Na własnych śmieciach…

Przez pół roku mnie nie było

W Naszym ukochanym Kraju,

Bo w tym czasie przebywałem

W naprawdę  realnym  Raju!

 

Gdzie szczere serce i umysł.

Nikt nie zamyka drzwi i bram.

Uczciwość i bezpieczeństwo.

Nieznane też pojęcie „cham”!

 

Przesiąknąłem tym klimatem.

Ale kiedy powróciłem

Do polskiej rzeczywistości,

To zaraz się otrzeźwiłem.

 

Nie zamknąłem małej szybki

Z prawej strony w samochodzie.

Zaraz ktoś zabrał telefon,

Aktówkę i starą odzież!

 

Wizja

Od dwóch lat po Katowicach

Jeżdżę tylko swym rowerem.

Nie hałasuję, nie dymię.

Dbam o czystą   atmosferę.

 

Zawsze korzystam z roweru,

Nawet wtedy kiedy słota.

Wówczas  zakładam kalosze,

By chronić nogi od błota.

 

Deszcz padał już od tygodnia.

Jesień, zimno. Ja jeździłem.

Lecz niestety, bólu łokcia

Podczas jazd się nabawiłem.

 

Musiałem rower odstawić.

Wziąłem od siostry samochód.

Wskoczyłem za kierownicę,

Stopy na pedały… Gotów!

 

Na czerwonych światłach, kiedy

Auta stały, jak rowerem

Chciałem przejechać do przodu

Zrobionym przez nie szpalerem.

 

Sam byłem w ogromnym szoku

Po tym, kiedy centralnie

Wjechałem w kufry dwóch aut.

Wyglądało to fatalnie!

 

Kierowcom tych aut mówiłem,

Wiem, to głupio jednak szczerze,

Że wówczas mi się zdawało,

Iż jechałem na rowerze.

 

Wezwali zaraz Policję,

Im powtórzyłem to samo.

Wtedy bez zwłoki i pytań

Narkotestem mnie zbadano.

 

Teraz, kiedy to wspominam,

To w ogóle się nie dziwię

Tym policjantom z „Drogówki”.

Że myśleli, że mam „wizje”!

 

Wędrująca „narzeczona”

Na tydzień przed moim ślubem

Przypadkowo przyłapałem

Swą narzeczoną na zdradzie.

Ślub natychmiast odwołałem.

 

Wkrótce się jeszcze wydało,

Że to był obcokrajowiec,

Zrozumiałem, że oboje

Są w niejasnej, śliskiej zmowie.

 

Rzecz jasna, ślub się nie odbył.

Ona razem z przydupasem

Wyjechali za granicę.

Zapomniałem o niej z czasem.

 

Po pięciu latach z okładem

Ułożyłem sobie życie.

Inną kobietę już kocham

I żyję z Nią w dobrobycie.

 

Latem pojechaliśmy na wczasy

Do Tajlandii „za słoneczkiem”.

Nie mogłem przypuszczać, że tam

Spotkam niedoszłą żoneczkę.

 

Była w towarzystwie drugiej,

Tylko tamta była tęższa.

Zauważyłem, że obie

Wyraźnie… „szukały męża”!

Analogowo

Dostałem się na praktykę

Do firmy informatycznej.

Dotąd poznałem teorię,

Lecz nie mam wiedzy praktycznej.

 

Liczyłem na to, że będę

Działać z informatykami,

By praktycznie się zapoznać

Z nowymi technologiami.

 

Na początek otrzymałem

„Odpowiedzialne” zadanie:

Sterowanie drzwi wejściowych:

Otwieranie, zamykanie…

 

Drzwi były automatyczne,

Lecz czujnik do nich zepsuty.

Machaniem własną prawicą

Wymuszałem tych drzwi ruchy.

 

Musiałem wciąż obserwować

Osoby chcące przechodzić.

„Otwieranie”, „zamykanie”…

Przez okrągłe osiem godzin!

 

Całe pierwsze dwa dni praktyk

Ruszałem ręką, nie głową.

Miało tam być „na cyfrowo”,

A było… analogowo!

Bakcyl

Tydzień temu zamieniłem

Mieszkanie na większe w bloku.

Trzy dni przeprowadzka trwała.

W ostatni dzień aż do zmroku!

 

Żeby kaskę zaoszczędzić

Tylko taxi zamówiłem.

Ona meble przewoziła,

A sam na piętro taszczyłem.

 

Musiałem złapać bakcyla,

Bo mam straszne przeziębienie.

Męczy mnie gardłowy kaszel.

Tylko piję, a nic nie jem.

Najgorsze napady kaszlu

Dopadają mnie wśród nocy.

Krew wypluwam do ręcznika.

Rano pełno w nim wybroczyn.

 

Dzisiaj rano na tablicy

Zawieszonej na parterze

Przeczytałem ostrzeżenie

Jeszcze całkowicie świeże.

 

Na nim tylko napisano,

Żeby „nie kaszleć nocami

Od dziewiętnastej trzydzieści

Wieczorem, do ósmej rano,

Bo małe dziecko się budzi

I nie może potem zasnąć”.

 

No cóż. Gdybym się udusił,

To z pewnością by przyklasnął!

 

Nie wiadomo jak…

Na starość u mojej Babci

Pojawiły się problemy

Nie fizyczne, ale z głową,

A pomóc Jej nie umiemy.

Trzeba było Ją otoczyć

Całodobową opieką,

A żaden członek rodziny

Nie nadawał się do tego.

Nikt się nie chciał Babci pozbyć,

Lecz także nikt z familii naszej

Opieki nie mógł zapewnić,

Bo to zadanie niebłahe.

Byliśmy zmuszeni, żeby

Oddać Ją do specjalnego

Prywatnego, fachowego

Ośrodka opiekuńczego.

 

Wróciłam w zeszłym tygodniu

Po pracy późnym wieczorem,

A w moim domu Babunia!

Zaskoczenie dla mnie spore!

Ona stała na… drabinie

I …malowała mój pokój!

Patrzyłam nie wierząc oczom.

Czy mam zaburzenia wzroku?

 

Nikt, z wyjątkiem mych rodziców,

Nie miał kluczy do mieszkania,

Nikt nie przyznał się, że wcześniej

Poznał ten babciny zamiar.

Nie miałam zapasu farby,

Ni pędzla, ani drabiny.

Nie wiadomo kto i kiedy

Sklecił ten wybryk babciny.

 

Babcia jedynie stwierdziła,

Że mój brat pomógł Jej chwacko.

Dla mnie to nowa zagadka.

Przecież jestem jedynaczką!

 

Gniotsa nie łamiotsa

Mam otyłą koleżankę.

Jesteśmy lokatorkami

U pewnej, także zażywnej,

Ale bardzo miłej pani.

 

Kumpela ma ponad setkę.

Niedawno poznała faceta

Jeszcze większego niż ona.

To jest po prostu atleta!

 

Ich związek wciąż się rozwija.

Właśnie wszedł na nowy „level”.

Próbują sobie wzajemnie

Zapełnić seksu potrzebę.

 

Zawsze, gdy oni to robią,

Przypominam: to atleci,

Mam wrażenie, że ich łóżko

Lada moment się… rozleci!

 

Z podziwem patrzę na mebel.

Sama muszę takie nabyć.

Tylko wyroby z IKEI

Wytrzymują „te” zabawy!

Alibi

Żona znalazła w kabinie

Mego dostawczego auta

Kolczyk z małym diamencikiem

O bardzo wykwintnych kształtach.

 

Oskarżyła mnie o zdradę.

Spokojnie wytłumaczyłem,

Że to jest mej mamy kolczyk,

A Jej nigdy nie zdradziłem.

 

Nie zamierzała mi wierzyć,

Więc zadzwoniłem do mamy

Prosząc, żeby potwierdziła,

Że to jej kolczyk od pary.

 

Teraz jest znów obrażona,

Że w nasze małżeńskie sprawy

Wciągam ludzi, których całkiem

To nie powinno ciekawić.

Nie dość uświadomiona?

Teściowa jest najmądrzejsza!!!

Bez porozumienia z nami

O seksualnym współżyciu

Rozmawiała z wnuczętami.

 

Oczywiście nie fizycznym,

Lecz o odpowiedzialności,

Która musi być tuż obok

Sfery psychicznej – miłości.

 

Kasia ma dopiero sześć lat.

Maciuś o dwa lata więcej.

Kiedy wrócili od babci,

Wyglądali jak odmieńce!

 

Kasia płacze, Maciuś milczy.

I jeszcze ważny szczególik:

Dzieciaki zestresowane

Boją się do nas… przytulić!

 

Szeptem…

Pracuję w sklepie z obuwiem.

Dziś miałam zmianę przy kasie.

Pan płacił za buty żony –

Zwykłe botki na obcasie.

 

Nagle mnie cicho zapytał,

Czy dałabym mu swój numer,

Bo jestem piękna, a chłopcy

Walą do mnie chyba hurmem.

 

Nie byłoby w tej odzywce

Niczego nadzwyczajnego,

Gdyby nie to, że małżonka

Stała dwa metry od niego.

 

Myślał, że ona nie słyszy,

Gdyż w inną stronę zerkała.

Niestety, to  pech dla niego;

Żona wszystko usłyszała!