Halo, pomyłka…

Nie wiem z jakiej to przyczyny,

Aż przez trzy doby cierpiałam

Na biegunkę bakteryjną.

W życiu tak nie chorowałam!

 

Nie był to pierwszy mój rozstrój,

Więc sama wzięłam  lekarstwa.

Przedtem brzuch mnie czasem bolał,

Ale na skutek… „obżarstwa”.

 

Teraz nic nie pomagało.

Czułam się wciąż coraz gorzej.

Musiałam szukać pomocy.

Ale gdzie? O nocnej porze?

 

Teraz „lekarstwem” na wszystko

Jest kontakt telefoniczny.

Siostra dała mi swój numer

Do lekarza specjalisty.

 

Zadzwoniłam i bez wstępu

Omówiłam co mnie boli.

On chwilę cierpliwie słuchał,

Wreszcie wybuchnął chocholim

Śmiechem, że aż mną zatrzęsło.

Potem usłyszałam wreszcie:

Współczuję, że cię spotkało

Dość krępujące nieszczęście.

Lecz ma specjalność to… pralki.

A w tym przypadku, tak czuję,

Że przez telefon uszczelki

W twym „spuście” nie zamontuję”.

 

Doceniam refleks rozmówcy,

Gdyż to ja tu „dałam ciała”.

Po prostu zdenerwowana

Zły numer wtedy wybrałam.

 

 

Premia

Główna Księgowa zakładu

Poważnie zachorowała.

Inna pani z księgowości

Jej zastępczynią została.

 

Szefowej długo nie będzie,

Więc nie wiadomo czemu

Ma ją zastąpić… ma mama

Zatrudniona tydzień temu!

 

Nie chciała przyjąć tej funkcji,

Bo nowa, nie zna zakładu;

No i jeszcze nie poznała

Zależności i układów.

 

Mama, z zawodu księgowa,

Na rachunkowości się zna.

Postanowiłam Jej pomóc

Ten galimatias okiełznać.

 

Miałam wgląd do dokumentów,

Z których się dowiedziałam,

Że mój szef dostaje to,

Czego ja nie dostawałam.

 

Co miesiąc ma w dyspozycji

Budżet na koszt tłumaczenia

Dokumentów z zagranicy,

A rachunków żadnych nie miał!

 

Od paru miesięcy kazał

Mnie robić te tłumaczenia

W ramach mej normalnej pracy…

Czy to była dla mnie… premia?

 

Dosłownie…

Wysłałam kiedyś swą córkę

Po zakupy do marketu.

Dałam do ręki karteczkę,

By trzymała się konkretów.

 

Wpisałam także parówki

Z dodatkowym zaznaczeniem,

By wzięła tylko drobiowe

Obojętnie w jakiej cenie.

 

Zadzwoniła do mnie wkrótce,

Że nie ma takich jak chciałam.

Są inne, ale… z indyka.

Poza tym także widziała.

Parówki z mięsa kurczaka,

Kilka rodzajów wieprzowych,

Berlinki z szynki, z fileta,

Ale nie widzi… drobiowych!

 

Córka ma już swoje lata.

Wszystko rozumie dosłownie,

Ale takiej „dosłowności”

Nie odziedziczyła po mnie.

 

Priorytet

Najstarszy synek znajomych

Po sąsiedzku mieszkających

Spędzał noce w samochodzie

Owinięty w zwykły kocyk.

 

Kilka razy to widziałam,

Więc chłopaka zapytałam:

– Czemu śpisz tak każdej nocy?

– Czy potrzebujesz pomocy?

 

Odpowiedział, że to trening,

Który można nazwać… wprawką,

Bo jak skończy osiemnastkę

To natychmiast zrobi „prawko…”!

 

Rozmarzony ciągnął dalej:

„…Będę na imprezy jeździł,

A jak będę nawalony,

Prześpię się i… będę trzeźwy”!

 

No cóż… Wstępując w dorosłość

Trzeba mieć swe priorytety.

Jedni chcą tylko… wytrzeźwieć,

Drudzy… podjeść, trzeci… nie tyć.

Sprzątaczka

Przed Świętami Wielkanocy

Robiłam porządki w domu.

W tym roku sama zostałam,

Nie mam zlecić ich nikomu.

 

Kiedyś mąż mi zawsze pomógł,

Bo córcia przecież za mała.

Małżonek jest ciągle w pracy.

W domu tylko z Nią zostałam.

 

W Wielką Środę po południu

Prawie wszystko wysprzątałam

Żeby móc powiedzieć „Koniec”

Tylko podłoga została.

 

Wzięłam się za zamiatanie.

Wtedy córcia zapytała:

„Mamo, czy Ci mogę… pomóc?

Będę bardzo się starała.”

 

Więc z radością się zgodziłam.

Patrzyłam, jak Moja Mała

Bardzo szybko, jak na dziecko,

Podłogę pozamiatała.

 

A na koniec drobne śmieci

Pod szafkę podmiotła szczotką

I patrząc dumnie wokoło

Uśmiechała bardzo słodko.

 

Próbowałam Ją powstrzymać,

Ale zaprotestowała,

Bo Ją tak tatuś nauczył

U taty będzie… słuchała.

Afrodyzjak

Na pierwszym semestrze studiów

Nie opuszczałem wykładów.

Tak robili wszyscy, którzy

Nie znali jeszcze… układów.

 

Z własnej praktyki wiem teraz,

Że zorganizowane grupy

Wyznaczały swych dyżurnych,

By siedziały jak te…d**y

I notowały dokładnie,

Co  z ust wykładowcy padnie.

 

Potem to wszystko przed sesją

Było skrzętnie skserowane

I wszystkim członkom tej grupy

W formie „notatek” dawane.

 

Teraz jednak w auli było

Ciasno, jak w basenie w upał.

Zawsze przed wykładem trzeba

Wolnego miejsca… poszukać.

 

Znalazłem szczęśliwie miejsce

Pierwsze z brzegu w czwartym rzędzie.

Raptem przysiadła się Ona.

Czy nie za ciasno nam będzie?

 

Zerknąłem… fajna, wytrzymam.

Nim profesor zaczął wykład,

Ona cicho powiedziała:

„Przepraszam cię, bo nie zwykłam

Pchać się tam, gdzie nie powinnam,

Ale dziś coś źle się czuję

I po chamsku w cudze miejsce

Bez pardonu się pakuję”.

 

Wyjaśniła zaraz potem,

Że ma zapalenie gardła

I ziołowymi „dragami”

Osobowość jej prześmiardła.

 

Zaczęła grzebać w swej torbie.

Wtedy ten zapach poczułem.

Powiedziałem, że faktycznie

Zajechało mi… brokułem.

 

Zarumieniona ze wstydu

Popatrzyła w moją stronę…

W taki oto dziwny sposób

Poznałem swą przyszłą Żonę.

 

„Szefowa”

Tak się stało, że mój chłopak

Przestał chodzić do roboty.

Jego fabryka ma postój.

On to ma szczęście. Och ty…

 

Od tygodnia siedzi w domu,

A ja po dwanaście godzin

Bez przerwy w sklepie zasuwam

W Pabianicach, koło Łodzi.

Zmiana trwa dwanaście godzin,

A pracuję głównie w „nocki”.

W związku z tym mój narzeczony

Przejął wszystkie obowiązki –

Oczywiście te domowe,

Bo dotychczas, że tak powiem,

Wszystkie roboty domowe

Dzieliliśmy po połowie.

 

Pewnego dnia dość zmęczona

Odsypiałam nockę jeszcze,

Kiedy trójka jego kumpli

Zaczęła pod oknem wrzeszczeć:

„Stary, nieszczęśliwy kumplu!

Weź się w garść i się ogarnij!

Przecież musisz być  mężczyzną!

Chodź dziś z nami do piwiarni!

 

Odpowiedział, że nie może,

Bo musi obiad gotować.

Dziś właśnie jest jego kolej;

W garnku jest… pomidorowa,

A żona jeszcze śpi w łóżku.

Jako dowód im  pokazał

Siebie w… kuchennym fartuszku.

 

Ja nie spałam, bo mnie zbudził

Właśnie ten hałas za oknem.

Słyszałam, co tam się działo.

Było to dla mnie okropne.

Mąż zgodnie z prawdą im mówił,

Że: jeszcze zmyje naczynia,

Powiesi pranie, zamiecie

I już na dzisiaj ma… finał!

Zajmie mu to pół godziny.

Może wtedy iść z kumplami.

Żona, gdy nockę odeśpi,

Sama się przecież… nakarmi.

 

A na to jeden z nich drwiąco,

Z pogardą i głupim śmiechem

Wyzwał Go od pantoflarzy,

Bo… powinien być mym szefem!

Krzyczał też, że mąż się daje

Przez żonę wykorzystywać.

Jego baba wszystko robi

I jeszcze jakoś… jest żywa!

Mąż powinien sobie siedzieć

I żłopać piwko spokojnie,

A żona chociaż pracuje,

To po pracy ma  już „wolne”

I poradzi sobie w domu,

Bo „kobitki są żywotne”!

 

Wiele podobnych tekścików

Usłyszałam jeszcze wtedy.

Mąż spokojnie im wyjaśniał

Że wszystko się zmieni, kiedy

Będzie inna sytuacja

I znowu pójdzie do pracy.

Ja znowu zajmę się domem

I jak kiedyś „będzie cacy”.

 

Nie zrozumieli tłumaczeń

I poszli tam, gdzie dążyli.

Ja mam szczęście i współczuję

Kobietom takich goryli.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wredny?

Moi Dziadkowie od mamy

Nie najlepiej już się czują.

Są w swej starości samotni.

W dodatku często chorują.

 

Stwierdziłem to przypadkowo,

Kiedy tam wpadłem przejazdem.

Nie wiedziałem, że źle z Nimi.

Ale, gdy poznałem prawdę,

Postanowiłem, że odtąd

Zawsze chętnie Im pomogę.

Od tej pory Dziadkom w weekend

Zaopatrzenie dowożę.

 

Nie mam blisko, bo mieszkają

Sto kilometrów ode mnie.

Dlatego jeżdżę co tydzień,

Choć chciałbym nawet codziennie.

 

Zastanawiałem się czemu

Inni im pomóc nie chcieli.

Czy są zbyt zajęci sobą,

A może „troszkę schamieli”?

 

Po raz czwarty przyjechałem

Z zakupami pod dom dziadków.

Podjazd łańcuchem zamknęli.

Wyzywali od „gagatków”,

Wygrażając mi piąstkami

Zgodnym duetem stwierdzili,

Że ja „przez swoje natręctwo

Jestem… zakałą rodziny.

Przez to, że mam nudne życie,

Zerowy u mnie… dorobek,

Sam nie mając swojego stadła,

Zawracam rodzinie głowę!”

 

Dopiero wtedy pojąłem,

Dlaczego reszta mych krewnych

Nie pomaga swym seniorom.

Czy naprawdę jestem wredny?

 

Pytanie

Szef miał kiedyś kłopot w domu.

Nie miał z kim dziecka zostawić,

Więc przyszedł z córką do pracy,

No i musiał ją ktoś bawić.

 

Akurat trwało spotkanie.

Mocno wystraszone dziecko

Dano pod moją pod opiekę,

Bym… zajęła Ją bajeczką.

 

Byłam jedyną kobietą

Wśród kilkunastu facetów.

Zagadałam do dziewczynki

Nie oszczędzając… uśmiechów.

 

Siedziała cichutko przy mnie

Ssąc paluszek wystraszona.

Żeby jakoś ją rozruszać

Objęłam ją wpół rękoma

I powiedziałam, że ja też,

Kiedy byłam jeszcze mała,

Podobnie jak ona teraz

Ciągle swe paluszki ssałam.

 

Rozbroiła mnie pytając,

Czy tak samo robię nadal.

Odpowiedziałam że już nie,

Bo to dość wstydliwa sprawa.

 

Chwilę później już nie było

Mi do śmiechu, bo ta mała

Z wielkim zdziwieniem w głosiku

Głośnym „szeptem” zapytała:

 

„To co teraz lubisz possać”?

Sondowała dalej sprawę…

 

Cenne były miny panów

Chcących zachować powagę.