Narzeczony mi zarzucił
Że za dużo mnie kosztują
Wydatki na kosmetyki.
„Masz oszczędzać”; tak to ujął.
Podliczyłam zaraz wszystko
I wyszło mi, że miesięcznie
Nie przekraczałam stu złotych
Na te najbardziej konieczne.
Nie uwierzył i zarzucił,
Że na pewno oszukałam,
Bo kwota płatna w drogerii
Nie może być aż tak mała!
Zabronił mi arbitralnie
„Tracenia forsy na bzdury”.
Byłam zła, lecz posłuchałam,
Choć to zakaz bardzo durny.
Ale umyśliłam sobie,
Że poświęcę się dla „sprawy”
I pokażę mu kobietę
Bez kosmetycznej „oprawy”.
Po około trzech miesiącach,
Tuszu mi najpierw zabrakło.
Oczko, dotąd filuterne,
Nagle tak jakoś… przyblakło.
Brwi, kiedy zużyłam kredkę,
Zniknęły tak jak kamfora,
A gołe czoło bez włosków
Upodabnia do upiora.
Potem, gdy skończył się szampon,
Stan włosów stał się żałosny,
A do tego widać było
Jeszcze zbyt duże odrosty.
Ratowałam się peruką,
Ale nie trwało to długo,
Bo jej włosy bez szamponu
Także szybciutko się brudzą.
Gdy skończył się mój krem do rąk,
Dłonie mi się wysuszyły.
Skóra bardzo popękała,
Nawet widać było… żyły!
Na twarzy zwiotczała skórka
Od czasu, gdy zbrakło kremu.
Antyperspirant się skończył,
Więc cuchnę. Nie wiedzieć czemu?!
Mogłabym jeszcze wymieniać
Zmiany, które mnie dopadły.
Ogólnie mogę powiedzieć,
Że ząbek czasu mnie nadgryzł.
Wyglądam wręcz przeokropnie.
Każdy, gdy mnie spotka, pyta
Czy czasem nie jestem chora
Na to, co najgorsze: hiv-a?
Wreszcie narzeczony przejrzał.
Widzi, że warto dać stówkę,
Żeby mieć znowu przy sobie
Młodą, kochaną Osóbkę.
Nigdy mu nie wymawiałam,
Że ja więcej zarabiałam
I dałam mu moją zgodę
Na wydawanie dwóch stówek
Na… gierki komputerowe.