Przyjaciele mnie prosili,
Żebym został „po godzinach”
Opiekunem awaryjnym
Ich czteroletniego syna.
Fajny chłopczyk. Chociaż mały,
Jest rezolutnym dzieciaczkiem.
Ja go lubię, on mnie także.
Mamy relacje „krewniackie”.
Był już grudzień. Jak co roku
Tradycyjnie przed Świętami
Montuję w domu swą szopkę
Z Jezuskiem i zwierzątkami.
Malca bardzo ciekawiło,
Czym „wujeczek” tak się bawi,
Więc natychmiast zaprosiłem
Malca do wspólnej „zabawy”.
Zaciekawiony, więc pytał
O wszystko, co było w szopce.
Najbardziej się zaciekawił
Nagusieńkim, małym chłopcem.
Opowiadałem o wszystkim,
Co sam wiem od swojej mamy.
Że to tradycja, więc w Święta
W Polsce szopki ubieramy.
W końcu zapytał mnie, po co
W tej stajence są owieczki.
Mówię, że zimno Dzieciątku,
Bo nie ma nawet czapeczki.
Owieczki na nie chuchają
I Jezuska ogrzewają.
„Aha” powiedział i dalej
O inne rzeczy mnie pytał
Systematycznie, wytrwale:
Kto jest mamusią chłopczyka?
Potem jeszcze o drobiazgi.
W końcu spytał kim był Józef?
Opowiadam, odpowiadam,
Ale nie mogę już dłużej…
Wreszcie przyszła mama dziecka.
Zaraz na jej widok Mały
Pokazuje nasze „dzieło”
I wola promienny cały:
„Mamo, mamo, a pan Józef
Od dzidziusia bez czapeczki
W tej stajence u wujaszka
To dmuchał białe owieczki”!