Sławna

Byłam w szkole mego syna

Zanieść jakieś dokumenty.

Była przerwa, chyba „duża”.

Synek był „mocno zajęty”.

 

Błądziłam po korytarzach,

Żeby znaleźć sekretariat.

Przedzierając się wśród uczniów

Słyszałam jak jakiś wariat

Wołał do swoich kolegów,

Jakby popadł w jakiś  szał:

„Ale balony, ale MILF[1]”!

Wyglądało, że mnie znał.

 

Wieczorem się dowiedziałam,

Że synek skrycie mnie nagrał

I rozesłał przez Internet.

I tak to stałam się „sławna”!

 

[1] akronim  od słów „mom I’d like to fuck”. Określa atrakcyjną seksualnie kobietę w wieku pozwalającym mieć dorosłego już potomka.

Po latach

Miałam kilka przyjaciółek-

Tych szczenięcych podwórkowych.

Losy nas porozdzielały.

Chciałabym ten czas nadrobić.

 

Postanowiłam je znaleźć

I od nowa zebrać paczkę.

Udało się. Odnalazłam

Jadźkę, Kaśkę i Joaśkę.

 

Jeszcze dwie i będzie komplet.

Ale już się dowiedziałam,

Że najlepsza przyjaciółka

Zawsze mnie okłamywała.

 

Ona mnie nie lubiła, lecz

Ze mną się „przyjaźniła”,

Żeby tylko być przy innej.

Przez lata tak mnie zwodziła.

 

Ta „inna” to właśnie Kaśka.

Dziś właśnie się z nią spotkała.

Ucieszyło mnie cholernie,

Że jej… wcale nie poznała!!

 

„Komplement”

Byłam dziś na imieninach

U swojej siostry mężatki.

Jest bardzo do mnie podobna.

Nie mamy krasy amantki.

 

Siostra ma jedną córeczkę,

Bardzo fajną ośmiolatkę.

Porozmawiałyśmy sobie

Sącząc lipową  herbatkę.

 

W pewnej chwili powiedziałam,

Bo chciałam być dla Niej miła,

Że wygląda dziś zupełnie

Jak mama, gdy młodą była.

 

W swym pokoju się zamknęła.

Pierwszy raz od dawien dawna

Przez cały wieczór ryczała,

Że przez mamę jest nieładna.

 

Zmywarka

 

Kupiłam wreszcie mieszkanie.

Wzięłam mieszkaniowy kredyt.

Mam nadzieję, że rodzice

Pomogą spłacić go kiedyś.

 

Teraz muszę je urządzić.

Meble dość dużo kosztują.

Mama z tatą obiecali,

Że zmywarkę ufundują!

 

W dniu dostawy tej zmywarki

Wzięłam nawet wolne w biurze.

Chciałam być przy jej montażu.

Nie czekać ni chwili dłużej!

 

Przyjechali też rodzice

Bardzo jacyś rozchichrani.

Widać, że Ich to cieszyło,

Że ze mną oczekiwali.

 

Faktycznie podjechał kurier

Z niewielką paczuszką w dłoni.

Choć zdziwiona, odebrałam.

Towar był już opłacony.

W środku była wielka… gąbka

I niemiecki płyn do naczyń.

Rodzice tylko czekali

By nawet chwili nie stracić,

Chcąc mnie, jedyną swą córkę,

Z nową „zmywarką” zobaczyć.

 

Dłużnicy

Kilka lat temu mój szwagier

Niespodzianie stracił pracę.

Nie miał dobrej sytuacji

Bo w domu mały dzieciaczek,

 

Kredyt we frankach, a życie

jest bardzo kosztowne Przecież.

Mieliśmy małą lokatę

Założoną w BGŻ-cie.

 

Żona zadecydowała,

By lokatę zlikwidować

I w ten sposób siostrę z mężem

Choć częściowo poratować.

 

Przeżyli jakoś przez kwartał.

Szwagier znalazł pracę w końcu.

Stanęli szybko na nogi,

Chyba już w czwartym miesiącu.

 

Upłynęły już dwa lata.

Dotąd długu nie spłacili.

Nawet spłacić ten dług w ratach

Szwagrostwo się nie kwapili.

 

Były Święta. Zjazd rodzinny.

Odezwałem się do szwagra:

„Rozpoczynamy budowę,

Potrzebuję forsy z nagła.

Może byście wreszcie mogli

Oddać nam forsę choć w ratach”?

 

Szwagier na to: „Weź, nie pi***ol.

Macie na pewno zasoby.

Gdybyście nie mieli forsy,

Nie rozpocząłbyś budowy”.

 

I tydzień później z rodziną

Na Baleary popłynął!

Bilans wodny

Mama ma problem z nerkami.

Żeby móc Ją zdiagnozować,

Lekarz zlecił bilans płynów.

To bardzo ważne w chorobach.

 

Mama ma już swoje lata.

Przygotowałem słoiczek.

Zaznaczyłem poziom wody.

Rano to wszystko rozliczę.

 

Poprosiłem, żeby piła

Tylko z tego pojemnika.

Obok postawiłem drugi,

By mogła do niego sikać.

 

Rano sprawdziłem słoiki.

Pierwszy słoik nadal pełny.

Chociaż piła tylko z niego,

Żeby zalecenie spełnić.

 

Nie powiedziała mi jednak

Ta moja chora biedaczka,

Że wypitą wodę zawsze…

Uzupełniała do szlaczka!

Opalenizna

Mam solarium w dużym mieście.

Ludzie lubią się opalać,

By zimą „z opalenizną”

Pokazywać się na balach.

 

Przeważają młode panie,

Lecz też bywają panowie.

Nie wydaje mi się, żeby

Przychodzili tu po zdrowie.

 

Często muszą tu przychodzić

Na „opalającą” sesję,

Bo to ich uzależnienie,

Gdyż popadli w tanoreksję[1].

 

Lecz też bywają klienci,

Co chcą komuś imponować,

Ale większość mych klientów

Pretekst  w tajemnicy chowa.

 

Jednak dzisiaj przyszedł facet

W… goglach narciarskich na licu.

On tylko twarz chciał opalać.

Wyczułam, że to dla… picu.

 

Spytałam go więc o powód.

„Chcę mieć – tak odrzekł po chwili –

Opaleniznę narciarską,

By wszyscy mi zazdrościli”!

[1] Tanoreksja – odczucie, że skóra jest zbyt blada.

Antonimy

Jestem gruba, nie wiem czemu.

Cały czas stosuję dietę.

Odmawiam sobie słodyczy

Nawet nie wiem co to deser!

Nigdy nie jadłam fast foodów.

Czas wolny w ruchu wciąż spędzam.

Uczęszczam na gimnastykę,

Nawet po ciężary sięgam.

 

Pomimo wszystko nie chudnę.

Zazdroszczę każdej kobiecie,

Która potrafi bezkarnie

Zamówić co chce w bufecie.

 

Niedawno zaczęła pracę

Nowa osoba, kobieta.

Chuda, że ją posądzałam,

Iż z jej zdrowiem coś jest nie tak.

 

Ale do czasu, bo kiedyś

Miałyśmy tę samą zmianę.

Razem poszłyśmy na przerwę.

Śniadanie jadłyśmy same.

Tylko w ciągu pół godziny

Zjadła dietetyczne śmieci:

Chińską zupkę, dwa hot-dogi,

Hamburgera i… kotlecik.

Potem jeszcze to popiła

Z automatu czekoladą.

Ja piłam gorzką herbatkę

Zagryzając suchą strawą.

 

Patrzyłam z niedowierzaniem

Wreszcie zapytałam wprost:

„Ty masz co dzień „tłuste święto”,

A ja tylko „suchy post”.

Co Ty robisz, że codziennie

Jesz takie tuczące rzeczy

I wciąż jesteś aż tak chuda,

Że żakiecik z Ciebie leci”?

 

Odparła, że nic nie robi.

Po prostu ma tak od zawsze.

W dzieciństwie do Niej mówiono:

„Nasz Ty kochany cherlawcze”.

Dotąd nigdy nie  ćwiczyła.

Je bardzo dużo słodyczy.

Po pracy zjada obiadek

I na kanapie „się byczy”.

 

Słucham Jej i wprost głupieję,

Jak różni mogą być ludzie.

Ja grubaska, chociaż nie jem.

Ona, chociaż żarłok, chudziec.

Druga przeciwieństwem pierwszej,

Pierwsza antonimem drugiej.

 

Współlokatorka

Nie uważam się za brzydką.

Wielu chłopcom się podobam.

Mieszkam ze współlokatorką.

To jest przepiękna osoba.

 

Sądzę, że wielu facetów

W skali jeden do dziesięciu

Dwanaście punktów by dali

Temu pięknemu dziewczęciu.

 

Robiłam wczoraj porządki

I wszystko to, co zbyteczne

Zapakowałam do pudła,

By je wyrzucić koniecznie.

 

Sama musiałam je wynieść.

Kiedy już byłam na schodach

Potknęłam się o swe nogi

I poleciałam jak kłoda

A razem ze mną to pudło.

Zawartość się rozsypała.

Leżałam biedna wśród śmieci,

Potłuczona i zbolała.

 

Sąsiad z dołu drzwi uchylił.

Mój widok go… rozczarował.

Spojrzał i po dłuższej chwili

Pod nosem tylko wyjąkał:

„Eeeee…myślałem, że to będzie

Ta pani  współlokatorka”…

I szybko za drzwi się schował.

Buty, buciki…

Ma siostra, „fajna” zgrywuska,

Prezent dla mnie wymyśliła.

Miał być bon podarunkowy,

Ona buty mi kupiła!

 

Najbrzydsze jakie widziałam!

Do tego jeszcze zły rozmiar!

Jak bym je kiedyś włożyła,

Każdy by się ze mnie obśmiał!

 

Z bardzo serdecznym uśmiechem

Dała mi je z paragonem.

Zaraz szybko je schowałam

Do sypialni, za zasłonę.

 

Już ranem następnego dnia

Byłam sklepie szukać butów

Takich, które mogę włożyć

I pasują do mych ciuchów.

 

Pogadałam z ekspedientką

O niby humorze siostry.

Żartowałem, że ich sprzedaż

Winien ścigać prokurator

I to ktoś naprawdę ostry,

Taki prawniczy gladiator!

 

I wtedy dotarło do mnie,

Czemu się ze mną nie śmiała.

Ona dzisiaj ten sam model

Bucików na nogach miała!