Usiadłam,
zjadłam.
Wstałam,
zwymiotowałam.
Pozwólcie staremu, że hasło wypaczę,
Które usłyszałem od mej starej cioci.
Pasuje jak ulał,
Choć to nie komunał:
“Jak nie można inaczej,
To trzeba… po dobroci”.
Dziś odnaleźć próbowałam
Położony gdzieś telefon.
Użyłam komórki męża,
Bo to najłatwiejsza z metod.
Kontakt „Kasia” wystukałam.
Na liście aż trzy imiona,
Lecz przy żadnej imienniczce
Na mój numer nie trafiałam.
Nie ma też kontaktu „żona”.
Pierwsza „Kasia”, to ktoś z pracy.
Druga, to męża kuzynka.
Znów trzecia, to jego ciotka,
Też mego męża rodzinka.
Mąż nie ma mego kontaktu?
Przecież często do mnie dzwoni.
W klawiaturę wbijam numer.
Nie zamierzam czasu trwonić.
I natychmiast na wyświetlacz
Wskoczyła postać rogata,
A obok mego numeru
Było napisane: „Szatan”!
Gdy miałam iść do spowiedzi,
To za radą katechety
Zapisałam na karteczce,
Najważniejsze moje grzechy
Miałam niefart. Tą karteczkę
Znaleźli moi rodzice.
Poznali moje nałogi
I moje sny nie dziewicze.
Mam teraz szlaban na wyjścia
I wyłączony Internet.
Przez to, że słuchałam księdza,
Dziś mam kłopoty. Cholerne!
Ukradziono mi samochód.
Kiedy został znaleziony
Był „wyczyszczony” do zera,
Skradziono nawet opony.
Ale jest jeden wyjątek.
Miałam buty w bagażniku.
Z siedmiu par, które woziłam,
Zbrakło po jednym buciku.
Złodziej zapewnie pomyślał,
Że jeśli tylko ukradnie
Po jednym buciku z pary,
Postąpi bardzo zabawnie.
Zabrał mi tylko połowę
Obuwniczego łupu.
Wyszło na to, że oboje
Mamy po siedem „pół-butów”.