W liceum, w którym się uczę,
Szukano dziś dawców szpiku.
Młodzież akcję popierała,
Więc chętnych było bez liku.
Każdy z uczniów musiał oddać
Próbkę swej krwi do zbadania.
Chcieli to zrobić dość szybko,
Bez nadmiernego czekania.
Wydano wszystkim numerki.
Los zdecydował, kto kiedy
Ma wejść do tego pokoju,
Gdzie próbki pobierał medyk.
Mnie wybrano, bym pilnował
Ustalonej kolejności.
Stałem tak jakby na „bramce”
Przed klubem wpuszczając gości.
Jednak rwetes był okropny.
Ciągle ktoś z boku szturmował,
Żeby obok mojej „bramki”
Bez kolejki się wpakować.
W końcu mi się pomieszało,
Ile „numerków” wpuściłem.
Do pierwszej z brzegu dziewczyny
Z zapytaniem się zwróciłem.
– Numerek?- Pytam służbowo,
Chcąc się upewnić, czy ona
Jako następna z kolejki
Może zostać przepuszczona.
Dziewczyna się oburzyła.
Nawet się nie obejrzałem,
Kiedy bardzo mocno „z liścia”
Potraktowany zostałem.
Przeszła obok mnie nie patrząc,
Tak jak bym był zwykłym zerem.
Nie raczyła odpowiedzieć,
Jaki był ten jej numerek.