Twardziel

Mój, na szczęście były już mąż,

Gdy zdarzało mi się płakać,

Wychodził zawsze z pokoju

Bez słowa i bez… buziaka.

 

Za każdym razem, gdy sama

Płacząca w łóżku zostałam,

Podwójnie było mi smutno

I jeszcze głośniej… płakałam.

 

Zwykle płacz mnie bardzo męczył,

Łzy usypiały zmęczoną.

Kiedy ich już nie starczyło,

Przestałam być jego żoną.

 

Niedawno się spotkaliśmy.

To był zupełny przypadek.

Spytał mnie, czy teraz może

Nie mam już „łzawych huśtawek”.

 

Dzisiaj już by tak nie zrobił,

Ale wówczas – według niego –

Pozostawianie mnie samej

Nie uważał za coś złego.

 

To była jego metoda,

By nie słyszeć tych lamentów.

Bo z żoną trzeba być twardym

Beż nadmiaru sentymentów.

 

Prosił bym mu wybaczyła,

Bo chciał być mocny jak ojciec,

Który jego tak traktował

Wtedy, gdy był jeszcze chłopcem.

Cholerny los

Zwykle psy boją się huków,

A mój ciemności się boi.

Jeśli nie zapalę lampki,

Nie mogę go uspokoić.

 

Wyje i drapie podłogę.

Gania po pokoju dziko.

Boję się, że coś się stanie,

Kiedy tak biega donikąd.

 

Dlatego przez wszystkie noce

Koło psiego legowiska

Świeci malutka lampeczka,

A tuż  obok niej tkwi  miska.

 

Niedawno zdiagnozowano

U niego nowe kłopoty.

Zaczął chorować na jaskrę.

To wyrok pełnej ślepoty.

 

Płakać mi się chce, gdy myślę,

Że gdy straci wzrok zupełnie,

Będzie musiał żyć w ciemności,

Której boi się cholernie…

Windą do nieba?

Utknąłem w zepsutej windzie

Z mamą i jej bliźniakami.

Przez  męczące dwie godziny

Tkwiliśmy między piętrami.

 

Każdy myślałby, że dzieci

Zachowały się nieznośnie.

One spały cały ten czas

Słodko, doprawdy rozkosznie.

 

To matka dała popalić!

Chyba miała klaustrofobię,

Bo przez cały czas płakała;

Myślałem, że nie wyrobię!

 

W przerwach pomiędzy spazmami

Nawijała na okrągło,

Żeby „koniecznie się modlić,

Aby Bóstwo nam pomogło.

Nie mamy znikąd pomocy.

Wołać do Boga musimy,

Bo zabraknie nam powietrza

I wszyscy się podusimy”!

 

Wcześniej już wezwałem pomoc

Poprzez numer ratunkowy.

Ludzie nam przyszli z pomocą.

O Bogu nie było mowy…

 

Czarodziejka

Jechaliśmy z dzieciakami

Pociągiem już dosyć długo.

Coraz bardziej widać było,

Że nasze dzieci się nudzą.

 

Ze znudzenia moją córkę

Opanowała  głupawka.

Udawała czarodziejkę

Z pałeczką z ołówka w łapkach.

 

W pewnym momencie dotknęła

Mnie w ramię „różdżką” dość czule

Wypowiadając „zaklęcie” –

„Zamieniam Ciebie w brzydulę”.

 

Odwróciłam się zdziwiona,

Że tak źle mi życzy córka.

Ona patrzy się z zachwytem,

Aż śmieje się Jej buziulka

 

Wreszcie z radością krzyknęła:

„Mamusiu, mamuńciu droga!

Zadziałało! Ja naprawdę

Miałam moc Cię zaczarować”!

Reakcja

Podobał mi się kolega,

Którego widuję w pracy.

Taki zwykły, ale fajny,

Nie żaden filmowy narcyz.

Do pracy przyjeżdżał autem.

Pod płotem zawsze  parkował.

Nie był to ekstra samochód.

Chyba specjalnie go chował.

 

Miałam zamiar go zapoznać,

Ale nie chciałabym, żeby

Odtrącił mnie, albo wyśmiał,

Gdyby coś miałoby nie wyjść.

 

Dlatego zdecydowałam

Za wycieraczkę zahaczyć

Mały miłosny liścik, by

Jego reakcję zobaczyć.

Gdyby była pozytywna,

To bym się zastanowiła

I być może już niebawem

Imiona z Nim wymieniła.

 

Tak bardzo byłam przejęta,

By mnie nie spostrzegł nikt z biura

Na podkładaniu liściku,

Że nie widziałam akurat

Adresata tego listu,

Jak migdalił się z dziewczyną

Na tylnym siedzeniu auta…

 

Nie będzie wymiany imion!

Imprezowicz

Pod nieobecność rodziców

Zrobiłam w domu imprezę.

Było spokojnie, statecznie,

No i bez żadnych zberezeństw.

 

Bawiliśmy się w najlepsze,

Kiedy przyszedł sąsiad z dołu

I postawił ultimatum:

„Pozostawię was w spokoju,

Gdy wpuścicie mnie do środka,

Bo inaczej to zadzwonię,

I z twoimi rodzicami

Rozgonimy tę „sodomię”!

 

Przesadził z tą zoofilią,

Ale nie chciałam kłopotów,

A w szczególności rodziców

Nazbyt szybkiego powrotu.

 

Sąsiad ma lat osiemdziesiąt.

Nie dość, że siedział do końca,

To jeszcze każdy nalany

Kieliszek do dna wysączał!

 

A już pod koniec imprezy,

Żeby wreszcie sobie poszedł,

Musiałem dać mu dwa piwka,

Bo on  także jest… piwoszem!

 

Kulturalnie

Dziś dostałam od chłopaka

SMS-a takiej treści:

„Odchodzę, lecz chcę to zrobić

Inaczej niż większość mężczyzn.

Dlatego chciałbym się spotkać

I powiedzieć prosto w oczy,

Że, co było między nami,

Właśnie zamierzam zakończyć”.

 

Nie chciałam się z nim rozwodzić,

Ale nie mam wyjścia. Muszę!

Aż żal będzie się rozstawać

Z takim „bon tonu” geniuszem!

 

Wygląd

Spotykałam się z kolesiem

Co miał zakład pogrzebowy.

Znajomi go nie „trawili”,

Ja… wpuściłam do alkowy.

 

Jego specyficzna praca

Do trudniejszych się zalicza.

Wymaga taktu, spokoju.

Główny atrybut to cisza.

 

Facet był naprawdę fajny,

Zrównoważony, poważny.

Nie taki jak moi „byli” –

Wesołkowaci, rubaszni.

 

Tak uważałam, więc  kiedyś

Zostałam u Niego na noc.

Było wspaniale! Tylko my,

A między nami był…Amor!

 

Obudził mnie wcześnie rano.

Długo się we mnie wpatrywał.

Dziwnym wzrokiem patrzył na mnie,

Choć w mroku nie wiele widać.

 

Zaczął głaskać mnie po twarzy

Mówiąc z zachwytem: „Najdroższa

Jesteś taka piękna! Gdy śpisz,

Masz oblicze jak… nieboszczka”!

 

Od tego dnia wciąż uciekam

Od facetów zbyt poważnych.

Gdy mam wybierać, to wolę

Tych wesołych i rubasznych.

 

Oj naiwna, naiwna…

Siostra nareszcie kupiła

Wymarzonego smartfona.

Radowała się z nabytku,

Jakby wygrała miliona!

 

Lecz niedługo się cieszyła,

Bo gdy wracała do domu,

Pożyczyła go na chwilę;

Nawet nie wiedziała komu!

 

Zatrzymał się tuż obok Niej

Młody facet na motorze

I zakrzyknął niecierpliwie:

„ Niechże pani mi pomoże

I użyczy telefonu,

Bo muszę pilnie zadzwonić,

Żeby przed utratą życia

Kogoś drogiego mi chronić!”

 

Siostrzyczka ma dobre serce.

Nowy smartfon mu podała.

On natychmiast odjechał i…

Tylko tyle go widziała.

 

Jeszcze do tego wszystkiego

Policjant palcem nie kiwnął.

Zamiast zająć się kradzieżą

Wyśmiał jej wielką naiwność.

Szansa na szansę

Byłam z tatą na zakupach.

Przed świętami to męczące.

Ja zgłodniałam, więc weszliśmy

Do cukierenki na pączek.

 

Gdy stanęliśmy w kolejce,

Pokazałam ojcu swoich

Dwóch bardzo fajnych kolesi

Znanych mi dobrze ze szkoły.

 

Oni też stali w kolejce,

Ale w małym barku obok.

Czekali  na coca-colę

Zajęci cichą rozmową.

 

Chciałam Mu zaimponować,

Lecz popełniłam omyłkę.

Tato popatrzył na chłopców,

Zastanowił się przez chwilkę,

A potem powiedział do mnie

Mrużąc oczy filuternie:

„Myślę, że powinnaś przestać

Odwiedzać małe cukiernie,

A zaglądać, i to często,

Do sałatkowego baru.

Wtedy będziesz miała szanse

U chłopaków. I to paru!