Aktywistka

Od ponad sześciu miesięcy

Piszę w aktach: „rozwiedziony”.

Coraz częściej mi dokucza

Brak kogoś w „rodzaju żony”.

 

Chciałem poznać jakąś panią

Na stałe, nie tymczasowo,

Żeby zechciała stać przy mnie,

A nie jak ma „była”… obok.

 

Koledzy mi poradzili,

Żebym się zarejestrował

Na dobrym portalu randkowym.

Wtedy mógłbym „zapolować”

Na dziewczynę, może żonę.

Jedno miałbym zapewnione:

Mógłbym wybierać do woli

Zgodnie z klasą i bon tonem.

 

Atutem tego portalu,

Jak reklama podkreślała,

Jest, że właśnie ta agencja

Już od wielu lat działała.

 

Ponoć ważni naukowcy

Tylko dla tego portalu

Opracowali algorytm

Dociekliwy „w każdym calu”.

 

Po wypełnieniu ankiety

Pełnej pytań i wskazówek

Musiałem przelać akonto

Za zamówioną usługę.

 

System natychmiast po wpłacie

Z „poborcy” zmienił się w swatkę

I „wypluł” bezzwłocznie z siebie

Pierwszą dla mnie kandydatkę.

 

Gdy ją tylko zobaczyłem,

Pomyślałem, że mam omam.

Wiecie kto był na tym zdjęciu?

Moja żona… odmłodzona!

 

Jej zdjęcie już dobrze znałem.

Była ładna, muszę przyznać.

Obok notka dla mnie przykra;

Ze wybrana dla mnie pani

Jest od czterech lat… aktywna!

 

Pracuś

Mam pracowitego męża.

To mój ukochany Wacuś.

Oficjalne imię Wacław,

Ale dla mnie – „Mrówcia – Pracuś”.

 

Rzadko Go widuję w domu,

Bo pracuje w nadgodzinach.

Podobno bez Niego w biurze

Żaden projekt „się nie spina”.

 

Właśnie teraz znowu musi

Zostawać nawet do nocy,

Bo w biurze sobie nie radzą

Bez mego męża pomocy.

Dla wszystkich to ważny projekt,

Więc on musiał się poświęcić,

Choć narzekał, że tym razem

To… zupełnie nie ma chęci,

Gdyż jest bardzo pracochłonny

I nie dający… pieniędzy.

 

Gdy On w pracy, to ja muszę

Wiele rzeczy brać na siebie.

Dobrze, że mamy samochód,

To mam czym zakupy przewieźć.

 

Dziś też wracałam z marketu,

Gdy nagle jakaś paniusia

Wjechała w mój kufer na światłach.

Patrol ingerować musiał!

 

Zadzwoniłam więc do Wacka,

Ale numer był zajęty.

Przyjechał po dłuższej chwili

Mocno tą stłuczką przejęty.

 

Zdumiona chciałam zapytać

Skąd on o tej stłuczce wiedział,

Lecz zanim to uczyniłam,

On już… w  tamtym aucie siedział.

 

Zdziwiłam się niepomiernie,

Ale wnet się wyjaśniło,

Że „lalunia”, ta od stłuczki,

Jest po prostu zwykłą zdzirą.

 

Teraz wiem, że ona to ten

Ważny „projekt” co „nie spina”,

A także, że „projektować”,

Znaczy to samo co „dymać”!

 

Nie wierzyłam, że tak łatwo

Nabrałam się na tę śpiewkę.

Robiłam mu kanapeczki,

A on posuwał tę dziewkę!

 

Teściowa

U teściów w dużym pokoju

Wisi bardzo duża fota

Małżonka i Jego „byłej”

W bogatej ramie ze „złota”.

 

Trzy lata temu zostałam

Drugą żoną  Kazimierza.

Zawsze, gdy u teściów jestem,

Ten widok we mnie „uderza”.

 

Przez cały trzyletni okres

Co upłynął od zaślubin,

Powtarzał mi do znudzenia,

Że pierwszej żony nie lubił,

Bo była złośliwą „jędzą”.

Lecz, o ile mi wiadomo,

To bardzo się przyjaźniła

Z moją obecną teściową.

 

Lecz przecież  męża z tą panią

Teraz nie łączy nic a nic!

Nie mogę pojąć, dlaczego

U teściów wisi „ta pani”.

 

Zawsze staram się unikać

Jakichkolwiek swarów, waśni.

Dziś jednak zmusiłam męża,

Żeby mi zaraz wyjaśnił

Dlaczego, choć tyle czasu

Jestem przecież Jego żoną,

Wciąż jeszcze starego zdjęcia

Na nasze nie zamieniono!

 

Dlaczego na to pozwala,

Żebym zawsze, gdy tam jestem,

Patrzyła na Jego „byłą”,

Przecież to dla mnie… bolesne!

 

Mąż zbył mnie tymi słowami:

„Daj spokój, bo wiesz to chyba,

Że mama przez całe życie

Dla wszystkich była złośliwa.

Ona przed Twoim przyjazdem

Wiesza je, bo szuka zwady,

A gdy już stąd wyjedziemy,

Zaraz chowa do szuflady”.

 

I teraz znów powiesiła,

By mnie wreszcie sprowokować.

Rozumiem, o co jej chodzi.

Wiem, że znów zacznie od nowa.

 

Lecz ta informacja jakoś

Wcale mnie nie pocieszyła.

Postanowiłam, że na złość

Będę starać się być… miła!

 

 

 

Pech

W firmie przed kilku laty

Pracowała ze mną pani,

Która wierzyła głęboko

W działanie wszelakiej… magii.

 

Ufała też zabobonom,

Złym urokom, klątwom, wróżbom

Jak rozsiana sól, czarny kot,

A nawet  stłuczone lustro!

 

Ja nie wierzę w takie rzeczy,

Ale babka była ładna,

Więc mi to nie przeszkadzało.

Dla mnie była wręcz zabawna.

 

Gdy któregoś dnia „pechowo”

Zepsuł się jej samochodzik,

Przyszła spóźniona się do pracy;

Chyba nawet kilka godzin!

 

Pracowaliśmy dość długo.

Późna pora nadciągała.

Był już wieczór, deszczyk padał,

Ona ciemności się bała.

 

Ja jeżdżę autem firmowym,

Więc szef  widząc strach w jej oczach

Zgodził się, żebym do domu

Odwiózł  „biednego wypłosza”.

 

Podczas jazdy nieustannie

Gadała mi o kamieniach

Mających taką właściwość,

By… chorych na zdrowych zmieniać.

 

Ględziła tak do chwili, gdy

Czarny kot przez jezdnię przebiegł,

A ja „zahaczyłem” auto.

Jak się stało? Tego nie wiem!

 

Bo słuchając jej ględzenia,

Chyba na prawo odbiłem.

Nie mogłem sobie wybaczyć,

Że tak duży błąd zrobiłem.

 

Fiacik parkował na skraju

Wąskiej, dość ciemnej uliczki.

Szkoda nie była zbyt duża;

Przytarłem mu lewe drzwiczki.

 

Ale po zastanowieniu

Uznałem za niemożliwe,

Bym ja szarpnął kierownicą,

Bo byłoby to… zdradliwe.

 

Przecież wtedy wpadłbym w poślizg,

I nie panował nad wozem,

Wyleciałbym z toru jazdy

Szczególnie przy „mokrej porze”.

 

Ona szarpiąc kierownicą

Chciała uratować kota.

Czyli nie kot jest winien,

Ale tylko jej głupota!

 

Policję przekonywała,

Że to wszystko wina… kota,

Bo on sprowadza nieszczęścia.

To cud, że jest kilka otarć!

 

Powinniśmy się też cieszyć,

-Że żadne z nas nie jest… w częściach.

-Że żyjemy i że auto

Jest nieznacznie uszkodzone

Tylko dlatego, że jeszcze

Nie przyszedł na nas… „ten moment”!

 

Dla Policji ja jedynie

Tej kolizji byłem winny.

Ja odpowiadam przed prawem,

Wyłącznie ja i nikt inny.

 

Dla nich było bez znaczenia,

Że ta kobieta akurat

Szarpnęła za kierownicę,

Bym nie potrącił kocura.

 

To uratowało kota.

Nie zdołałem go przejechać,

Ale mogło sugerować,

Że to kot przyniósł mi pecha!!!

 

To nieprawda. Tu wyłuszczę

Moje przekonanie o tym:

Pecha sprowadzają ludzie

Wierzący w takie głupoty.

W tym przypadku miałem niefart ,

Ja to wiem i wszyscy wiecie…

Nie przez niegroźnego kota,

Lecz „dzięki” głupiej kobiecie.

 

 

Kanaliza

Już chyba od prawie roku

Próbujemy sprzedać domek.

Wydawało się, że wreszcie

Nadszedł upragniony moment.

 

Przed tygodniem ostatecznie

Zgodziliśmy się z rodziną,

Że kupią dom jak najszybciej,

By wprowadzić się przed zimą.

 

Ale po kilku dniach agent

Oddzwonił mi z wiadomością,

Że się jednak rozmyślili

Zmuszeni okolicznością,

Iż  zostali  oszukani

Tym, że niecnie zataiłem

Niezmiernie istotny szczegół,

I sam sobie… zaszkodziłem.

 

Zadzwoniłem bezpośrednio

Do niedoszłych kontrahentów,

By ich bezpośrednio spytać

W kwestii tych moich „przekrętów”.

 

Rozmówczyni, dość wkurzona,

Oskarżyła mnie o próbę

Świadomego zatajenia,

Gdyż chciałem jej sprzedać bubel!

 

Dziś właśnie ktoś jej powiedział,

Kiedy byli w biurze sami,

Że z mojej kanalizacji

Wonieje nieczystościami!

Teraz już mi nie dowierza

I nie jest mym kontrahentem.

A znajomość ze mną właśnie

Jest dla niej… życiowym błędem!

 

Nigdy to nie miało miejsca,

Lecz natychmiast skojarzyłem,

Że ja też na dziś z agentem

Umówiony właśnie byłem.

 

Zaraz wziąłem go na spytki.

A  on do muru przyparty

Z poczuciem winy się przyznał,

Że to były…  „takie żarty”.

 

Miał problemy żołądkowe

I korzystał z toalety,

Kiedy klienci przybyli.

W tej sytuacji niestety

Nie był w stanie, żeby ze mną

I z nabywcami się widzieć,

Więc wymyślił tę historię

O śmierdzącej „kanalizie”.

 

 

Uzasadnienie

Nasz jedenastoletni syn

Dostał nowy obowiązek,

A tata ma kontrolować,

Jak się On z tego wywiąże.

 

Junior będzie na suszarce

Wieszać ciuchy po wypraniu.

Potem posortuje, złoży,

By zapobiec ich zgniataniu.

 

Nadzór nad tym „obowiązkiem”

Powierzyłam małżonkowi.

Jego wcześniej nauczyłam.

Dobrze wie, jak to się robi.

 

Pierwszy raz dopiero wczoraj

Sortowali suche ciuchy.

Usłyszałam ich rozmowę

Toteż  nastawiłam uszy.

 

Syn wypytywał „trenera”:

„Skąd mam wiedzieć, czyje coś jest”?

Po głosie zauważyłam,

Że „targają” Nim… emocje – .

„Jak odróżnić, czy te majtki

Są mamusi czy też Zuzi”?

Mąż Mu na to: „Z tym akurat

Nie musisz się zbytnio trudzić.

 

Majtkami mamy dzieciakom

Można zasłonić widnokrąg,

Albo też chłopakom jak Ty

Zrobić… niewielki spadochron”!

Awaria

Pracuję „w nieruchomościach”

I tak na życie zarabiam.

Na spotkania z klientami

W terminie muszę się stawiać.

 

Samochód jest mi potrzebny,

Żebym zawsze punktualnie

Odbył spotkanie z klientem –

Fachowo i kulturalnie.

 

Kiedyś jednak mój samochód

„Zbiesił” się i nie pojechał.

Laweta była potrzebna.

Do majstra zabrała rzęcha.

Mnie groziła trasa piesza.

Dostałem jednak w zastępstwie

Inne auto na czas robót.

Wziąłem je i pojechałem.

Zrzędzić nie miałem powodu.

 

Po trzech dniach się przekonałem,

Że mają „burdel” w papierach.

Zatrzymała mnie Policja

Jak najgorszego złodzieja!

 

Warsztat, skąd „dostałem” auto,

Nie odnotował w systemie,

Że volvo, jako zastępcze,

Jest użytkowane przeze mnie.

 

Zarzucili kradzież auta.

Nie mogłem nigdzie pojechać.

Na wyjaśnienie tej sprawy

Godziny musiałem czekać.

 

A miałem zawrzeć umowę

Z bardzo ważnym mi klientem.

Czas ucieka, klient czeka,

A ja z musu „gonię w piętkę”.

 

Wreszcie wszystko wyjaśniono,

Ale nie bez konsekwencji.

Słyszałem, że ten mój klient

Udał się do… konkurencji

Pod gazem

Wracałem późnym wieczorem

Autobusem od znajomych.

Mieszkam w okolicach pętli,

Gdzie nieliczne stoją domy.

 

Mój przystanek – przedostatni.

W autobusie pozostanie

Śpiąca, dość młoda kobieta.

Tu jest niebezpiecznie dla niej!

 

W nieciekawej okolicy

Włóczą się grupki wyrostków.

Bezpieczeństwo tej kobiety

Może „zawisnąć na włosku”!

 

Potencjalnie zagrożoną,

Chciałem poratować w biedzie.

Zbudziłem ją, by zapytać,

Czy ona do końca jedzie.

 

Ale nim się odezwałem

Bez ostrzeżenia żadnego

Dostałem po oczach porcję

Gazu chyba pieprzowego.

 

Zdecydowanie zbytecznie

Martwiłem się o tę panią.

Ta kobieta się obroni,

Gdyby ktoś chciał napaść na nią.

Odwyk?

Nasza córcia, ośmiolatka

Całą niedzielę siedziała

Gapiąc się na złotą rybkę,

Którą właśnie otrzymała.

 

To prezent na urodziny

Od przyjaciółki serdecznej.

Obie kochają Syrenkę

I Jej klimaty bajeczne.

 

Córcia chciała dostrzec moment,

W którym rybeczka wypłynie,

By w „płucka nabrać  powietrza”

I to musi zrobić przy Niej!

 

Ja już po kilku minutach

Chciałam córci wytłumaczyć,

Że to nigdy się nie stanie

I tego nikt nie zobaczy.

 

Ale mój mąż mnie przekonał,

By przy słoiku siedziała

I na rybkę, a nie w ekran

Swojej komórki zerkała.

Praworządny

Wracałem z synkiem z przedszkola,

Kiedy nagle nas ominął

Rozpędzony rowerzysta

Z bardzo rozwianą czupryną.

 

Zamiast ścieżką rowerową

Pędził chodnikiem dla pieszych.

Nie bardzo wiadomo czemu,

Aż tak bardzo gdzieś się spieszył.

 

Synek ma dosłownie bzika

W kwestii drogowych wykroczeń.

Zawsze kiedy coś zobaczy,

Coś Mu wewnątrz aż bulgocze.

 

Teraz też zareagował

Uwagą dosyć soczystą:

„Jeździ się po ścieżce, chamie”!

Zawołał za rowerzystą.

 

Cyklista głowę odwrócił

I w tym momencie… najechał

Niefortunnie na krawężnik.

Dla synusia to uciecha,

Bo choć niedobrze się stało,

Że jadący się wywrócił,

To „praworządny” synek

Małą złośliwość mu rzucił:

 

„Pamiętaj, żebyś od dzisiaj

Jeździł ścieżką dla rowerów!

Na chodnikach nie ma miejsca

Dla rowerowych gangsterów”!