Niezapomniany

Zawsze jak byłam podlotkiem,

Chodziłam, choć nikt nie zmuszał,

W Wielką Sobotę do fary,

By odwiedzić Grób Chrystusa.

Oczywiście zawsze wtedy

Miałam ze sobą święconkę;

W niej jaja, kiełbaskę, pieprz, sól

I koniecznie chleba kromkę.

 

Najczęściej chodziłam z babcią.

Kiedy byłyśmy w kościele,

Poświęcenie darów bożych

Było naszym głównym celem.

 

Ksiądz zamiast święcić pokarmy

Zaczął wtedy od przemowy.

Mówił o istocie Święta

I odrodzeniu duchowym.

Było widać, że on bardzo

Wczuł się w to, o czym nam mówił.

Głos podniósł, gestykulował,

Ale chyba się… pogubił.

 

Poszedł sobie do zakrystii

Nie poświęciwszy „święconek”.

Długą chwilę czekałyśmy

Zawiedzione i zdumione.

Dwóch mężczyzn za nim pobiegło.

Ksiądz wrócił skonfundowany

I poświęcił nam koszyczki.

To był dzień niezapomniany…

Dodaj komentarz