Happening

Kontrolerzy są rozliczni.

Jedni grzeczni i spokojni,

Drudzy z brakami kultury,

Inni do wszystkiego zdolni.

Miałem kiedyś tę możliwość

Spotkać duet kontrolerów,

Których już znało pół miasta

Z robionych przez nich numerów.

 

Scenka była wręcz stylowa.

Obok mnie siedziała pani,

Którą za nadmiar urody

Dokładnie kontrolowali.

Od razu ją obrzucili

Drwiącymi epitetami

I nawet się posunęli

Do popychania rękami.

Lecz ona całkiem spokojnie

Sięgnęła do swej torebki

Wyciągając coś w rodzaju

Saszetki albo sakiewki.

Pokazała to z uśmiechem

Uprzejmie przepraszającym,

Że w środku jest nieporządek

Bardzo kompromitujący.

Były tam pliki biletów

Rzeczywiście skasowanych.

Kontrolerzy patrzą na to

 

Z lekkim grymasem przygany.

Zaczęła szukać biletu

Koniecznie z właściwą datą

Zerkając na nich spod oka

Ciekawa, co oni na to…

 

Dwa „kanary” już są pewni,

Że pani nie ma biletu,

A twierdzenie, że posiada

To tylko przejaw tupetu.

 

Odebrali jej saszetkę.

Każdy bilecik sprawdzali,

Ale tego jedynego

Pechowo nie odszukali.

Pani patrzyła z ukosa

Spokojnie, bez drgnienia powiek

Jak szukają „w stogu siana

Igły” spoceni panowie.

 

Kiedy już wszystkie sprawdzili,

Pani wyjęła z kieszeni

Ten „zaginiony”, właściwy.

I tak skończyła happening.

O płotek

Mój dziadek ma małą działkę

I więcej czasu niż młodzi.

Sam remontował swój domek

I płotek, by nikt nie wchodził.

Ten płotek jest prowizorką,

Na nowy musi poczekać.

Jednak sąsiad z działki obok

Rozpoczął bardzo narzekać:

Że nieładny, za wysoki,

Zrobiony całkiem bez kunsztu.

Psuje wygląd otoczenia

I w ogóle brak mu gustu.

Największy jednak był zarzut,

Że ten płot na drogę „wchodzi”.

Powiadomił władzę gminy,

Niech sprawdzi, co mu to szkodzi?

 

Przyjechało kilku panów.

Pomierzyli, odjechali.

Przy okazji także inne

Pomiary tam wykonali.

Sąsiad miał rację, ponieważ

Według panów geometrów

Płotek dziadka „właził” w drogę

Aż o dziesięć centymetrów.

Dodatkowo, przy okazji,

Mierniczy także stwierdzili,

Że dwaj dziadkowi sąsiedzi

Też źle płoty postawili.

Byli to: sąsiad, co skarżył

I jego szwagier cioteczny.

Urząd Gminy dla nich wszystkich

Jednakowo był skuteczny.

Wszyscy dostali decyzje

Ostatecznie stanowiące,

By ogrodzenie rozebrać

Przez najbliższe dwa miesiące.

 

Ten sąsiad, który był doniósł,

Ma płot nowy, betonowy,

Z kutymi w stali wrotami

Na dwóch słupach granitowych.

Szwagier swój płot wymurował,

Każdą cegiełkę fugował.

Brama to dzieło snycerskie,

Współczesna sztuka ludowa!

 

Jakie będą nowe płoty

Jeszcze nie bardzo wiadomo.

Obaj z dziadkiem jedno wiemy,

Że to był kosztowny donos.

Odmiana

Pracuję w domu opieki.

Opiekuję się chorymi.

Bywa ciężko, ale czasem

Znajduję w ludziach optymizm.

 

Dzisiaj już po raz kolejny

Musiałam podcierać dziadka,

Który znów trochę popuścił.

A dlaczego? To zagadka!

Przecież to pacjent „chodzący”.

Zawsze sam szedł do łazienki,

A po drodze przy okazji

Podrywał zdrowsze „panienki”.

 

Byłam zaniepokojona

Pogorszeniem jego stanu.

Czyżby to był pierwszy objaw

Niedyspozycji organów?

Zapytałam, czy się smuci

Z tej bardzo nagłej odmiany

Odparł, że on bardzo lubi

Kiedy my go „tam” smyramy.

Za – prezent – o – wała

W firmie mamy „mikołajki”.

To impreza z tradycjami.

Jej celem jest integracja

Z firmą i pracownikami.

Na tegoroczne spotkanie

Włożyłam strój Mikołaja,

Który miał mnie odpowiednio

Do otoczenia dostrajać.

 

Był też tam fajny kolega.

Ja, nie dając mu się poznać,

Spytałam tak jak Mikołaj:

Co najbardziej chciałbyś dostać?

Odparł szybko, że dziewczynę.

Ja nie tracąc czasu, zaraz

Zrzuciłam strój Mikołaja.

Myśląc, że już go mam,

Wołam „Tadam!!!” Tadaam!!!”

 

Lecz na fanfary za wcześnie.

Odczułam to dość boleśnie,

Gdy ujrzałam jego minę

I twarz mocno pobladłą.

A dobiło mnie westchnienie:

„Bardzo chciałem, ale ładną…”

Nie sługa…

Przyszłam do pracy „na nockę”

I zastałam szefa w biurze.

Zdziwiłam się, bowiem nigdy

Nie zostawał w pracy dłużej.

Patrzyłam na strzęp człowieka

Z całą twarzą mokrą od łez,

Jakby doznał w jednej chwili

Mnóstwa porażek albo klęsk.

 

Spytałam, czy coś się stało,

Że jest tutaj, a nie w domu?

Czy mogłabym w jakiś sposób,

Lub w czymkolwiek jemu pomóc?

Rozpłakał się jeszcze bardziej

Wyznając mi, że jest dureń,

Gdyż powiedział swojej żonie,

Że się we mnie podkochuje.

 

Jestem nową pracownicą.

Nie znam szefa zbyt dokładnie.

Mam męża i dziecko w drodze,

Więc dlaczego padło na mnie?

Pierwsza pomoc

Parę lat temu mój tata

Usiłował grzecznie pomóc

Leżącemu sąsiadowi

I ustawić go „do pionu”.

 

Wóda i proteza nogi

Były powodem wypadku.

Zresztą całą sytuację

Oglądało wielu świadków.

Sąsiad był mocno pijany

I przewrócił się na drodze.

Wspomnę, że ojciec nie wiedział

Nic o jego sztucznej nodze.

 

Chciał pijanego przesunąć

Z nawierzchni drogi na chodnik.

Pociągnął go mocno za nogę,

Żeby nie rozerwać spodni.

Proteza została w ręku,

A sąsiad na drodze leży.

Słychać śmiechy w nagłym zgiełku.

Ojciec, jak mały harcerzyk

W niespodziewanym rejwachu,

Stał zdrętwiały z przerażenia

Z „gaciami pełnymi strachu”.

Kto czym wojuje…

Jestem studentem. W weekendy

Dorabiam jako ochroniarz.

Dbam o spokój i porządek

W klubie studenckim „Japonia”.

 

Wczoraj, w pierwszy dzień po feriach,

Jakiś pajac przy bufecie

Zaczął się chamsko narzucać

Zupełnie nieznanej kobiecie.

Na jej prośbę „kulturalnie”

Wyprosiłem go na zewnątrz.

Stawiał się, więc mocny kopniak

Rychło go w d..pę dosięgnął.

 

W poniedziałek na zajęcia

Przyszedł nowy wykładowca.

Skojarzyłem go z „Japonią”.

Jego twarz jest mi nieobca.

On także mnie zapamiętał

I będzie miał mnie na oku.

Teraz ja dostanę kopa

W indeksie na koniec roku.