Przez calutką noc padało.
Więc nie mogłem wsiąść do auta.
Kałuża broni dostępu.
Ale sprawa dla mnie łatwa:
Zamek otworzę alarmem.
Potem tylko klamkę sięgnąć
I drzwi otworzyć szeroko.
Jeszcze nie tak źle jest ze mną!
Muszę skoczyć na próg auta,
Potem już wlezę do środka.
Nawet o tym nie myślałem,
Że coś złego mnie tam spotka.
Skoczyłem, ale ramieniem
Walnąłem w obrzeże dachu.
Nie mogłem niczego chwycić.
Nic nie wyszło z moich rachub.
Wpadłem jak długi w kałużę.
Błoto pryskało na strony.
Wygramoliłem się w końcu
Od stóp do głów pomoczony.
Kilku sąsiadów patrzyło.
Jeden z nich powiedział do mnie
„Czy od strony pasażera
Wejść nie byłoby wygodniej?
Tam nie ma żadnej kałuży.
Po co Panu ta skakanka?
A poza tym troszkę szkoda
Zabłoconego ubranka”.