Stan mojego umysłu
Robi stałe postępy.
Zrozumiałem, że dnia na dzień
Jestem coraz bardziej tępy.
Stan mojego umysłu
Robi stałe postępy.
Zrozumiałem, że dnia na dzień
Jestem coraz bardziej tępy.
Uciekliśmy od bolszewii
Spod znaku sierpa i młota.
Lecz grozi inna sromota,
Co się niebezpiecznie zbliża.
To bolszewizm prawicowy
Sygnowany znakiem krzyża.
Ratujmy żyjących ludzi,
Nie tylko życie poczęte.
Każde życie bez wyjątku
Dla wszystkich winno być święte.
Ludzkie życie z różnych przyczyn
Bywa wcześniej przerywane.
Ludzie giną w czasie wojen
I klęsk żywiołowych. Dane
Jednak nie oddają skali
Najważniejszej z przyczyn śmierci
Grożącej milionom ludzi.
Jak ustalili eksperci,
Jedna ósma populacji
Jest dotknięta plagą głodu.
Tam, gdzie najwięcej ludności,
Ziemia rodzi najmniej płodów.
Problem – to nadmiar ludności.
Wielki przyrost naturalny
Jest wynikiem przeświadczenia,
Że to stan całkiem normalny,
Gdyż liczne w domu potomstwo,
To świadectwo pomyślności.
Bardzo ciężko wtedy dyszę,
Kiedy takie bzdury słyszę.
Przecież zgodnie z treścią Biblii,
To właśnie ludzie powinni,
I po to im rozum dano,
By czynić ziemię poddaną.
A niezbędnym skutkiem tego
Jest mieć żywność dla każdego.
Zwykła hodowla zbyt długo
I w sposób ograniczony
Pozwala osiągać te cele,
Na które czekają miliony
Głodujących w świecie ludzi.
Jest nas już siedem miliardów.
Więc żeby wszystkich wyżywić
Potrzeba nowych standardów
Pozyskiwania żywności.
Nie tylko większej ilości
Lecz też najwyższej jakości.
W krajach strefy równikowej,
Gdzie warunki niekorzystne,
Dlatego jest brak żywności,
Bo ona tam szybciej wyschnie,
Nim urodzi jakiś plon.
Stąd problem głodu się wziął.
Światowa produkcja żywności
Może by wystarczyła,
Gdyby nawet sucha ziemia
Też jakieś plony rodziła.
Są pustynne nieużytki
Do zagospodarowania.
Są też bagna, rozlewiska
Do mądrego osuszania.
A gdzie grozi nadmiar wody,
Potrzebna jest też budowa
Tam przeciwpowodziowych.
Lecz to wymaga nakładów
Na pozyskanie obszarów,
Które dziś leżą odłogiem.
To są miliony hektarów,
Gdzie rychło może się zdarzyć,
Że, gdy znajdzie się tam woda,
Zmienią się w wielkie oazy.
Trzeba także, oprócz tego,
Wielu nowych technologii
Oraz ludzi, by tą wiedzę
W polu zastosować mogli.
Podjęte są już działania
Wszędzie, gdzie to dziś możliwe,
Żeby susze i powodzie
Były jak najmniej dotkliwe.
Są wymogi do spełnienia:
Nawożenie, nawadnianie,
Oraz wszędzie tam, gdzie można
Także mechanizowanie,
To kierunek bardzo słuszny
Dla Zielonej Rewolucji.
Tam, gdzie spełniono warunki
Plon się zdwoił w czasie krótkim.
Mimo wszystko są problemy,
Bo rośliny zmutowane,
Chociaż są bardziej wydajne
Mają też cechy niechciane:
I gdy będzie jakiś wstrząs,
Nie zrodzi się żaden kłos.
Potrzebne więc są odmiany
Roślin odpornych na susze,
W tym przypadku trochę łatwiej
Jest zebrać potrzebne fundusze.
Z odpornością na choroby
Bardzo trudno się uporać,
Bo bakterie i wirusy
To jest taka „dzielna” flora,
Która sama się mutuje
I odporniejsza się staje
Na środki, które roślina
Jako lekarstwa dostaje.
Tu nadzieja w genetyce.
Ona przyspieszy zjawiska,
Które odkrył Grzegorz Mendel
W prawie od Jego Nazwiska.
Dotychczas praktykowana
Zwierząt i roślin hodowla
To już niewystarczające,
Żeby starać się o „Nobla”.
Tak robiono do tej pory.
Dziś nauka sięga dalej.
Gdy potrzeby coraz większe,
Lepszych trzeba doskonaleń.
Dla ogółu niezbyt znane
Jest to, że „Pierwszy Genetyk”
To naukowiec w habicie,
Który dowiódł niezbicie,
Że zespól genów to cechy
Potomstwu przekazywane.
Dziś wiadomo znacznie więcej.
DNA i jego struktury
To pole dla genetyka,
Szansa poprawy natury.
Trzeba uzyskać odmiany
Odporne na te choroby,
Które pomimo ochrony
Znacznie niszczą ziemiopłody.
Trzeba lepiej przystosować
Rośliny rosnące na polu
Do przetrwania braku wody
Lub jej większych niedoborów.
To kierunki najważniejsze
Dla poprawy sytuacji.
Co najmniej ćwierć wieku trzeba
I miliardowych dotacji,
Nim uda się plany wdrożyć.
Chciałbym takich czasów dożyć,
Kiedy ziemski „padół marny”
Ludzie będą opuszczali
Tyko z przyczyn naturalnych.
Nie wystarczy już doraźna
Pomoc na wypadek głodu.
Potrzeba jest wspólnych działań
Wszystkich bogatych narodów,
Żeby w czasie dosyć szybkim,
Zmniejszyć poziom głodowania.
Zamiast przysłowiowej rybki
Dać wędkę do jej łapania.
Kiedy zniknie z ziemi głód
Ja uwierzę, że to cud!
Kiedyś w Krakowie pewien ktoś miał coś, albo nawet dwa.
Inny ktoś nie musiał lubić inne czegoś, co lubić się da.
Różne są koleje losu,
Przeto powiem bez patosu:
Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
Prezydentowa czarownicą, co miotłą wywija!
Żydzi oraz komuchy podnoszą w Polsce ryja!
Kto to taką miłość głosi
I znak pokoju przynosi?
Ojciec dyrektor do słuchaczy „Radyja Maryja”.
Wszyscy radują się na Nowy Rok,
Że przybędzie dnia na „barani skok”.
Nie chcą pamiętać tego,
Że począwszy od dnia onego
Będą staaa…rsi aż o cały rok.
Jest typem człowieka, którego eter rozwija,
Z wierzchu potulny„baranek” a w środku bestyja.
Czy to jest zbrodniarz przebrany,
Czy hazardzista spłukany?
Nie, nie. To jest podobno słuchacz “Radia Maryja”.
Aktywistom stronnictwa spod znaku „Dwie Kaczki”
Kazano nosić organizacyjne znaczki.
Najgorliwsi, nawet w domu,
Nie mówiąc o tym nikomu
Przepinali znaczki na swetry lub serdaczki.
Kuba. Castro chce wysłać rakietę do Słońca,
Choć wiadomo, że ta gwiazda jest bardzo gorąca.
„Choć o tym dobrze wiemy,
To jeszcze przedtem wyślemy
Tam dla sprawdzenia, w nocy, zaufanego gońca”.
Rekrut opowiadał swym kolegom z wojska,
Że jego małżonka jest jak Matka Boska.
Gdy ją kiedyś zobaczyli,
To zamarli i po chwili
Wielkim chórem wrzasnęli: „O Matko Boska!”.
John był dumny z rozporka sprężystego jak drucik,
Gdy raz po raz na lewiznę zmykał jego fiucik.
Odnosił same sex-zwycięstwa.
Z czasem jednak zabrakło mu męstwa,
Zwyciężyła grawitacja, przed nią już nie uciekł.
Pewien dżokej ze Służewca wygrał derby, był na topie.
Jeszcze w stajni, pełen werwy dogonił swą Zofię.
Gdy ją dosiadł,
To ją posiadł.
Lecz przeprosił: „Prrrr…., zagalopowałem się trochę”.
Pewien doktor doił od innych pieniądze dla żony.
Wydawał je na kosmetyki i inne androny.
Jednak, gdy przyszła podagra
I nie pomagała wiagra,
Po rozwodzie sam się poczuł przez nią wydojony.
Profesja, której ona cała się oddała
Nic jej w szczególności dobrego nie dała
Oprócz konta w banku
I licznych kochanków.
Ale dobrze jej tak. Ma to, czego chciała.
Znany w Polsce wszystkim wodospad Siklawa
Dziwną bojaźnią małych chłopców napawa.
Gdy spojrzą w dół,
To pół na pół:
Albo się zsikają, albo puszczą pawia.
Jeszcze nie stary pewien wikary,
Za nieczystość płciową serwował kary.
Gdy jemu się grzech trafił,
To on wtedy potrafił
Umyć jak Piłat ręce, ten satyr stary.
Pewien młody biegacz, lubieżnik niestety,
Biegając po bieżni szukał swej podniety.
Pytacie, co go tak kręciło,
Kiedy mu się dobrze robiło?
Wtedy, gdy ostatni przybiegał do mety.
Reżyser horrorów John Howard Carpenter
Poradził raz panience z „Sexual Center”:
W każdej sytuacji bez wyjścia,
W miejsce figowego liścia
Wkładaj czerwone majtki z napisem „NO ENTER”.
Teściowa pod drzwiami życie swe naraża,
By podsłuchać jak o niej zięć się wyraża.
W końcu prawdę usłyszała
I obrażona zemdlała.
Jak już podsłuchujesz, to się nie obrażaj.
Mały Janek, dla zabawy zbudował mostek z klocków.
Dla kawału wymyślono most wzdłuż rzeki w Wąchocku.
Czy życie zna też inne przykłady,
Kiedy na most wjechać nie da rady?
Tak. Jest to świeżo zbudowany most drogowy w Płocku.
Puszczał bączki mały chłopczyk, Janek Kierdzi.
Pięknie to robił, tak jego mama twierdzi.
Lecz gdy był podrósł,
To ktoś mu doniósł:
Ty nie puszczasz bączków, lecz normalnie pierdzisz!
Pewne skojarzenia wiodą ludzi na manowce,
Dlatego polonista czasem znajdzie się w kropce.
Jeśli ty masz inne zdanie,
To odpowiedz na pytanie:
Jest stalowa wełna, czy są też stalowe owce?
Dziś sześcioletnia córeczka
Powiedziała mej teściowej,
Że nasz domek, gdzie mieszkamy,
Jest przez duchy nawiedzany.
Zdumiała się, skąd u dziecka
Taka myśl powstała w głowie.
Może na podwórku chłopcy
Straszą dzieci jakimś „obcym”?
Wzięła małą na kolana,
Przytuliła i spytała,
Od kogo i w jaki sposób
O duchach się dowiedziała.
Mała jej opowiedziała,
Że kiedyś w nocy słyszała,
Jak duchy łóżkiem szurają
I imię tatusia wołają.
Potem ktoś sapie i jęczy,
A przestaje, gdy się zmęczy.
Prowadziłam dziś prelekcję
Dla grupy chłopców z liceum.
Myślałam, że Prawo Pascala
Nie zaciekawi zbyt wielu.
Fizyka, to doświadczenie.
Więc zrobiłam prezentację,
Żeby chłopcom udowodnić
To, że pan Pascal miał rację.
Byłam bardzo zaskoczona,
Że się interesowali.
Przez cały wykład uważnie
Patrzyli się i słuchali.
Po zajęciach, w toalecie,
Jak poprawiałam grzyweczkę,
Odkryłam, że moje piersi
Prześwitują przez bluzeczkę.
Teraz wiem, że dla nich były
Ciekawsze biustu szczegóły,
Niż podawane przeze mnie
Prawa Pascala formuły.
Różne rzeczy robią panie
Podczas jazdy samochodem.
Najczęściej są to czynności
Poprawiające urodę.
Przeważnie malują usta
Lub poprawiają włoski.
Wygląd i stan garderoby
Też jest przedmiotem ich troski.
To zupełnie naturalne,
Gdy czyni to pasażerka
Pod warunkiem, że używa,
Tylko własnego lusterka.
Wiele pań jest kierowcami
I nieźle autem kierują.
Jednak podczas jazdy często
Także usteczka malują.
Dzisiaj właśnie miałem stłuczkę.
Najechała mnie kobieta
Urywając tylny zderzak.
Każdemu zdarzy się niefart.
Nie doszłoby do kolizji,
Gdyby bardziej uważała.
Wysiadłem z auta, a pani
W swoim wozie wciąż siedziała.
Z początku pomyślałem, że
Może z wrażenia zemdlała.
Zajrzałem do wnętrza wozu,
A pani rzekła te słowa:
„Spokojnie, nic się nie stało.
Muszę skończyć się malować!”
Dzisiaj w towarzystwie męża
Poszliśmy na bal do szkoły,
W której bardzo dawno temu
Z trudem maturę gryzmolił.
Siedzieliśmy przy stoliku
W dużej grupie koleżeńskiej.
Z nami jego koleżanki
I ich „połówki” małżeńskie.
Bal udany. Pełen luzik.
Jestem w dobrym towarzystwie.
Słucham wspominek o czasach,
Kiedy nosili tornister.
Bawiłam się wyśmienicie
Dotąd, gdy się ukazała
Pani, w której przed ćwierćwieczem
Cała szkoła się kochała.
Była to też oczywiście
Szkolna miłość mego męża.
Zgadłam, kiedy zobaczyłam,
Jak na nią swój wzrok wytężał.
Podeszła do naszej grupy
Jak jakaś Koryntu córa.
On przestawił mnie przybyłej
Jako… koleżankę z biura.