Ale numer…

W liceum, w którym się uczę,

Szukano dziś dawców szpiku.

Młodzież akcję popierała,

Więc chętnych było bez liku.

Każdy z uczniów musiał oddać

Próbkę swej krwi do zbadania.

Chcieli to zrobić dość szybko,

Bez nadmiernego czekania.

 

Wydano wszystkim numerki.

Los zdecydował, kto kiedy

Ma wejść do tego pokoju,

Gdzie próbki pobierał medyk.

Mnie wybrano, bym pilnował

Ustalonej kolejności.

Stałem tak jakby na „bramce”

Przed klubem wpuszczając gości.

 

Jednak rwetes był okropny.

Ciągle ktoś z boku szturmował,

Żeby obok mojej „bramki”

Bez kolejki się wpakować.

W końcu mi się pomieszało,

Ile „numerków” wpuściłem.

Do pierwszej z brzegu dziewczyny

Z zapytaniem się zwróciłem.

– Numerek?- Pytam służbowo,

Chcąc się upewnić, czy ona

Jako następna z kolejki

Może zostać przepuszczona.

 

Dziewczyna się oburzyła.

Nawet się nie obejrzałem,

Kiedy bardzo mocno „z liścia”

Potraktowany zostałem.

Przeszła obok mnie nie patrząc,

Tak jak bym był zwykłym zerem.

Nie raczyła odpowiedzieć,

Jaki był ten jej numerek.

Dodaj komentarz