Toast

Dziś po południu mój chłopak

Przyszedł do mnie z „dobrym winem”.

Rzadko do mnie do tej pory

Z flaszką przychodził w gościnę.

 

Ucieszyłam się z okazji.

Migiem przyniosłam kieliszki

Świadoma, że od tej pory

Będzie mi naprawdę bliski,

Że… będziemy z nim rodziną,

Póki nie wyjął „jabola”

I wzniósł „przełomowy” toast:

„Jaka baba, takie wino”…

Wierna

Jestem zazdrosny o facia,

Który często z mą dziewczyną

Spędza nazbyt wiele czasu

I to właśnie jest przyczyną

Między nami  spięć i kwasów.

 

Nie akceptuję pętaka,

Bo to chłystek i miernota,

Ale w końcu uwierzyłem,

Że Ona tylko mnie kocha.

 

W wielu poważnych rozmowach

Przekonała mnie do tego,

Że nie muszę się obawiać,

Spotkań ze szkolnym kolegą.

 

Dzisiaj czekałem z kwiatami

Na Nią po lekcjach pod szkołą,

Chcąc Jej zrobić niespodziankę,

Bo to bardzo miłe ponoć.

 

Ale to ona właściwie

Niespodziankę mi zrobiła,

Jak ich dojrzałem, gdy wyszli

Z miejsca, gdzie ze mną chodziła

Na fajny, szybki numerek.

Zbyt wierna, to ona nie jest…

Paragon

Byłem w aptece po leki.

Na chrypę jakieś drobiazgi

Na kartce miałem spisane,

Żebym nie zapomniał nazwy.

 

Dość długo stałem w kolejce,

Gdyż nie tylko u nas w domu

Jesienna słota i wiatry

Są źródłem… tych samych chorób.

 

Pani w białym fartuchu

Miło mnie obsłużyła.

Leki razem z paragonem

Do reklamówki wrzuciła.

 

Wróciłem do domu. Ale

Miałem w garażu robotę.

W kuchni zostawiłem torbę.

Rozliczę się z żoną potem.

 

Gdy wróciłem, to zastałem

W kuchni Żonę bardzo wściekłą.

Posądziła mnie o… zdradę!

Zrobiła mi w domu piekło!

 

Co się stało? I dlaczego

O niewierność oskarżyła?

Bo w aptece „biała pani”

Paragony… pomyliła.

 

Dostałem odcinek pana,

Który kupował przede mną

Te same lekarstwa co ja.

„Gumki” też nabył. Na pewno!

 

„Nie kupowałem tych środków –

Tak uzasadniałem żonie –

Przecież ich nie stosujemy”.

Na to Ona: „Z nami… koniec!

Nie przypuszczałam, że będę

Żoną aż takiej  kanalii”!

Trzasnęła drzwiami i poszła

Popłakana do sypialni.

 

Nagle do mnie dotarło, że

Mam jeszcze dowód w kieszeni

Na to, ile zapłaciłem

I on może wszystko zmienić.

To potwierdzenie zapłaty

Z aptecznego terminala,

Że zapłaciłem w aptece

Kwotę mniejszą o… „piątala” !

Tyle właśnie kosztowała

Paczka prezerwatyw „Durex”,

Które znalazła ma żona

I teraz tak lamentuje.

 

Pogodziliśmy się z żoną.

Nie odniosłem „wrednych” gumek.

Teraz mamy do „tych rzeczy”

Bez

Moi najbliżsi mi kumple

Wyszykowali przyjęcie

Na okoliczność skończenia

Mojej pracy magisterskiej.

 

Pracowałem nad nią ciężko

Przez ostatnie pięć miesięcy.

Jeszcze tylko jej obrona

Musi magisterium zwieńczyć.

 

Zabawa miała się zacząć

Dziś w barku akademika.

Nie było kasy, by nająć

Choćby jednego muzyka.

Dlatego jeden z kolegów

Wziął mi z pokoju laptopa

A kiedy zbiegał ze schodów,

Podwinęła mu się stopa

I roztrzaskał go drobne.

A tam była moja praca!

Zamiast fety, była stypa.

Do dziś mam wielkiego kaca.

 

Wniosek na koniec wypowiem:

Róbcie kopie zapasowe!!!

 

Jedyne wolne…

Spałem bardzo krótko w nocy.

Wstałem zmęczony i senny.

Rano wsiadłem do tramwaju.

To dalszy ciąg mej gehenny.

 

Jak zwykle jechałem do szkoły.

Jak zwykle tłoczno w tramwaju.

Jak zwykle nie ma gdzie usiąść,

Jak zwykle pijaków paru…

 

Przeciskam się przez te „tłumy”.

Patrzę i oczom nie wierzę;

Wolne miejsce jest tuż przy mnie,

Toż to dla mnie ekstra prezent!

 

Zadowolony usiadłem.

A, że byłem bardzo senny,

Nawet dziesięć minut drzemki

To dla mnie relaks bezcenny.

 

Wnet zrobiło mi się… mokro,

A jednocześnie poczułem

Zapaszek, który w wucetach

W nozdrza bezlitośnie kłuje.

 

Na przystanku, gdzie ja wsiadłem,

Wysiadł żul, co przed momentem

Zeszczał się właśnie w tym miejscu;

To dlatego niezajęte…

 

Pechowiec

Mój facet dba o kondycję.

Ciągle chodzi na siłownię,

Lecz karnet sobie kupuje

Tylko na cztery tygodnie.

 

Wkurza mnie to, bo on traci

Kupę forsy, gdyż miesięcznie

Płaci dwukrotnie drożej

Za samo na „siłkę” wejście.

 

Na te moje zastrzeżenia

Ma zawsze ripostę stałą:

Kiedyś kupił roczny bilet,

Bo taniej się wydawało.

 

Miesiąc później miał wypadek,

Gdy w górach jeździł na nartach.

Krótko się nim posługiwał,

Bo tylko przez jeden kwartał.

 

Uważałam, że przesadza.

W życiu potrzebny optymizm.

Kupiłam Mu roczny karnet

W prezencie na urodziny.

 

Nim choć raz go wykorzystał,

Nie ominął Go jak zwykle

Pech, gdyż  na przejściu dla pieszych

Miał kolizję z… motocyklem!

Do ilu razy…

Mój tata, chociaż inżynier,

Notorycznie zapomina

Nie o rocznicy zaślubin,

Lecz o mamy… urodzinach!

 

Po ostatnim z tych przypadków,

Podrzuciłem Mamie pomysł,

Że będę Mu przypominał

Delikatnie, co rok o nich.

 

Mama się zirytowała

I bąknęła ironicznie,

Że powinienem tak robić

Co kwartał; będzie komiczniej.

 

Bo On i tak nic nie skuma,

A ona sama w dodatku

Dostanie więcej prezentów

Nie licząc winek i… kwiatków.

 

Początkowo nie wierzyłem,

Że On się na to nabierze.

Ale pierwsze „urodziny”

Świętował jak zwykle szczerze!

 

Za drugim razem ten podstęp

Był jako tako zabawny

I żadne z nas dwojga jeszcze

Nie zdradziło ojcu  prawdy.

 

Nie dowierzałem, że ciągle

Powtarzamy ten sam numer,

A Ojciec wciąż się nabiera.

Tego właśnie nie rozumiem!

 

Coraz mniej było zabawnie,

Ale gdy znów się udało,

Mówić, że to paranoja,

To chyba jeszcze za mało.

 

Gdy za szóstym razem znowu

Łyknął kłamstwo bałamutne,

Przestało już być zabawne.

To było naprawdę… smutne!

 

 

Zdemaskowany

Rozpocząłem pracę w sklepie.

Cieszyłem się na tę fuchę.

Pierwszego dnia przyszedł klient

Mający problem ze słuchem.

 

Dobrze trafił. Ja akurat

Znam trochę język „migany”,

Bo moja siostra nie słyszy

I w ten sposób „gada” z nami.

 

Klient również znał podstawy,

Więc mógł mnie lepiej rozumieć,

Gdy pokazując rękami

To samo głośno mówiłem.

 

Wtem podbiegł do mnie kierownik

I zaczął na mnie jazgotać,

Że zachowuję się głupio

Jak jakiś handlowy profan!

 

Na klienta jego zdaniem

Ja krzyczałem, tak to ujął,

A takie wybryki wcale

Z uprzejmością nie licują.

To brak profesjonalizmu

I ogłady z mojej strony.

Powinienem dziś, natychmiast

Zostać przez zarząd zwolniony!

 

Szybko wszystko wyjaśniłem,

Lecz miałem problemy potem,

Bo kierownik mojej zmiany

Wyszedł na durnia, idiotę!

 

Debilem był znacznie wcześniej,

Tylko ja pomogłem innym

Dostrzec to, o czym uprzednio

Wszyscy już wiedzieć powinni.

 

Skomentował…

Tak się stało, że ostatnio

Dość często przebywam w barze,

Nie po to, żeby chlać piwo,

Ale… wkrótce się okaże.

 

Czynię tak, bo stać mnie na to,

Gdyż czasu mam nazbyt wiele.

Gawędzę o swej przyszłości

Z przyjaznym mi właścicielem.

 

To dla mnie dobra znajomość

Bo On, może już niedługo,

Będzie moim pryncypałem,

A ja jego płatnym sługą.

 

On też chyba mnie polubił

I obiecał, że mnie weźmie

Do pracy w tym swoim barze,

Lecz ponaglać Jego nie śmiem.

 

Dziś wpuścił mnie do kantorka,

A tam dużo zdjęć na ścianach.

Na jednym z wielu Właściciel –

Wyglądający jak amant.

 

Zauważyłem też inne

Zdjęcie troszeczkę głupawe,

I właśnie ono przez chwilę

Przykuło moją uwagę.

 

Skomentowałem, że kucharz

Wygląda jak transwestyta

Który choruje na hifa,

Albo co najmniej na syfa,

Bo zrobił kretyńską minę,

Kaczy dzióbek, buzię płaską.

W ogóle jest jakiś dziwny

I wygląda… dość pedalsko.

 

W odpowiedzi usłyszałem

Rozdrażniony głos zza biurka:

„Zamknij wreszcie swą jadaczkę,

Bo to właśnie… moja córka”!

 

Żwirek

Oglądaliśmy dziś  z siostrą

Fajny film w telewizorze.

Bardzo rzadko to się zdarza.

Wolę bawić się na dworze.

 

Dziś padało, więc siedziałem

W domu na obiad czekając.

Mama gotowała w kuchni.

Było nudno, mokro, szaro.

 

Siostra siedząc na kanapie

Miała miskę na kolanach,

Ale pustą, bo już popcorn

Udało nam się „wyszamać”[1].

 

Miska była opróżniona,

Ale na pustym dnie jeszcze

Kilka  kawałków popcornu

Ślinianki smakowe… łechcze.

 

Z wielką radością je zjadłem.

Nigdy nie zapomnę smaku

Tego… zużytego żwirku,

Kociego „afrodyzjaku”!

 

Siostra podniosła z podłogi

Żwirku tych kilka drobinek

I wrzuciła je do miski

Zamiast je po prostu… wymieść.

[1] szamać – pot. jeść