Dowcip?

Mam braciszka kawalarza.

Uwielbia robić dowcipy.

Kiedy psota mu się uda,

To nawet nagrywa klipy.

 

Umyśliłem, że sam jemu

Także jakiś zrobię kawał.

Gdy będzie jakaś okazja,

To ja zasłużę na brawa!

 

Kiedyś zapił gdzieś z kumplami.

Był, a jakby go nie było.

Gorzelnią z ust mu „jechało”,

Naprawdę nie było miło.

 

Chciałem dać jemu nauczkę.

Kiedy rano weźmie prysznic

Spotka go sowita kara,

Za ciągłe dręczenie bliźnich.

 

Ukryłem w sitku prysznica

Kostkę rosołową z drobiu.

Mój dowcip nadspodziewanie,

Fantastycznie mi się powiódł.

 

Gdy rano odkręcił wodę,

To z prysznica rosół pociekł.

Spływał po nim tłusty, żółty

Po głowie, plecach i …nosie.

 

Przez cały dzień w naszym domu

Trwała nieskończona draka,

Bo brat nie znosi zapachu

Gotowanego kurczaka!

 

Ze skrzydełkami

Nagle dopadła mnie grypa.

Miałam gorączkę i kaszel.

Nijak nie mogłam wyjść z domu,

Potrzebowałam… podpasek.

 

Zadzwoniłam do chłopaka,

Żeby razem z lekarstwami

Kupił mi, gdy będzie wracał,

Podpaski ze skrzydełkami.

 

Kupił. Przyniósł, nawet szybko.

Widać, że chłopak ma rozmach.

W torbie miał paczkę podpasek

No i  skrzydełek kilogram!

 

Wersja „fit”

Czwarte urodziny córci

Wyprawialiśmy w ogrodzie.

Chciałem zrobić dzieciom frajdę,

Jakiej nie mają na co dzień.

Zamówiłem także pana,

Co „kręci” watę cukrową.

Dzieciaki ją uwielbiają.

Ma być słodko i… morowo!

 

Przyszła grupka małych dzieci,

Oczywiście z rodzicami.

Wodzirej wszystkie zabawiał

Bajeczkami, piosenkami.

 

Kiedy przyszedł pan „od waty”,

Dzieciaki go osaczyły

I na wyrywki o „motki”

Bardzo głośno go prosiły.

 

W pewnej chwili do mnie przyszła

Mama jednego chłopczyka

Skarżąc się, że doświadczyła

Od „cukierniczyny” szykan.

 

„On jest chamski, bo mnie wyśmiał,

Kiedy poprosiłam grzecznie

O wersję  fit” dla syneczka,

Gdyż cukry są niebezpieczne”!

 

„Na czym wersja fit polega”?

Spytałem troskliwą mamę.

„Wata miała być bez cukru,

Więc prosiłam o zamianę”!

Stażysta

Zaraz po szkole technicznej

Postarałem się o pracę.

Przyjęty zostałem na staż.

Nie dało rady inaczej.

 

Już pierwszego dnia przypadkiem

Usłyszałem, jak kierownik

Kłóci się z kimś mi nie znanym;

Z pewnością był to pracownik.

 

Ten ostatni wnet się wkurzył.

Wcisnął mu w dłoń jakiś świstek

Krzycząc: Nie rycz więcej na mnie.

Do tego masz już stażystę!

 

Odmowa

Już od dość dłuższego czasu

Starałam się o posadę.

Idąc dziś na  interwiew

Byłam pewna, że dam radę.

 

Pani z kadr mnie przywitała

Niezbyt miłymi słowami:

„Nie wiem, po co pani przyszła.

Pani CV jest do bani!

No cóż, jak już pani przyszła,

Proszę do pokoju obok

I miejmy tę nieprzyjemność

Już jak  najszybciej za sobą”

Wpadł…

Moją żonę zapoznałem

W bardzo dramatyczny sposób.

Wpadłem na Nią przypadkowo

W Wiśle na narciarskim stoku.

 

Zaraz też w ramach przeprosin

Zaprosiłem Ją na „grzańca”.

Zaiskrzyło między nami

Już podczas pierwszego tańca.

 

Ostatnio się dowidziałem,

Że od roku mnie zdradzała

Z facetem, którego właśnie

W ten sam sposób zapoznała.

Dziura w ziemi

To „wojskowa” anegdotka

Z moich dawnych lat studenckich

Z czasów, kiedy żołnierz jeszcze

Uczył się strzelać z „pepeszki”.

 

Chyba przy każdej uczelni

Działało Studium Wojskowe.

Każdy student chciał, czy nie chciał,

Przeżywał w „wojsku” przygodę.

Kadrę „dydaktyczną” Studium

Tworzyli oficerowie,

Którzy w czasie Drugiej Wojny

Nabyli „szlify frontowe”.

 

Były też letnie obozy.

Tam kadrę uzupełniali

Żołnierze ze służby czynnej

Przeważnie w stopniach kaprali.

 

Wśród normalnych, zwykłych ludzi

Zdarzali się jednak tacy,

Których  wojsku nazywają

Z pogardą mianem „zupacy”.

I jeden z nich się nam trafił

Na letnim obozie w Drawsku.

Był dowódcą mej drużyny

Więc szkolił nas „po kapralsku”.

 

Jeden przykład tu przytoczę.

Dzięki niemu rozpoznacie,

Jak bardzo był błyskotliwy

Szkolący studentów facet.

 

Kiedyś on właśnie przyłapał

Trzech studentów „na fajeczce”.

„Za karę, oświadczył „wojsku”,

Popracujecie troszeczkę.

Trzech was jest, a więc przypada

Po trzy metry dla każdego.

Nie musicie się zbyt spieszyć.

To przecie jest nic pilnego.

Wykopiecie w ziemi dziurę

Na trzy metry głębokości

I tej samej – jak mówiłem –

Długości i szerokości”.

 

Ogrom pracy. Dnia nie starczy,

Więc jeden kolega mówi:

„Obywatelu kapralu,

Wiemy, że kapral nas lubi,

Więc zgodzi się, że mogą być

Trzy doły, każdy po metrze.

Nikt nikomu nie przeszkodzi,

A wykopy będą… lepsze”!

 

Myślał i po chwili rozsądził:

„Tak, będzie więcej dziur na… czołgi”!

 

 

Torsje

Mój mąż przez całą niedzielę

W wielkim stresie czegoś szukał.

Mówił, że gdzieś zawieruszył

Dokumenty i …notebooka.

 

Dom jest duży. Chciałam pomóc,

Ale nie chciał mej pomocy.

Szukał, szukał i… nie znalazł.

Krzątał się tak do północy.

 

Ranem nasz pies zwymiotował

Czerwone stringi; nie moje!

Więc to był zgubiony laptop.

Mój mąż to skończony gnojek!

 

 

 

Norma?

Obiad już dawno gotowy,

A ja od kwadransa słyszę

Od Maćka i Katarzyny:

„Jeszcze chwilkę” albo… ciszę.

 

Wkurzona czekaniem choćby

Na jednego stołownika

Spałaszowałam swoją porcję

W samotności, na chybcika.

 

A oni jeszcze godzinę,

Nie bacząc co dzieje się wokół,

Gapili się uporczywie

W monitory swych laptopów.

 

W zasadzie ta sytuacja

To w naszym domu praktyka.

Skądinąd w innych rodzinach

To samo też się spotyka.

 

To typowy obraz domu,

Gdzie nastolatki mieszkają

I rzecz jasna przez Internet

Wciąż grają, grają i… grają.

 

Wspomniani już Maciek z Kasią

To właśnie… moi rodzice.

A ja… jestem nastolatką.

Jest odwrotnie niż myślicie!

„Marlboro”

Jestem starszy od braciszka

I… już rzuciłem palenie,

Bo dziewczynie przeszkadzało

Me dymienie i smrodzenie.

 

Wiedziałem, że brat na fajki

Tygodniówkę całe traci,

Którą ojciec nam wydziela

Równo dla obydwóch braci.

 

Ojciec podejrzewał, że brat

Zaczął palić papierosy.

To dopiero nastolatek

I w dodatku… gołowąsy.

 

Kiedyś rozpoczął rozmowę

O szkodliwości palenia

I czy moda na e-fajki

Toksyczność dla zdrowia zmienia.

 

Brat udawał, że nie pali,

Lecz wiedział, że to trucizna.

Na pytanie wprost, czy kurzy,

Oczywiście się nie przyznał.

 

Przekonująco zaprzeczał,

Więc ojciec wymyślił sposób,

Żeby dowiedzieć się prawdy

W sprawie jego papierosów.

 

Gdy mowa była o markach,

A jest ich na rynku sporo,

Ojciec zapytał brata:

-To ile „r” ma „Marlboro”?

 

A żeby było ciekawiej,

Założył się o to z Nim,

Że tam jest tylko jedno „r”.

W tej literce haczyk „tkwił”!

 

Braciszek na znak, że wygrał,

Wyciągnął … „Marlboro” paczkę

Zadowolony z siebie, że

Znów okazał się cwaniaczkiem.

 

Zgarnął natychmiast „wygraną”

W kwocie pięćdziesięciu złotych.

I to był najlepszy dowód

Jego młodzieńczej durnoty.

 

W chwilę potem ojciec stwierdził,

Że „wygrana” jest ostatnim

Świadczeniem dla niego, w którym

Występuje jako płatnik.

 

Zawiesił mu tygodniówkę,

By nałóg z niego wyplewić.

Nie dość, że sam się truje,

To jeszcze jest z niego … debil!