Potrąciłem rowerzystę.
Przyznaję, że moja wina.
Jechałem zamyślony i
Nie zdążyłem się zatrzymać.
Pogoda była tak kiepska,
Że nie przypuszczałem, by ktoś
Poruszał się na rowerze.
Jednak jeździł dziś ten gość.
Po tym jak go uderzyłem,
Nagle sprzed oczu mi zniknął.
Wysiadłem, by go ratować,
No bo on nawet nie krzyknął.
Upadł tuż przed maską auta .
Chciałem zbadać jego puls.
Jednak poderwał się z ziemi
I kopnął mnie w mój „czuły punkt”.
Zwinąłem się w wielkim bólu,
A on krzyknął: „Jeszcze żyję”!
Kopnął mnie znowu z woleja
Uszkadzając nos i szyję.
Złapał rower i odjechał.
Deszcz wypłukał wszystkie ślady,
A ja w szpitalu dostałem
Kołnierz na zbolałą szyję,
A na nos zimne okłady.