Skuteczny

Pięć lat już jestem mężatką.

Nawet się nie spodziewałam,

Że miłość małżonka do mnie

Będzie ciągle rozkwitała.

 

Na przykład często ostatnio

Wysyłał mi wiadomości

Z pytaniem o to co robię,

Jak się czuję, czy mam mdłości?

 

Wszystkim się interesował.

To było bardzo przyjemne,

Że chce wiedzieć o mnie wszystko

I że jest mu źle beze mnie.

 

Odpisywałam na wszystkie

Nawet bardzo szczegółowo.

Cieszyłam się, że troskliwy,

Opiekuńczy. Daję słowo!

 

W zeszłym tygodniu padła mi

Bateria, gdy mu pisałam,

Że „właśnie do domu jadę”,

Ale tekstu nie wysłałam.

 

Dojechałam po kwadransie.

Weszłam do swego mieszkania,

A tam mężuś całym ciałem

Drzwi do sypialni zasłaniał.

 

W ten sposób właśnie odkryłam,

Że nie o mnie tak się troszczył,

Lecz  ze mną grał w chowanego

Tak jak przerośnięty chłopczyk.

 

Tak właśnie się dowiadywał,

Czy może całkiem bezpiecznie

Ściągnąć kochankę do domu

Oszukując mnie skutecznie.

Buractwo aroganta

Jestem młody, niepijący.

Trzy przyczyny tu przytaczam:

Rzygam i mam słabą głowę,

Poza tym cierpię na kaca.

Dla mnie piwo (trzy procenty)

Jest napojem nazbyt mocnym.

Dlatego ja jako trzeźwy

Kumplom mogę być pomocnym.

Najczęściej jestem kierowcą.

Zawsze działa ma wymówka:

Gdy zadzwonię kluczykami,

Wyjaśnia lepiej niż słówka.

 

Kiedyś razem z narzeczoną

Byłem na domówce, którą

Zorganizował kolega,

A skończyła się… ponuro.

 

Gospodarz, już podchmielony,

Wziął sobie za punkt honoru,

Żeby wypić ze mną „brudzia”

I wtedy doszło do sporu.

Wówczas on w pijackich nerwach

Ręką na mnie się zamierzył

Bełkocząc: „Napij się ze mną,

Albo sp***dalaj z imprezy”.

 

Nie zdążyłem się pożegnać.

Wyjątkowo ordynarnie

Zostałem stamtąd wypchnięty

I zwyzywany wulgarnie.

 

Narzeczona była przy mnie.

Chciała jakoś mnie obronić,

Ale jej usiłowania

Były tyle warte, co nic.

Bez pożegnania z kumplami

Wsiedliśmy do samochodu.

Do nikogo nie dzwoniłem.

Z braku chęci i powodu.

 

Rano stwierdziłem, że w nocy

Dzwonił do mnie wiele razy

Ktoś uparty, który chyba

Chciał pilnie ze mną „pogwarzyć”.

 

Jednak kiedy znów zadzwonił

Numer taki jak poprzednie,

Odebrałem. To gospodarz!

Chce mnie przeprosić najpewniej!

 

Lecz on wulgarnie wykrzyczał,

Że wczoraj wieczór przeze mnie

W oczach wszystkich swoich gości

Wyszedł na chama zupełnie!

Niektórzy nawet krzyczeli,

Że z niego kawał buraka,

Aroganta, prowincjusza,

Gbura, a nawet prostaka!

 

Za tę potwarz mam przeprosić

I oddać wszystkie złotówki,

Które musiał zwrócić gościom

Za zamawiane… taksówki,

Gdyż nie byli przy pieniążkach

Przyzwyczajeni przeze mnie,

Że ich zawsze odwoziłem

Darmo, bezpiecznie, uprzejmie.

Wczorajszym swym zachowaniem

Popsułem ludziom imprezę.

Takich rzeczy się nie robi

Takiemu jak on, koledze!

 

Właśnie przestał być kolegą.

Nie pozwolę sobie na to,

By utrzymywać znajomość

Z takim jak on psychopatą!

Psikus

Dawno temu w podstawówce

Różne psikusy robiłem

Kolegom, nauczycielom.

Nikogo nie oszczędziłem.

 

Pomyślałem, żeby księdzu

Katechecie na religii

Też wymyślić jakiś wygłup,

Ale taki z jego ligi!

Narysuję parę diabłów

Kuszących naszego księdza

W sytuacji, kiedy kapłan

Od nich się krzyżem opędza.

 

Wtedy, gdy ksiądz się odwrócił,

Podkradłem się do tablicy,

By na niej zrealizować

Zamierzony wcześniej wyczyn.

 

Miało być bardzo zabawnie,

Ale stało się inaczej.

Zamiast diabły narysować

Pokazałem klasie… gacie!

 

Odwrócony do tablicy

Nim zdążyłem rękę podnieść,

Nawet nie wiem, który kumpel

Ściągnął ze mnie moje spodnie!

 

Stałem tak naprzeciw klasy,

Która śmiała się serdecznie

Z mych majtek w czerwone kropki,

A ja… to już niekoniecznie.

 

Wreszcie ksiądz rzekł, że przez sześć lat

Gdy mnie uczy, jeszcze nigdy

Nie śmiał się aż tak serdecznie

Na widok „pięknej” bielizny.

 

Na koniec powiedział do mnie

„Nie przejmuj się zbytnio, Bartek.

Ja w życiu dużo widziałem

Ładniejszych niż twoje, majtek”!

Zakupy

Zawsze razem z moją mamą

Kupujemy sobie szmatki.

Dziś w sieciówce szukałyśmy

Bluzki dla mnie, nastolatki.

 

Wybrałam chyba trzy bluzki

Ładne, a nawet dość strojne.

Weszłyśmy do przymierzalni

By je przymierzyć spokojnie.

 

Mama po chwileczce wyszła

Kierując się do wieszaków.

Pani z obsługi natychmiast

Doradzała inny zakup:

Powiedziała, że sweterek,

Który mama ma na sobie

Jest ewidentnie za ciasny

I spowalnia jej… krwi obieg.

Może podać rozmiar większy,

Luźniejszy i… bezpieczniejszy.

 

Mama była dziś ubrana

W sweter kupiony w tym sklepie.

Więc, że nie była to nówka,

Poznałby się nawet ślepiec.

Pani była zagoniona,

Więc mogła błędnie skojarzyć,

Że to świeży zakup mamy,

Więc doradzała w sprzedaży.

 

A to ja mierzyłam ciuchy.

Mnie była potrzebna rada.

Ta akcja ze starym swetrem,

To była jakaś żenada!

Odmiana

Mój były już narzeczony

Po kilku przeżytych  latach

Przyznał się, że już się „dusi”

W naszych intymnych schematach.

Chciałby doznać w naszym seksie

Troszeczkę finezji, sprytu

I odmiany, bym ja jemu…

Wkładała „coś” do odbytu!

On tak lubi, a dotychczas

Nie stosowaliśmy tego.

Ta zmiana w naszej rutynie

To z pewnością coś dobrego.

 

Musimy koniecznie kupić

Nieznany mi „strap on dildo”

I wtedy będziemy mogli

Oddać się tym ekstra figlom!

Ja będę „Dominą”, a on,

Pionkiem uległym nadzwyczaj.

Takie rozwijał fantazje

I ścieżki dla mnie wytyczał.

 

Jednakże sam nie był pewien,

Czy się to jemu spodoba.

Ja się na to nie zgodziłam.

Dla mnie to jakaś… choroba!

 

Wtedy on zaproponował,

Byśmy zerwali na chwilę,

A on wypróbuje z inną,

Czy w ten sposób będzie milej.

Jeśli nie sprawdzą się plany,

To on zaprzesta tych chuci

I do mnie, swej narzeczonej,

Natychmiastowo powróci.

 

Jestem sama, bo on chyba

Dostał zgodę innej babki

I teraz razem się bawią

W te nieznane mi zabawki.

“Kolega”

Na weselu mej kuzynki

Tańczyłem ze swą narzeczoną

Przytulańca, znaczy tango,

Blisko siebie – „łono w łono”.

 

Zaczęła mnie prowokować

Pocierając mnie znacząco

W takim miejscu, że natychmiast

Zrobiło mi się gorąco.

 

Reakcja mojej męskości

Była natychmiastowa

I gdyby nie Jej sukienka

Nie mógłbym się nigdzie schować.

Przyciągnąłem Ją do siebie.

Ona zareagowała

I jeszcze bardziej namiętnie

O mnie się ocierała.

 

W pewnym momencie nasz didżej

Zagrał bardziej żywiołowo.

Wtedy nagle usłyszałem

„Odbijany” – jedno słowo.

 

Ten taniec z przyszłą teściową

Był dla mnie bardzo niezręczny.

Spróbujcie tańczyć z teściową,

Jak „kolega” jeszcze sterczy!

 

Faksowanie

Szef kazał mi przefaksować

Do jednego z kontrahentów

Jeszcze przed pójściem do domu

Całą stertę dokumentów.

 

Po pierwszych dwudziestu stronach

Miałam dosyć tej roboty,

Bo dwa faksy w naszym biurze

To jakieś stare klamoty!

 

Jednak nadal wysyłałam

Coraz bardziej tym znudzona.

Zadzwonił nagle telefon,

Gdy „poszła” trzydziesta strona.

 

To kontrahent informował,

Że wkładam kartki odwrotnie,

Bo z ich strony wciąż wychodzą

Tylko same puste kopie.

Nygus

Ja sama pracuję, bo mąż

Od pół roku jest bez pracy.

Bardzo ciężko nam się żyje

Tylko z jednej, mojej płacy.

 

Dzisiaj miał iść na rozmowę.

Był umówiony w południe.

Gdy wróciłam, on przy kompie

Siedział ubrany dość schludnie

W marynarkę i koszulę,

Do tego krawacik w kratki,

Ale niżej katastrofa;

Na sobie miał tylko… gatki.

 

Grał spokojnie na laptopie

I patrzył na mnie zdziwiony,

Jak gdyby się nie spodziewał

Widoku swej własnej żony!

 

Zapytałam go o wynik

Jego rozmowy o pracę,

Ale widzę, że znów tylko

Nerwy i spokój utracę.

 

A on patrząc ze zdziwieniem

Powiedział, że się przez chwilkę

Zagapił przed wyjściem z domu…

Czy on mnie miał za debilkę?

 

Ta „chwilka” trwała sześć godzin!

Jak się nie postara bardziej,

To przy takich „wielkich chęciach”

Nigdy roboty nie znajdzie!

Dowód

Mój, na szczęście, eksmałżonek

Na rozprawie rozwodowej

Żeby mnie zdyskredytować

Nie powstrzymał się od obelg.

 

Nie będę ich cytowała,

Bo nie wszystkie były grzeczne.

Ale, żeby mnie pogrążyć

To skorzystał z ostatecznej:

Przyniósł do Sądu dokument

Jako mojej winy dowód,

Że on nie jest ojcem dziecka.

I to rozwodu jest powód!

 

Bardzo zaskoczył tym wszystkich

Mnie przypisując tę winę.

A najbardziej się zszokował

Nasz… adoptowany synek.

Mistrz kuchni

Mój facet chciał mi dziś sprawić

Prezencik na „walentynki”.

Miała to być kolacyjka

A nie „lufa i piklingi”.

 

Bardzo mnie to zaskoczyło,

Bo dotąd najwyższym szczytem

Było gotowanie wody

A także… solenie frytek!

 

Przeczytał mnóstwo przepisów.

Zadał mi miliony pytań.

W końcu wziął się za pichcenie,

Ja poszłam trochę poczytać.

 

Siedziałam w pokoju obok,

By nie przeszkadzać mistrzowi.

Słyszałam przez drzwi, jak w kuchni

Miły dwoił się i troił.

 

Ale wtedy, gdy poczułam

Swąd kuchenny aż w pokoju,

Pobiegłam tam, żeby sprawdzić

Pełna  lęku, niepokoju.

 

On zatrzymał mnie u progu

Wyjaśniając, że ma wszystko

Co planował pod kontrolą.

Udał mu się nawet biszkopt!

Teraz tylko oczekuje,

Aż się olej zagotuje.

 

Nie spytałam na cholerę

Potrzebny wrzątek z olejem,

Bo z oleju zamiast pary

Buchnął płomień w kłębie spalin!