Mam problem ze słodyczami.
Nie dość, że wiele kosztują,
To jeszcze mi coraz bardziej
Linię bioder „deformują”.
Przyrzekłam sobie solennie,
Że już od Nowego Roku
Ograniczę podjadanie
I przejdę na… picie soków.
Mój małżonek, tak dla żartu,
Kupił w necie mały alarm
I umieścił go w lodówce,
O czym wcale nie wiedziałam.
Miałam kiedyś straszną „chcicę”,
Żeby podjeść czekoladki.
Wstyd mi było przed małżonkiem
I obawiałam się wpadki.
Zakradłam się więc do kuchni
Wtedy, kiedy mąż już zasnął,
Po cichutku niby złodziej,
Choć dom to moja współwłasność.
Gdy otworzyłam lodówkę,
Odblask żarówki mnie olśnił
I ogłuszył głośny alarm
Niespodziewanie donośny.
Mąż wyrwany nagle ze snu
Zapomniał kodu alarmu,
Więc syrena nadal wyła
Przy „magazynie” pokarmów.
Pod naszymi drzwiami szybko
Zebrała się grupka ludzi,
Których hałas w naszej kuchni
Niespodziewanie pobudził.
No i zupa się wylała.
Mój mąż zdołał mnie zaskoczyć,
Gdy zachciało mi się znowu
Czekoladek w środku nocy.