Doświadczenie

Mam ciotunię, siostrę Mamy.

Niestety, jest dosyć tęga.

Dzieciaki Ją bardzo lubią.

Gdy przyjdzie, zawsze  jest rejwach!

 

Przeszła ciężką operację

Skrzywionego kręgosłupa.

Dzięki stabilizatorom

Może z trudem się poruszać.

 

Żyje sama. Mimo chorób

Bardzo często nas odwiedza.

Cierpi na ciężką skoliozę,

Która bardzo Jej dolega.

 

Długo chodziła w gorsecie.

Potem przeszła operację.

Przykręcono jej śrubami

Jakąś tytanową blaszkę,

 

Dzieciaki się dowiedziały,

Że ciocia ma „śrubki w pleckach”.

Zadziałała, jak to bywa,

Prosta wyobraźnia dziecka.

I gdy ciocia po raz pierwszy

Ze „śrubami” przyszła do nas,

Dzieci zaraz chciały sprawdzić

Czy naprawdę Ona to ma.

 

Wykombinowały sobie

Nową zabawę na wieczór:

Każde chciało jako pierwsze

„Przyssać” magnes do… Jej pleców.!

 

Śmigus

Obchodziliśmy „Śmigusa”

Z naszymi dziećmi w najlepsze

Polewając się wzajemnie

Po ubraniach, nie w powietrze.

 

Gdy zabawa w pełni trwała,

Policja w drzwi zapukała,

Bo ktoś zgłosił, że mieszkaniu

Mym dzieciom krzywda się działa.

 

Któryś sąsiad ten „fakt” zgłosił

Słysząc krzyki: „Tatusiu, nie”!

„Mamo, broń nas!”, czy „Ratunku!”

To oczywiście rozumiem,

 

Ale nie przypuszczałem, że

Ktoś mógłby uznać mnie draniem,

Który mógłby własne dzieci

Skrzywdzić przez molestowanie.

 

Rada

Moja malutka Córeczka

Nie mogła zasnąć przez uszko,

Które bardzo Ją bolało,

Choć otuliłam poduszką.

 

Nosiłam Ją i huśtałam

Podśpiewując kołysankę,

Którą w dzieciństwie słyszałam

Śpiewaną przez moją mamkę.

 

Przez tak długi płacz Malutka

Zmęczona byłam z kretesem.

Sąsiadka chyba słyszała,

Bo przysłała SMS-em

Wiadomość następującą:

„Tylko się na mnie nie gniewaj,

Twoja córcia zaraz zaśnie,

Jeśli… przestaniesz Jej śpiewać”!

Rezerwacja

Umówiłem się na randkę

W mojej ulubionej knajpie

Z laską poznaną one-line

Na niemodnym już dziś Skype.

 

Mieliśmy się spotkać wcześniej

Na skwerze opodal knajpy,

A potem razem, jak para

Pójść na umówione „party”.

 

Wymieniliśmy swe foty,

Byśmy się mogli odnaleźć.

Czekałem na nią dość długo

Siedząc samotnie jak palec.

 

Mija godzina, nie przyszła

Nie wiedzieć czemu „ma miła”.

Uznałem więc, że celowo

Na skwerku mnie wystawiła.

 

Pomyślałem, że skoro mam

Zamówioną rezerwację,

To jednak ją wykorzystam

I sam zjem fajną kolację.

 

Gdy już przeglądałem „menu”,

Zauważyłem, że właśnie

Do knajpki przyszła „ta moja”

Chyba także na kolację.

 

Nie była sama, gdyż za nią

Wszedł też nieznany mi koleś.

Na pierwszy rzut oka widać

W nim zwykłą, męską pierdołę.

 

Liczyła widocznie na to,

Że ja będę załamany

Tym, że nie przyszła na randkę

I w kąciku… liżę rany.

 

Skorzystała więc okazji,

By użyć mej rezerwacji

I z innym nowym kolesiem

Ugościć się na kolacji.

 

Niebywale się  zdziwiła,

Że ja przy stoliku siedzę.

Zaniemówił też „pierdoła”.

Nie wiedział, co ma powiedzieć.

 

Knajpa była wypełniona.

Że nie miała rezerwacji,

To ku mojej satysfakcji

Nie zjadła z nikim… kolacji!

 

 

 

Konsylium

Mam dosyć sporą nadwagę,

Chociaż nadmiernie nie jadam.

Może zbyt mało się „ruszam”,

Bo czas „tracę”  na wykładach.

 

Naprawdę nie jem zbyt dużo.

W przerwie wykładów – kanapkę,

Szklankę soku marchwiowego

Lub jarzynową sałatkę.

 

Gdy muszę zjeść coś na mieście,

To idę do McDonalda.

Zwykle wybieram McZestaw:

Wołowina i musztarda.

 

Nie jadam frytek, kiełbasek,

Klusek i innych pokarmów

Kalorycznych ponad miarę.

Nawet nie jadam… bananów!

 

Ten reżim rządzi mym życiem.

Jem malutko, choć bym chciała

Zjeść tyle, co inni jedzą,

A w tłuszczyk nie obrastała.

 

Ostatnio przeszłam kurację,

Na szczęście niezbyt przewlekłą,

Lecz leki wywoływały

Oskomę gwałtowną, wściekłą!

 

W efekcie działań ubocznych

Mam nasilony apetyt.

Po dwóch dniach takiej kuracji

Czułam, że tyję niestety.

 

Dzisiaj, nim się obejrzałam,

Zeżarłam cały McChicken,

No i do tego podwójną

Porcję sosu i McFrytek!

 

Miałam schowane na później

W torebce  ciasto tortowe.

Też je wrąbałam „po drodze”

Nie zważając, że niezdrowe.

 

Później już, gdy w cukierni

Chciałam dokupić ciasteczek,

Doszło do mnie, że za chwilę

Co osiągnęłam, zniweczę.

 

Muszę zawiesić kurację

I poprosić dietetyka,

Żeby z lekarzem uzgodnił,

Jakie lekarstwo mam łykać!

 

 

Przymus

Po sześciu latach chodzenia

Zerwał ze mną mój Wybrany,

Bo nagle sobie przypomniał,

Że przez „inną był kochany”.

 

Pogrzebał w swojej pamięci

I przypomniał nagle sobie,

Że musi mi dziś coś wyznać,

Tak jak człowiekowi… człowiek.

 

Z rozbrajającą szczerością

Powiedział, że przed dwu laty

Złajdaczył się z koleżanką,

Bo… odmówić nie potrafił!

 

Przez najbliższe dwa tygodnie

Największą dla mnie szaradą

Będzie odgadnięcie, czemu

On „wyskoczył” z taką sprawą

Wtedy, kiedyśmy skazani

Za „styk” z koronawirusem

Na kwarantannę.

Cóż robić?

Choć  nie chcę zostać, to muszę…

 

 

Zagrożenie

Obecnie można napotkać

Wiele pań i oczywiście panów

Potępiających zarazę

Co przyszła do nas z Wuhanu.

 

Właściwie to narzekają

Na trudności, które niesie

Nieodzowność ograniczeń

W życiu prywatnym, w biznesie…

 

Wiem, że w konkretnych warunkach

Ogólnego zagrożenia

Żeby przetrwać tę zarazę,

Potrzebne ograniczenia.

 

Mam niezbędną umiejętność

Adaptacji do warunków.

To jest podstawowy wymóg

Doczekania się ratunku.

 

To nie jest mój oportunizm.

Warunki są niewygodne,

Lecz dla jednostki konieczne,

Z interesem wspólnym zgodne.

 

Bo „dla wspólnej korzyści

I dla dobra wspólnego[1]

Trzeba się podporządkować,

By uchronić Kraj od złego.

 

Siedzę w domu, bo mój zakład

Do odwołania zamknięto.

Żona jest bardzo nieswoja.

Brakuje Jej czegoś. Wiem to!

 

Staram się Ją uspokajać

I pomagam „zebrać w sobie”.

Asystuję nawet w kuchni.

Co tylko umiem, to robię.

 

Z trudnością mi to wychodzi,

Bo nigdy w kuchni „nie byłem”.

Teraz wszystkiego się uczę,

Nawet herbatkę zrobiłem!

 

Doceniam wszystko co robi,

Kontent, że  mam Super-Żonkę!

Staram się być czułym dla Niej

Oddanym, dobrym małżonkiem.

 

Kiedyś wieczorem w łazience

Widząc, że Żonka się myje

Zakradłem się po cichutku

I pocałowałem w… szyję.

 

„Daj spokój, Karol – odparła –

Nie sprzątnęłam kuchni jeszcze”;

Odwróciła głowę, zbladła

Wyglądała jak „sto nieszczęść”!

 

Ja mam na imię Władysław.

Ona, gdy na mnie spojrzała,

Zaskoczona głupkowato

Prosto w twarz mi się rozśmiała.

 

Po chwili, już ze spokojem

„To był żart” mi wyjaśniła.

Że nieśmieszny, z tym się zgodzę.

Lecz czemu zmieszana była?

 

 

[1] Julian Tuwim – „Wszyscy dla wszystkich”

Portki

Byłam z chłopakiem w galerii,

Bo chciał kupić sobie… portki.

Chodziliśmy dosyć długo,

Aż zaczęłam troszkę wątpić,

Czy rzeczywiście coś kupi.

Przedtem myślałam, że właśnie

Chciałby w nich stać się seksownym,

Bo uśmiechał się dwuznacznie,

 

Przez długi czas ich szukaliśmy,

Lecz żadne nie pasowały.

Albo to nie taki kolor,

Albo wzorek był… za mały.

 

Już myślałam, że się poddał

I niczego dziś nie kupi.

A te wymarzone spodnie

Krawiec będzie musiał uszyć.

 

Jednak wreszcie się udało,

Choć zaczynałam już wątpić.

Ruszył do kasy zapłacić

Za wybrane wreszcie portki.

 

Zobaczyłam, że nie zapiął

Rozporka w swych własnych spodniach.

Szepnęłam Mu to na ucho,

Bom jest kobieta „taktowna”!

 

A on swój zakup podrzucał

I rękami za nim majtał

Krzycząc: „Jak koń jest spokojny,

Stajnia może być… otwarta!

 

Ale kino!

Do tej pory wszystkie filmy

Tylko w kinie oglądałam,

Ale teraz coraz częściej

Z chamstwem do czynienia miałam.

 

Tych prawdziwych kinomanów.

Coraz trudniej można spotkać.

Niedługo będzie to rzadkość

Jak wygrana w Totolotka!

Bo najczęściej na seanse

Przychodzą… popcornu głodni.

Gryzą go i komentują.

Siadałam daleko od nich.

Ale teraz jest ich tylu,

Że trudno mi znaleźć miejsce,

Gdzie odgłosy tych zachowań

Będą możliwie najmniejsze.

Zdecydowaliśmy z mężem,

Że z kina zrezygnujemy.

I projektor, by mieć kino,

Do domu sobie fundniemy.

 

Zakup był wręcz wyśmienity.

W czasie projekcji jest spokój.

Kawka, ciacho, duży obraz…

Sala kinowa – nasz pokój!!!

W oknach salonu roletki.

Komfort ma być tak jak w kinie.

Nawet najmniejszy szczególik

Sprzed oczu widza nie zginie.

 

Przez jakiś czas mój małżonek

Z cichym zamiarem się „nosił”,

I wreszcie na wspólny seans

Swoich rodziców zaprosił.

Przygotował na ten wieczór

Western, romans i kryminał,

Lecz teściowej nie pasował

Potrójny wybór Jej Syna.

Uparła się, że to ma być

Horror – tylko i wyłącznie…

Nikt nie chciał kłótni. Mieliśmy.

Może wreszcie coś Nią wstrząśnie?

 

W pewnej chwili była scena,

W której całkowicie, z nagła,

Nieoczekiwanie, naraz

W salonie ciemność zapadła.

Nawet kot, który wraz z nami

Uczestniczył w tym seansie,

Przestraszył się tej ciemnicy

I, jak byłby w jakimś transie,

Skoczył prosto na… teściową!

Tak ona się przestraszyła,

Że zarwała ciężki fotel,

Bo sama też tęga była.

 

Nie byłaby jednak sobą,

Gdyby mnie nie oskarżyła,

Że ja uknułam ten spisek

Powrót syna

Moi Rodzice na działce

Własnym sumptem zbudowali

Drewniany domeczek, w którym

Corocznie odpoczywali.

 

To nie była taka działka

Przeznaczona na uprawy.

Ona była dzika, zgrzebna,

A domek też był… lichawy.

 

Ojciec bardzo dbał o „szopkę”.

Sam zbudował, sam naprawiał.

Z biegiem czasu siły stracił,

Niszczyło się to co stawiał.

 

Przez cały czas mej młodości

Rzadko bywałem na działce.

Nie bawił mnie wcale udział

W tej bardzo nie mojej bajce,

Bo byłem oczarowany

Graniem i tylko tym graniem.

Potem jeszcze dodatkowo

Zachwyciłem się… śpiewaniem.

 

Tylko muza miała na mnie

Jakikolwiek sens, znaczenie.

Była dla mnie celem życia.

Całym sobą czułem brzmienie.

 

Gdy dorosłem, to inaczej

Zacząłem patrzeć na wszystko.

Dotarło do mnie, że nigdy

Nie starałem się być blisko

Z ojcem, który chociaż starszy

W dalszym ciągu razem z mamą

Na swojej kochanej działce

Niezmiennie odpoczywają.

 

Odwiedziłem Ich w to lato.

Czułem się jak pętak, gnojek,

Gdy witali mnie radośnie

Na swojej działce. Oboje!

 

Chcąc nadrobić wszystkie lata

Starałem się pomóc Tacie

Przy naprawach starej chatki.

A jak, to zaraz poznacie:

 

Przybijaliśmy listewki,

Które odpadły od ściany.

Tato sam musiał to zrobić.

Inny wariant nie był brany.

 

„Robiłem za pomocnika”.

Żeby poznać tę „robotę”,

Musiałem… najpierw podawać

Deseczki, gwoździe czy… młotek.

Tato czekał na drabinie,

A ja szukałem na dole

Jakiejś potrzebnej Mu listwy,

Gdy nagle poczułem boleść…

Troszkę wcześniej usłyszałem:

„Tadzik”! Więc w górę spojrzałem

I…  w twarz czymś twardym i ciężkim

Niespodziewanie dostałem.

 

Ojcu wyśliznął się z dłoni

Młotek, kiedy coś przybijał.

A gdy spojrzałem do góry,

Dostałem tym młotkiem w „ryja”.

 

Tato czuł się bardzo winny

Za wypadek z mym udziałem.

Ale to też moja wina,

Że pod tą drabiną… stałem.

 

Przy pracach na wysokości

Zawsze trzeba mieć na względzie,

Że coś może zlecieć na dół

I groźny wypadek będzie.

 

Choć nie wypadł zbyt szczęśliwie

Mój debiut w robocie „męskiej”,

Nie uważam, że poniosłem

Wtedy jakąkolwiek klęskę.

 

Byliśmy znowu Rodziną.

Poczułem, że mam Rodziców.

Troskliwego ojca, mamę

Rzeczywiście, nie dla picu.

 

Doglądali mnie jak dawniej,

Kiedy byłem jeszcze mały

I pierwsze moje ząbeczki

Po kolei wyrastały.

 

Jestem dzieckiem dla Rodziców,

Lecz też jestem „chłop” dorosły

I muszę zawsze na przyszłość

Wyciągać dla siebie wnioski.

 

Czego uczy ten incydent?

To na pewno stwierdzić mogę,

Że implanty przednich zębów

Są z pewnością… bardzo drogie.