Mandat

Odwieźliśmy moją mamę

Do Jej domu po imprezie.

Ja usiadłam z tyłu z mamą,

A mąż, jak zwykle, nas wiezie.

 

Mama zawsze, kiedy jedzie,

Czepia się mojego męża,

Że agresywnie prowadzi,

Innych wnerwia i… popędza!

 

Pech chciał, że to dzisiaj właśnie

Zatrzymał nasz wóz policjant.

„Dokąd kierowca się spieszy,

Przecież jezdnia dzisiaj śliska?”?

 

Mąż, żeby mu odpowiedzieć,

Musiał przekrzykiwać mamę,

Bo nie mogła się powstrzymać,

Takie głośne ma „gadane”.

 

Przez cały czas nadawała

Swoje zgryźliwe uwagi.

Policjant słuchał, nie przerwał.

Czy zabrakło mu odwagi?

 

Mąż w końcu zdołał wyjaśnić:

„Odwozimy mą teściową”.

Policjant z ubolewaniem

Leciutko pokiwał głową.

 

Jedno tylko słowo: „Jasne”

Mruknął bawiąc się „lizakiem”.

Nawet męża nie pouczył…

To naprawdę dziwy jakieś!

 

Już miał nas wypuścić, kiedy

Spojrzał jeszcze raz na mamę

I… dał jej mandat karny za

„Zapiętych pasów niemanie”.

 

 

Fobia bez nazwy

Nasz synek, choć już młodzieniec,

Nie chce w nieznanych Mu miejscach

Wchodzić do obcych łazienek.

Bojaźń jest odeń silniejsza.

 

Kiedy był dwulatkiem, siedział

W łazience na swym nocniku.

Wtem ze ściany spadło lustro…

Powód przestrachu i krzyków.

 

Sąsiad wiercił od swej strony

W ścianie między mieszkaniami.

Pech, że trafił w… nasze lustro

Widiowymi „wiertełkami”.

 

Scenka straszna dla chłopczyka.

Nie chciał do łazienki wchodzić.

Od wtedy, tylko w pokoju

Mył rączki, kąpał i… smrodził.

 

Z kąpielą był jednak problem:

Noszenie wanienki, wody…

Zabraliśmy Go do dziadków,

Może u Nich by się zgodził…

 

Młodemu chciało się „kupkę”.

Nocniczek był w ich łazience.

Uwierzył w słowo dziadkowi,

Że tam nie będzie… udręczeń.

 

Chwilę później obok Niego

Spadł z sufitu klosz od lampy

I rozbił się o posadzkę.

Huknęło! Wszędzie odłamki…

 

Mój tata przed naszym przyjściem,

Dla wygody wnuka właśnie

Zmienił żarówkę na większą,

By w łazience było jaśniej.

 

Minęły lata. U syna

Nadal fobia na łazienki.

Do swojej z oporem… wchodzi.

Do innych: fobie, udręki…

 

Za dużo?

Moja siostra – nastolatka

Założyła niezły „biznes”.

Ja zostałam „inwestorką”,

Choć nawet „ręką nie kiwnę”.

 

Bo po prostu nie wiedziałam,

Że już od paru tygodni

Podbiera z mej szafy ciuchy

Dla takich jak Ona modniś.

 

Ale ich nie daje, tylko

Sprzedaje za polskie złote.

Sama sobie się dziwię,

Żem nic nie wiedziała o tem.

 

Przypadek zrządził, że jesień

Nagle wymusiła na mnie,

Żebym przeglądnęła szafę

I wzięła „grubsze” ubranie.

 

No i nie mogłam odnaleźć

Kilku „łaszków” ulubionych.

Siostrzyczka wnet się przyznała,

Że potrzebowała mamony,

Żeby sobie kupić… ciuchy,

Bo rodzice jej skąpili

I nie miała, co by chciała,

A ja w szafie… dużo miałam.

 

Babunia

Byłem na spacerze z babcią.

To dość leciwa kobieta.

Jest już po osiemdziesiątce,

Lecz nikt by Jej tyle nie dał.

 

Nagle zaczepiło nas dwóch

Oprychów w skórzanych kurtkach

„Prosząc” o… oddanie forsy,

Bo nas… „pogłaszczą po główkach”!

 

Obaj mieli w rękach noże,

Więc bardzo się przestraszyłem.

Bez oporu zza pazuchy

Zaraz portfel wydobyłem.

 

Ale babcia wszczęła alarm.

Wydzierała się piskliwie

Okładając ich torebką

Na oślep, z zacięciem, mściwie!

 

A oni? Zwiali w popłochu,

Tylko kurz za nimi latał.

A ze mnie cała rodzina

Przez tydzień „ciągnęła łacha”.

Mój Były

Ukochany wręczył mi list,

Mówiąc przy tym, że nie umie

Wysławiać się o uczuciach.

Prosił mnie, by Go zrozumieć.

 

Pisząc mógł wszystko przemyśleć

I ułożyć w jasny wywód.

Treść musi być przemyślana,

Spokojna, jasna, bez porywów.

 

Czytałam, a tam z początku

Słodkie słowa, wprost „landryny”.

Nabierałam przekonania,

Że to będą… oświadczyny!

 

Ze wzruszenia się… spłakałam

I chciałam się doń… przytulić,

Lecz on nagle mnie odepchnął.

Jak ktoś obcy i nieczuły.

 

„Przeczytaj do końca”, odrzekł.

Nie były to oświadczyny.

To był list informujący,

Że pisał go…  już mój Były.

Mój brzuch

Starsza pani dzisiaj rano

Uprzejmie mi ustąpiła

Siedzące miejsce przy oknie.

Poczułem się głupio, nijak!

 

Tłumaczenie, że to miejsce

Bardziej jej by się przydało

Wzburzyło Ją niepomiernie,

Rzekłbym, że… zirytowało!

 

„Bo kobieta w ciąży musi

Dbać o siebie i dzieciaczka.

A pani mi odmawiając

Postępuje jak dziwaczka”!

 

Rozbawiło pasażerki

To niewielkie zamieszanie,

Bo dziwnym zrządzeniem losu

Obok stały tylko… panie.

 

Mimo wszystko ja spokojnie

Wyjaśniałem ważną kwestię,

Że nie dziecko w brzuchu noszę,

Lecz grubym facetem jestem!

 

Do bani!

Straciłem nadzieję na to,

Że jedyny nasz syneczek

Przedłuży nazwisko rodowe,

On jedyny jest z „tym mieczem”.

 

Nie mam braci, tylko siostry.

Po nim tylko linia męska.

Dziś Go wzięli do… szpitala!

Przyczyna była błazeńska.

 

Po pijaku miał „fantazję”

Bardzo debilną i…chorą.

Wsadził na prącie sprężynkę

Czym wywołał… chyba krwiomocz.

 

Obyło się to bez szwanku.

On ma już dwadzieścia sześć lat.

Chyba ma kłopoty z seksem,

Mimo że wkoło… tyle bab!

 

Właściwie, to już straciłem

Nadzieję, że jakaś pani

Stworzy z mym synem rodzinę.

Moje życie jest do… bani!

Rozpaczliwie…

Dziesięcioletnia córeczka

Miała niebywałą czelność

Spytać, gdzie się wyniesiemy,

Gdy osiągnie pełnoletność.

 

Nie zamierza mieszkać z nami

Dłużej, niż to jest konieczne.

Nasz domek Jej się podoba,

Ale nas ma dość serdecznie.

 

Skąd ten pomysł u dziewczynki?

Wyjaśniłam Jej z miłością,

Że tylko Ona w tym domku

Jest nam największą radością.

 

Wytłumaczyłam wraz z mężem,

Jak rzeczywiście wygląda

Dorastanie, dojrzewanie

I co przez to się osiąga.

 

Nie wiedzieliśmy, że problem

Bardzo dużo dla Niej znaczy

I nie było nam do śmiechu,

Widząc Ją w wielkiej… rozpaczy.

 

„…nie ma sensu…”

Zabrałam wnuczka na spacer.

Pięciolatek mnie naciągał

Na lody, lecz odmówiłam,

Gdyż kasłał i noskiem pociągał.

 

Poza tym troszeczkę wcześniej

Miał „na koncie” kilka dropsów.

Nie chciałam, żeby przeze mnie

Ząbki słodyczami popsuł.

 

Widać było, że się wkurzył,

Ale po chwili pod nosem:

„To nie ma sensu” – zamruczał

Troszkę rozdrażnionym głosem.

 

On zawsze był uparciuchem

I się o wszystko handryczył,

Więc bardzo mnie tym zaskoczył,

Że spokojny i nie krzyczy.

 

Później chciał oglądać bajki,

Lecz również się nie zgodziłam.

Tu już nie poszło tak łatwo.

Sytuacja się zmieniła.

 

Płakał, krzyczał, tupał nóżką.

Na koniec głosem skrzekliwym

„To nie ma sensu” zawołał

I tak zakończył sprzeciwy.

 

Zapytałam, o co chodzi

I zaraz pożałowałam.

Tego się nie spodziewałam,

Co od Niego usłyszałam:

 

„Po naszej ostatniej sprzeczce

Tata mi wytłumaczył,

Że nie ma sensu się kłócić,

I Babci trzeba… wybaczyć.

Bo i tak już lada moment,

I to sprawa dosyć pewna,

Ty, kochana Babciu, z nami

I z tym światem się pożegnasz”.