez korekt.
I jeszcze cytat na koniec
Niebrzmiący zbytnio zawile
Za Janem T. Stanisławskim:
„ …i to by było na tyle…”
Ballada o trzech synach
Trzech synów matula miała,
Trzech ich pieściła, chuchała.
Każdy miał ojca innego,
Lecz matki męża ślubnego.
Tak się zdarzyło w jej życiu,
Że trzech mężczyzn zaślubiała.
Ledwo, co dziecko powiła,
Śmierć jej męża zabierała.
Ona skromna, religijna,
Miła jak chodząca cnota.
Ale skłonność wręcz odwrotna;
Szukała grzesznego chłopa.
Nie po to, aby z nim grzeszyć,
Nie po to, by życia użyć.
Lecz po to, by go nawrócić
I Bogu swym życiem służyć.
Cnota nie popełnia grzechów,
A tych głównych jest aż siedem.
Wybierała więc takiego,
Co popełniał chociaż jeden
***
Pierwszym był kucharz – łakomczuch,
Najlepsze przyrządzał dania,
Cóż z tego, kiedy on zawsze
Tylko do żarcia się skłaniał.
Ona z pierwszym dzieckiem w ciąży,
Ledwo dźwiga brzuch jak bania,
On jak zwykle tylko dąży
By, co jeść miała kompania.
Szybko urodziła synka,
Kopię swojego tatusia.
Od małego tylko żarcie
Ładował do swego brzusia.
Tatuś rybki miał na obiad,
Smaczne były z rybek dania,
I ość mu w gardle stanęła –
Był nie do odratowania.
Pierworodny także lubił
Pobiesiadować niewąsko.
Za robotę się nie imał,
Ale uwielbiał łakomstwo.
***
Po raz drugi wdowie przyszło
Składać przysięgę małżeńską.
Przy parafialnym ołtarzu
Poślubiła nową męskość.
Drugi mąż, inne dwie „cnoty”
Od dawna w sobie hodował.
Pycha, chciwość – te atuty
Pod wielką czaszką on chował.
Dla kompletu także wspomnę,
Że w sposób bardzo bezczelny
Był dla wszystkich kontrahentów
Jednakowo nierzetelny.
Choć bogaty był i chciwy
To dla żony całkiem hojny.
Ale czasem, tak dla zgrywy,
Wszczynał z nią małżeńskie wojny.
Raz po zęby uzbrojony,
(Zawsze miał dwa pistolety),
I celując z nich do żony
Sam się postrzelił, niestety.
Została podwójną wdową
Z małym dzieciątkiem przy piersi.
Musiała spadku połową
Pokryć zaległe rewersy.
A chłopczyk, jak jego ojciec,
Forsą się tylko zabawiał.
Starszemu bratu z kolacji
Skórki jedynie zostawiał.
Przez chytrość parł do bogactwa,
Jak jego ojciec przed laty.
Handlując z wszystkimi wszystkim
Robił się bardziej bogaty.
***
A wdowa znów się rozgląda
Za kandydatem na męża
I ojca swych dwóch sierotek.
Kilku chętnych się natęża.
Choć strach, bo wdowa podwójna,
To jednak ma trochę grosza.
Wybrała w końcu próżniaka,
Typ łobuziaka, gawrosza.
Wyprawili weselisko.
Nikomu nie brakło ochoty.
Jednak trzeci mężuś nadal
Nie ruszał żadnej roboty.
Żonę ubóstwiał namiętnie,
Zapatrzał się w nią jak w bóstwo.
Jednakże oprócz kochania
Ubóstwiał także nieróbstwo.
Wystarczał mu kawałek kąta,
Jedne gacie na tyłeczku.
Ubóstwiał także syneczka,
Lecz nie woził go w wózeczku.
Mały od piersi odjęty
Tylko na piechotę chodził,
A leniwy próżniak – tato
Ubóstwiał go, ale też głodził.
Nauki mu prawił mądre
Uczył go życia za grosik.
Ubogich życie też godne,
Choć ciągle są głodni i bosi.
Synka głodził, ale matka
Skrycie syneczka karmiła.
Od ust swych odejmowała
Choć gruba wcale nie była.
Synek chudy, ale ojciec
Wysechł jak na opał drewno.
Gdyby nie jego ubóstwo,
Dłużej by pożył, na pewno.
Przy skromnym obiedzie, w domu,
Suchą skórką się zakrztusił.
Mimo wezwania lekarza
Po chwili się już udusił.
***
Nasza wdowa, choć potrójna,
Jednak sama synów chowa.
Do kościoła każe chodzić,
Nie pozwala im biedować.
Zna chłopaków swych na wylot,
Widzi, że w ojców wrodzeni.
Dziś są u niej, lecz w przyszłości
Klęczeć będą w bożej sieni.
Gdy umarła matka – wdowa
Nad grobem synowie stali.
Potem razem, z ciężkim sercem,
Do klasztoru się udali.
Najstarszy został opatem,
Postawę miał odpowiednią,
A także kuchnia klasztorna
Trafiała mu w samo sedno.
Nożem szyneczkę pokroi,
Dłonią puchary obłapia,
Tak jak opisał Krasicki
W wierszyku „Monachomachia”.
Ten średni nie chciał godności
I tylko braciszkiem został.
Zawsze też dla przyjemności
Na tacę sam zbierał był szmal.
Sam sobie płacił pobory,
Bo z tacy stałe miał wpływy.
Brat opat o tym nie wiedział,
Zakładał, że jest uczciwy.
Najmłodszy z trójki przyrodniej
Sznurkiem podpasywał spodnie.
Wybrał życie pod klasztorem
Bo ubóstwo jest mu wzorem.
Żaden z braci nie był w stanie
Zmienić genów ojca swego.
Mieli też geny od matki,
W tym odpowiedź jest, dlaczego
Wszyscy do klasztoru ciągną.
Opiekę mają porządną
I profit nie byle, jaki –
Tego pilnują chłopaki.
Tak żyją bracia przyrodni,
(Żaden nie jest teologiem),
W symbiozie z sobą i Bogiem.
W życiu nie będą głodni,
Bo kto ma opata w rodzie,
Tego bieda nie ubodzie!!!