Stracone lata

Niedaleko pada jabłko

Od macierzystej jabłoni.

Kilka lat pod nią „leżałam”

Wśród rodziny i znajomych.

 

Kiedyś „jabcok”, a teraz cydr

Jest w niej „eliksirem bogów”.

Ja także w tym brałam udział.

Dziś chcę rzucić, bo mam powód.

 

Wreszcie poczułam, że tracę

Kontrolę nad tym, że piję

Tyle alkoholu i wnet

Nie będę wiedzieć, że żyję.

Postanowiłam, że zrobię

Sobie w piciu dłuższą przerwę.

A z czasem, jak mi się uda,

Całkowicie z piciem zerwę.

 

Partner zaraz mnie zostawił,

Jak o tym tylko usłyszał.

Bo nie może tolerować

Baby, co nie chce… kielicha!

On sobie nie wyobraża

Żyć z taką, która z wyboru

Chciałaby zostać nudziarą

Od rana aż do wieczoru.

 

Nie mam żalu do partnera,

Że rzucił mnie zamiast picia.

Sama siebie tylko winię

Za stracone lata życia.

Droga do szczęścia

Mój tata jeździ chopperem.

Ja też lubię motocykle.

Teraz jeżdżę tylko z ojcem.

To dla mnie zawsze niezwykłe.

Na razie jako pasażer,

Lecz odpowiednio ubrany

W kurtkę skórzaną i jeansy,

A na nogach noszę glany!

 

Szkolę się na prawo jazdy,

Skończyłem osiemnaście lat.

Ale na razie mieć mogę.

Tylko kategorię A2.

Za dwa lata zdam na pełne

Prawo Jazdy na motocykl.

Kupię sobie kombinezon.

Dumnie w glanach będę kroczył.

 

Dziś miałem wykład z teorii.

Poszedłem jak zwykle w glanach

Czyściutkich, wypastowanych;

Pucowałem je od rana!

 

Tuż przed gmachem Szkoły Jazdy

Wdepnąłem w coś, co dla glanów

Jest obrzydliwie najgorsze

I pozbawia sznytu, szpanu.

Łatwo się domyślić, że „to”

Zostawił pies, i to duży.

Cały protektor zbrudzony,

Nie miałem szans, by go umyć.

Trochę wytarłem zelówkę

Na trawniku obok szkoły,

A potem w ostatniej ławce

Chowałem brudne giczoły.

 

Podobno ten, kto przypadkiem

Wdepnie w byle jakie g**no,

Otrzyma w zamian łut szczęścia,

Nawet gdyby przy tym… bluznął.

 

I tak było w mym przypadku.

Ze wstrętem czyściłem glany.

Ale kiedy już skończyłem,

Byłem szczęśliwy. O rany!

Pod dywan

Zawsze pomagałem mamie

Posprzątać nasze mieszkanie.

Chociaż jestem tylko chłopcem,

Sprzątanie nie jest mi obce.

 

Zawsze mnie irytowała

Czarna gumka od szufelki,

Bo pod nią zawsze zostawał

Z drobin piasku ślad niewielki.

Żeby dokładnie zmieść śmieci

I pozbyć się piasku drobin,

Naciskałem na szufelkę

Próbując je wszystkie „złowić”.

Całą resztę nie zmiecioną

Zamiatałem pod dywanik.

Nikt o tym fakcie nie wiedział,

Nikt za to mnie też nie zganił.

 

Dzisiaj mam już osiemnastkę –

Dorosłem według dowodu.

Przyznałem się wreszcie mamie,

Jaki to ze mnie był łobuz.

Mama była zadziwiona

Tym wyznaniem z mojej strony.

Myślała, że to lubiłem,

Że byłem zadowolony.

 

Prosiła, bym jej pokazał

Mój sposób chwytu szufelki.

Zademonstrowałem. Ona

Wykonała ruch niewielki:

Leżącą dotąd swobodnie

Uniosła pod lekkim skosem.

W ten sposób można na szuflę

Zamieść nawet mały włosek!

 

Chwileczkę nauka trwała.

Ale ze mnie była… pała!

Telemania

Był w rodzinie telewizor

Stary, ten kineskopowy.

Działał, więc nie było trzeba

Zmieniać go jeszcze na nowy.

Stał w pokoju na komodzie

Naprzeciw łóżka córeczki,

Bo lubiła na dobranoc

Oglądać na nim bajeczki.

 

Kiedy już poszła do szkoły,

Zaczęła troszkę wybrzydzać,

Że na jej telewizorku

Bajeczek dobrze nie widać.

Jedna koleżanka z klasy

Opowiadała, że fajnie

Jest mieć duży telewizor

I… on mało miejsca zajmie…

 

Męczyła nas do znudzenia.

Mieliśmy kłopot, co zrobić.

Mąż cały czas był przeciwny,

Bo uważał to za snobizm.

Jednak w końcu mój małżonek

Zdecydował kupić nowy.

Mamy wreszcie telewizor

Czterdziestoośmiocalowy!

Ma dostęp do Internetu.

Można wybrać sobie filmy.

Często razem oglądamy

Pewien serial, bo rodzinny.

Postawił go na komodzie

Tam, gdzie stał jego poprzednik.

Chciał przez to naszej córeczce

Wygodne miejsce zapewnić.

 

Pewnego dnia moja córka

Oglądała sama bajki.

Jestem w kuchni. Słyszę hałas.

Poczułam na plecach ciarki!

Wpadłam do pokoju, a w nim

Piramidka dosyć spora

Z kilku szuflad, naszej córci

I także z… telewizora.

Co się stało? Zapytałam

Wyciągając dziecko z „gruzów”,

Niespokojna, czy nie znajdę

Zadrapań, skaleczeń, guzów.

 

Okazało się, że ona

Powysuwała szuflady,

By po nich wejść na komodę,

Lecz nie dała sobie rady.

A że telewizor lekki,

To wszyściutko na nią spadło.

Bilans? Nowy odbiornik – złom,

Dziecko strachu się najadło.

Nic poza tym się nie stało

Szczęśliwie dla nas i dziecka.

Teraz znów na „kineskopie”

Bajki ogląda córeczka.

Ten sam…

Moja koleżanka z pracy

Nareszcie znalazła pretekst,

By zdradzić mi tajemnicę

O swoim romansie z szefem.

 

Oni bardzo się kochają,

Lecz tego nie ujawniają,

Bo zasady naszej firmy

Na romans nie pozwalają.

 

Mało bym tym się przejęła,

Gdyby nie to, że pod sekretem

Ja też ukrywam swój związek

Z tym samym, co ona, facetem.

Zmiana na lepsze

Pracowałem w pewnej firmie

Przez ponad półtora roku.

Miałem tam przełożonego.

Gnoił mnie na każdym kroku.

Chociaż zadania za kwartał

Realizowałem w pełni,

To i tak znalazł powody,

Żeby pozbawić mnie premii.

 

W końcu miarka się przebrała.

Wypowiedziałem robotę.

Na odchodnym jeszcze dobrze

Zmieszałem z błotem idiotę.

 

Miałem wcześniej załatwione

W innej firmie zatrudnienie.

Pracując w niej myślałem, że

Chyba już jest po problemie.

 

Nowy szef jest sprawiedliwy

I lepiej też ludziom płaci.

To właściwa motywacja

Do lepszych wyników w pracy.

 

Minęło parę miesięcy.

W firmie są przetasowania.

Mam „nowego” kierownika –

Znanego mi wcześniej drania.

Urna życzeń

W urzędzie, w którym pracuję

Pojawiła się dziś urna

Na anonimowe wnioski

Wszystkich pracowników biura.

 

Kto tylko chce może zgłosić

Pomysł dotyczący pracy

Oraz każdy inny wniosek,

Choćby nawet mało znaczył.

Bardzo ważne są też sprawy,

Nie przynoszące nam chluby,

A o których nikt otwarcie

Nie chciałby z szefostwem mówić.

 

Przed fajrantem szef mnie wezwał.

Powiedział, że już pięć zgłoszeń

Sugeruje, żebym szybko

Na „zieloną trawkę” poszedł.

 

Uzasadnienie jest jedno:

Trzeba przerwać mą karierę,

A tym samym w naszym biurze

Poprawi się… atmosferę.

Jak dziecko…

Moja ukochana babcia

Jest chora na Alzheimera.

Psychicznie jest niemal dzieckiem.

Ale ja zawsze Ją wspieram.

 

Ona lubi spacerować,

Jednak sama wyjść nie może.

Zawsze, kiedy ma ochotę,

Przechadzam się z Nią na dworze.

Bardzo lubi te spacery

I z nich jak dziecko się cieszy.

Smutny świat rzeczywistości

Staje się dla Niej weselszy.

 

Dziś zakupy w Castoramie,

Bo robimy remont domu.

Niespodzianie babcia znikła

Nie meldując się nikomu.

Zagadaliśmy się trochę,

A Ona sobie gdzieś poszła.

Coś Babcię zaciekawiło?

Poczuła się dziś dorosła?

 

Wkrótce znaleźliśmy Babcię

Na kibelku wystawowym,

Bo nagle się Jej zachciało

Siusiu i kupeczkę zrobić.

Powiem tylko, że od wtedy

Materiały przywozimy

Z zupełnie innego sklepu.

Z Babcią tam już nie chodzimy…

Incydent

Mieszkam z mamą i siostrami.

Kiedyś z naszej garderoby

Słychać było hałas, który

Usłyszały dwie osoby.

 

Razem z mamą poczułyśmy

Nieznane, wewnętrzne mrowie.

Nie wiedziałam, co to było.

Otworzę drzwi, to się dowiem.

Zrobiłam to, ale zaraz

Byłam zaatakowana

Przez coś, co na mnie skoczyło

Z góry z szybkością Tarzana.

Mama tak się przestraszyła,

Że odskoczyła jak zając,

A mnie wepchnęła do środka

Drzwi od szafy zamykając.

 

Zapaliłam światło. Wtedy

Poznałam clou zamieszania.

W odkurzaczu rozpoznałam

Atakującego drania.

Któraś z nas go powiesiła

Nie w ten sposób jak należy.

Faktem jest, że teraz do mnie

Owłosioną ssawkę szczerzy.

 

Swoją drogą warto wiedzieć,

Że moja mateczka zawsze

Będzie stawać w mej obronie,

Bo „dziecko jest zawsze słabsze”!

Przekroczył

Dostałem stówkę mandatu

Za przekroczenie prędkości

O trzydzieści na godzinę.

Fakt. Zabrakło mi czujności.

 

Nie widziałem ograniczeń

Na remontowanym pasie.

Przejeżdżałem pięćdziesiątką,

A dziś tak jechać nie da się.

 

Jadąc tą drogą, ja zawsze

„Pięćdziesiątkę” chcę osiągnąć.

Jedną, to mam już na karku,

Drugą nogami chcę ciągnąć.

 

Czyżby „nogami do przodu”?

Nie. To nie jest moim celem.

Nogi, to przecież mój napęd.

Po prostu jeżdżę… rowerem.