FE-ka(na)lie

 

Żeby żyć w miarę spokojnie,

Musiałem się przeprowadzić.

Ten manewr już powtarzałem

Od czterech lat kilka razy.

 

Nigdy pracy nie zmieniałem,

Ale zawsze  ten sam powód

Był bezpośrednią przyczyną,

Że wciąż to robiłem znowu!

 

Wszędzie, gdzie dotąd mieszkałem,

Ktoś drzwi do mego mieszkania

Cuchnącymi fekaliami

Co jakiś czas „przyozdabiał”.

 

Czasem sfajdał wycieraczkę.

Często brudna była klamka.

Regularnie się zdarzało,

Że paprano szyby auta.

 

Kto to robił? Nie wiadomo.

Sąsiedzi nic nie widzieli.

Ja też nikogo nie znałem,

Ktoś jednak popełniał delikt.

 

Dziesięć dni po mej ostatniej

Przeprowadzce „incognito”,

Znalazłem swą wycieraczkę

Smrodliwą mazią pokrytą.

 

To nękanie, zadręczanie,

Gnębienie, niepokojenie

Musi byś „dziełem” osoby,

Której na imię „szaleniec”.

 

Jestem spokojnym człowiekiem.

Nikomu chyba nie wadzę.

Zastanawiam się dziś  dokąd

Znowu mam się przeprowadzić.

 

Chyba muszą zmienić pracę.

Muszę też się wyprowadzić

Z miasta. Ale dokąd? Nigdy

Nie mogę nikomu zdradzić!!!

 

Chemii brak

Ostatnio mąż mi zarzucił,

Że chemia w naszym małżeństwie

Nie jest tak rezonująca,

Jaką była w narzeczeństwie.

 

Przemyślałam, co powiedział

I stwierdziłam, że ma rację.

Kupiłam seksy bieliznę,

By zmienić się w fajną laskę.

Ładnie się umalowałam,

Nawet wymieniłam pościel.

W łóżku na Niego czekałam

Niepewnie, ale radośnie.

 

Zdarzyło się niespodzianie,

Że mąż miał awarię w pracy

I szef zamknął całą linię

Zarządzając przegląd maszyn.

 

Tym sposobem był już w domu

Prawie trzy godziny wcześniej

I zastał mnie w małżeńskim łożu

Wyglądającą „niegrzecznie”.

 

Lecz jego reakcja była

Wręcz przeciwna niźli chciałam.

Zaczął krzyczeć i przeklinać,

Że… zwykłą ku**ą  zostałam.

 

Przekonany, że go zdradzam

I znienacka dzisiaj właśnie

Złapał mnie, niewierną żonę,

W sytuacji jednoznacznej!

Jajcarz

Byłem ostatnio na Poczcie

W porze najdłuższych kolejek.

Ludzi rzeczywiście dużo,

Lecz tragicznie jeszcze nie jest.

 

Kilka trochę starszych osób

Przysiadło się na kanapie.

Ja stojąc sobie w kolejce

Bezmyślnie wokół się gapię.

 

Nagle ktoś z obecnych krzyknął,

Pewno jakiś niezły „jajarz”,

Że siedzenie na kanapie

Kosztuje tylko „piątala”!

 

Każdy tylko się uśmiechnął,

Gdy usłyszano te słowa.

Jednak jeden pan co siedział,

Wstał, no i… za mnie się schował!

Bezdzietność

Po sześciu latach małżeństwa

Zostawiła mnie małżonka.

A stało się to dlatego,

Że nie mieliśmy potomka.

 

Staraliśmy się o dziecko,

Ale nic nie wychodziło.

Zrobiliśmy więc badania,

Może one coś wykryją?

 

Niestety, wyszły fatalnie.

Znaczy, że oboje z żoną

Jesteśmy całkiem bezpłodni.

Mrzonką dla nas jest potomność.

Nie mamy szans na in-vitro,

Ani na inne sposoby.

Nie ma niestety lekarstwa

Na tego typu choroby.

 

Od miesiąca jest nieznośnie

W naszym „rodzinnym” mieszkaniu.

Wczoraj żona się wyniosła

Myśląc o stałym… rozstaniu.

 

Rodzicom się poskarżyła,

Że to ja ją zaraziłem

Swoją pełną bezpłodnością,

Bo pewnie niewierny byłem

I bzykałem nieustannie

Wszystko, co tylko się rusza

Żyjąc życiem lekkoducha,

Hulaki i utracjusza.

A teraz ona złapała

Ode mnie tego wirusa

I musi z tym żyć bezpłodnie,

Co mnie zupełnie nie wzrusza!

Ona dziś mnie nienawidzi

I żąda dla nas rozwodu

Z orzeczeniem, że małżeństwo

Sypie się z mego powodu.

 

Tłumaczyłem wiele razy,

Że tym zarazić się nie da.

Bo tryb życia lub otyłość

To tylko przejściowa bieda.

 

Trwale bezpłodnym się staje

Po przejściu dziecięcych chorób.

Lecz to jej nie przekonało,

Byśmy zaniechali sporu.

 

Moja własna (jeszcze) żona

Kretynką się okazała,

Co nie słucha swych lekarzy.

Mnie, męża, też nie słuchała.

 

A dlaczego mnie powinna

Słuchać właśnie w tym temacie?

Bo jestem ginekologiem

I te kwestie znam jak pacierz!

Zapomniał wół…

Rozmawiałam dzisiaj z babcią

O tym, jak to było wtedy,

Gdy młodymi jeszcze były

Dzisiejsze rodzinne zgredy.

 

Tak jakoś zeszło na temat

Seksu wieku młodzieńczego,

Że obecnie strata cnoty

To jest nic nadzwyczajnego.

 

Babcia temat załapała

I chwytając się za głowę

Psioczyła na czym świat stoi

Wymyślając wszem i wobec.

 

Za jej czasów niepodobna,

By panienka nie czekała

Z tym, by dopiero po ślubie

„Wianek mężowi oddała”.

 

Zapytałam wówczas mamę,

Ile babcia miała latek

Wtedy, gdy Ją urodziła,

A jaki „stary” był dziadek?

 

Mama zaczęła chichotać.

Babcia spurpurowiała.

Dziadek był dorosły, Ona

Siedemnaście lat już miała!

Rozmowa

Miałem rozmowę o pracę

W firmie, która się znajduje

Także w tym samym budynku,

Gdzie do tej pory pracuję.

 

Na pytanie o to czemu

Mają mnie zatrudnić właśnie

A nie innego chętnego,

Odpowiedziałem cudacznie:

 

„Bo ja jestem tu najlepszy

I mam nadzwyczajne „chody”,

A poza tym wciąż pamiętam

Kody do drzwi wejściowych”!

 

Potem się zreflektowałem,

Że nie były to te słowa,

Które chciałaby usłyszeć

Pytająca mnie kadrowa.

Pretekst

Pracuję od lat w zakładzie.

Znam się na różnych biznesach,

Lecz nie powiódł mi się konkurs

Na stanowisko prezesa.

 

Mój zamiar kandydowania

Już na wstępie utrącono

Za „bardzo istotne luki

W danych osobowych”. Ponoć!

 

Okazało się że kłopot

Bardzo poważny wynikał

Z niezaznaczenia przeze mnie

Istotnego kwadracika

Na którymś kwestionariuszu,

Że ma „osoba się godzi,

Iż przez najbliższe trzy lata

Nie będzie w ciążę zachodzić”.

 

Istotnie. Brak takiej zgody

To bardzo istotny pretekst,

Tym bardziej, że „ma osoba”

Jest w średnim wieku… facetem.

Wierność obowiązkowa

Spotykamy się od roku.

To taki związek „dziewiczy”.

Chciałbym, żebyśmy już przeszli

Na „drugą stronę granicy”.

 

Gdy Ją o to zagadnąłem,

Powiedziała, że marzyła,

Żeby to była w jej życiu

Niezwykła, jedyna chwila

 

I… chciałaby ją z sąsiadem,

Instruktorem fitness spędzić,

Póki jeszcze nie pętają

Jej srogie, małżeńskie więzy.

 

Potem, już po naszym ślubie,

Spędzi życie ze mną w związku

I nie będzie się uchylać

Od małżeńskich obowiązków.

Ukochana

Nie układa się ostatnio

Między mną a moim chłopcem.

Wykłócamy się zaciekle

Jak ludzie zupełnie obcy.

Po kolejnej awanturze

Miałam go zupełnie dosyć.

Wybiegłam trzasnąwszy drzwiami

W duchu klnąc go pod niebiosy.

Zabrałam koc i poduszkę.

I pobiegłam w stronę auta.

Zanim zdążyłam odjechać

Zobaczyłam, że czymś fajta.

Dogonił mnie i zdyszany

Wymamrotał jednym duszkiem:

„Oddaj cholerna złodziejko

Mą ukochaną… poduszkę”.

Świadek

Jechałem autem z dziewczyną

Do wykwintnej restauracji.

Miałem zamiar, że tam właśnie

Oświadczę się przy kolacji.

 

Zatrzymała nas „Drogówka”.

Funkcjonariusze stwierdzili,

Że wyglądam podejrzanie,

Chociaż, przyznam, mili byli.

 

Zrobili mi przeszukanie.

Znaleźli to co schowałem

W całkowitej tajemnicy

Przed oczami Ukochanej!

 

To był dowód mej miłości –

Pierścionek zaręczynowy!

Tym  sposobem świadkiem został

W białej czapce – plutonowy!