Żądanie ojca

Nie ma miłości bez zazdrości.

Taką śpiewano piosenkę.

Lecz zazdrość jest wrogiem miłości,

Bo miłość zamienia w mękę.

 

Mój ultra zazdrosny małżonek

Przeszedł dziś siebie samego.

Chce przez smoczek karmić synka,

Bo „butelki są od tego”.

 

Swoje dziecko od narodzin

Karmię piersią jak należy,

A on żąda, by oseska

Karmić z pomocą  protezy!

 

On nie może się pogodzić,

Żeby jakiś „inny samiec”

Trzymał i całował piersi,

Które jemu są oddane.

Motyw

Mieszkam w mieszkaniu, które

Wynajęłam przed dwu laty.

Bardzo mi tutaj wygodnie.

Choć niewąskie są opłaty.

 

Dzisiaj właściciel lokalu

Przyszedł do mnie z wymówieniem.

Mam opuścić jego lokal.

Dał kwartał, żeby się przenieść.

 

Zapytałam go o powód,

Gdy tylko stanął w mych drzwiach.

Motyw prosty. Lubi zmieniać

Najemców.  Co jakiś czas.

Fobia

Leczyłam się na depresję.

Ale zmieniono diagnozę.

Okazało się, że od lat

Mam neuroboreliozę.

Po ponad rocznej kuracji

Wróciłam do normalności.

Zdążyłam jeszcze normalnie

Przeżyć lata swej młodości.

 

Wyszłam za mąż, ale ciągle

Mam na kleszcze wielką fobię.

Wszystko „psikam” i smaruję.

Walkę z nimi wciąż mam w głowie.

 

Ostatnio mąż razem z synkiem

Wyjechali na swe pierwsze,

Prawdziwie męskie wakacje.

A przecież tam też są kleszcze!

 

Spakowałam do plecaka

Cały „arsenał” ochronny,

Żeby żaden z nich tam nie był

Na te insekty bezbronny.

 

Błagałam mojego męża,

By chronił siebie i synka.

Przez cztery dni ich „wyprawy”

Byłam w nerwach jak kretynka.

 

Powrócili pełni wrażeń.

Nie rozebrali się jeszcze,

Gdy pilnie zaczęłam sprawdzać,

Czy mają na sobie kleszcze.

 

Okazało się, że synek

Kleszczyka „na główkę złapał”.

Mąż nie zakładał mu czapki

W czasie ich „męskich” eskapad.

Skóry i ubrań nie „psikał”,

Bo wziął mnie za panikarę.

Zastanawiam się głęboko

Jaką Mu wymyślę karę.

Spisek?

Mój kumpel, z którym pracuję,

Zapytał mnie w czasie przerwy,

Czy mnie nie zastanawia fakt,

Który już długo go gnębi,

Że prawie wszyscy koledzy

Posiadający Toyoty

W ostatnich dwóch latach mieli

Większe lub mniejsze kłopoty:

A to stłuczka się trafiła,

A to lakier ktoś zadrapał,

A to koło nawaliło

I bez powietrza był zapas…

 

Ten facet uwielbia tworzyć

Różne teorie spiskowe.

Ta dotycząca toyotek,

To jego nowy „dorobek”.

 

Mam toyotkę od lat czterech.

Nigdy kłopotów nie miałem.

Jeżdżę bez żadnych problemów,

A więc faceta wyśmiałem.

 

Zgadnijcie, komu to dzisiaj

Jakaś baba wgniotła drzwiczki

Wyjeżdżając niespodzianie

Z podrzędnej, ślepej uliczki?

Pilne spotkanie

W niedzielę tuż przed obiadem

Szef przysłał mi plik z nagraniem,

Że zwołuje w trybie pilnym

Bardzo doniosłe spotkanie.

Ja na poniedziałek rano

Mam zrobić raport półroczny.

To termin wyśrubowany,

Natychmiastowy, bezzwłoczny.

 

Za oknem piękna pogoda.

Ja samotnie, bez pomocy,

Chcąc to wszystko opracować,

Siedziałem aż do północy.

 

Niewyspany i zmęczony

Wstałem bardzo wczesnym ranem,

Żeby ostatecznie sprawdzić,

Czy wszystko przygotowałem.

 

Byłem także pierwszy w pracy.

Gdy wszystko było dograne,

Szef przysłał mi sms-a,

Że… odwołuje zebranie,

Bo niestety trochę zaspał

(ani słowa tu o wstydzie)

I musi  przenieść spotkanie

Na… przyszły dopiero tydzień!

Humor też potrzebny

Na tym osiedlu, gdzie mieszkam,

Przeważają małe domki

Skryte w uroczych ogródkach,

W których królują jabłonki.

Wszędzie, poza moim domem,

Trzymane są psy lub koty.

Ja jestem uczuleniowcem

Na ich zapach albo dotyk.

Z tego względu unikałem

Kontaktu ze zwierzętami.

Nie oznacza to, że dla mnie

Są w jakiś sposób wrogami.

 

Ale teraz mam podstawy,

Aby myśleć, że zwierzaki

To jakieś fatum, nieszczęście.

Prawie że zabijaki!

Jakiś kot się do mnie łasił

Ocierając się o nogi.

Zaplątałem się i nagle

Zwaliłem się  w poprzek drogi.

Skończyło się to wstrząsem mózgu

I tygodniówką w szpitalu.

Wiedzieli, że to przez kota.

Nazwali mnie „pan miau-miau!

 

Tydzień nie było mnie w domu.

Znów sytuacja cholerna.

W tym czasie „przejął” mój ogród

Jakiś olbrzymi doberman!

Wchodziłem właśnie na schody,

Kiedy mnie zaatakował

Ten „okropny” ludobójca

Skrycie, nagle. Nie żartował!

Uciekałem, lecz bez skutku.

Bestia ugryzła mnie w łydkę.

Znów znalazłem się w szpitalu.

I dostałem nową ksywkę:

Tym razem to „pan hau- hau- hau”.

 

Lekarze zrobili „wywiad”

Do mej historii choroby:

Czemu toczę wojnę z fauną?

Jakie są tego powody?

Czy może jest jeszcze jakieś

Zwierzę w mojej okolicy,

Które próbuje mnie zabić,

Albo chociaż krzywdę sprawić?

Jeśli nie zdołam policzyć,

Zalecili, bym od zaraz…

Biegi na sto metrów ćwiczył.

 

Nie snuję tej opowieści

Dla przeżytego horroru.

Chcę docenić mych lekarzy

Za ich poczucie humoru.

Krajanka

Byłem świadkiem, jak jakiś dres

Zaczął dziewczynę obrażać.

Wyzywał od terrorystek,

Obelgami upokarzał.

Kazał szybko wyp***dalać

Do jej rodaków Arabów

Winnych za przeprowadzanie

Licznych zamachów i zabójstw.

 

Wyglądała jak Arabka,

Ale sama była w tłumie.

One nigdy nie są same.

Nie mogłem tego zrozumieć.

 

Nikt ze świadków tego zajścia

Nie zdążył zareagować.

Nagle ona do dresiarza

Wycedziła takie słowa:

„Co mi tu, ty ch**u, pie***ysz.

Spier**laj głupi frajerze.

Ja ziomalka, autochtonka!

Urodziłam się pod Zgierzem”!

Budzik

Od dziecka moim problemem

Jest  poranne dosypianie.

Nawet dziś ja wszystko zrobię,

By opóźnić z łóżka wstanie.

 

Dla rodziców też był problem,

Lecz go rozwiązali szybko.

Kupili mi nowy budzik

Z wbudowaną pozytywką.

 

Myślicie, że pozytywka

Miłe melodyjki grała?

O określonej godzinie

Sygnał alarmu włączała!

Poza tym mi „uciekała”

W różne kąty pomieszczenia,

A coraz głośniejszy alarm

Stawał się nie do zniesienia.

Żeby „ustrojstwo” uciszyć

Dogonić je należało

I wyłączyć głos i napęd,

Bo inaczej się nie dało…

 

Dzisiaj oceniam ten bajer

Jako świetny, ale wtedy

Zalazł mi mocno za skórę;

Głęboko, bo aż do trzewi.

 

Przydarzył mi się wypadek.

Zabrano mnie do szpitala,

Gdzie mi w narkozie musiano

Kości podudzia zespalać.

Kiedy wróciłem do domu,

To młodszy braciszek Artur

Włączał mi go regularnie

W środku nocy, tak dla żartu!

Niezdrowy sen

Wracałem skonany z pracy

I zasnąłem twardo w metrze.

Było lato, mocne słońce,

Nagrzane było powietrze.

Nawet ciemnych okularów

Nie zdjąłem, gdy zasypiałem.

Co dalej działo się ze mną,

Od innych się dowiedziałem:

 

Naprzeciwko siadła para.

On – karczek przypakowany,

Ona – różowy koszmarek

Cekinami lamowany.

Koksik stwierdził, że ja ciągle

Gapię się na jego „Donię”.

Wnerwiony zapytał, czy mam

Jakiekolwiek wąty do niej.

 

Spałem, nie odpowiedziałem,

Więc się wkurzył dodatkowo.

Przyłożył mi pięścią w szczękę.

Zasnąłem po tym na nowo…

Ojciec i syn

Od lat mieszkam w innym mieście

Niż za młodu z rodzicami.

Zawsze, gdy ojciec jest u mnie,

Obiadki w knajpie zjadamy.

To nasza męska tradycja,

Bo gdy mama z Nim przyjedzie,

Zawsze stara się, by w domu

Ze mną oraz z ojcem siedzieć.

 

Wtedy, kiedy byłem z ojcem,

Zdarzały się sytuacje,

Że mnie i mojego tatę

Oskarżano o dewiacje.

Ludzie brali nas za parę

I ostro krytykowali

Za „niestosowny” ich zdaniem

Kontrast wieku między nami.

 

Wczoraj jakaś starsza pani

Przyczepiła się do taty,

Że za deprawację młodych

Do piekła po śmierci trafi.

Spokojnie jej odpowiedział,

Że mamy do spotkań prawo,

Bo przecież jest moim ojcem.

Wtedy… oblała go kawą!

 

To jest zastanawiające,

Że co niektórzy rodacy

Nie do siebie, lecz do innych

Chętnie stosują ostracyzm.