Na tydzień przed naszym ślubem
Ustaliłam z narzeczonym,
Że wieczory kawalerskie
Są czymś głupim i chybionym.
Woleliśmy ten czas spędzić
Wyłącznie we dwoje, razem.
Zrobię wystawną kolację,
Nawet może coś usmażę…
Około ósmej wieczorem,
Gdy szykowałam kotlety,
Przyszli po niego kumple,
By zabrać go na… balety.
On oczywiście odmawiał,
Nie chciał mnie samej zostawić.
Jednak ja go przekonałam,
By dobrze z nimi się bawił,
A ja… jakoś spędzę wieczór
I nie będę się nudziła.
Zaproszę swe koleżanki,
W klubie będę się bawiła.
On z kumplami, ja samotna,
Bo dziewczyny przyjść nie mogły,
Siedziałam smętnie przy barze
Myśląc „jaki ten świat podły”…
Gdy już nieźle miałam w czubie,
Podchodziłam do stolików
Nawiązując znajomości
Wśród pijących biesiadników.
Tydzień później nadszedł wreszcie
Upragniony Dzień Zaślubin.
Wtedy, już po ceremonii,
Zaczęłam się trochę… gubić.
Nagle zaczęli podchodzić
Z życzeniami ludzie obcy,
Absolutnie mi nieznani.
Myślałam, że to czyjś… dowcip!
Nie mieliśmy pojęcia jak,
Albo w jaki inny sposób
Znalazło się dodatkowo
Około dwadzieścia osób!
Po kilku rozmowach z nimi
Zrozumiałam, że ja byłam
Nieznaną dla nich osobą,
Która ich tu… zaprosiła.
Wtedy w barze na „panieńskim”
Doznałam od nich tak wiele
Życzliwości i serducha,
Że sprosiłam na wesele,
Lecz zapomniałam o miejscach!
Kiedy wspomnę, nawet teraz
Głupio mi, że tak się stało…
I wstydzę się jak… cholera!