Mam pracowitego męża.
To mój ukochany Wacuś.
Oficjalne imię Wacław,
Ale dla mnie – „Mrówcia – Pracuś”.
Rzadko Go widuję w domu,
Bo pracuje w nadgodzinach.
Podobno bez Niego w biurze
Żaden projekt „się nie spina”.
Właśnie teraz znowu musi
Zostawać nawet do nocy,
Bo w biurze sobie nie radzą
Bez mego męża pomocy.
Dla wszystkich to ważny projekt,
Więc on musiał się poświęcić,
Choć narzekał, że tym razem
To… zupełnie nie ma chęci,
Gdyż jest bardzo pracochłonny
I nie dający… pieniędzy.
Gdy On w pracy, to ja muszę
Wiele rzeczy brać na siebie.
Dobrze, że mamy samochód,
To mam czym zakupy przewieźć.
Dziś też wracałam z marketu,
Gdy nagle jakaś paniusia
Wjechała w mój kufer na światłach.
Patrol ingerować musiał!
Zadzwoniłam więc do Wacka,
Ale numer był zajęty.
Przyjechał po dłuższej chwili
Mocno tą stłuczką przejęty.
Zdumiona chciałam zapytać
Skąd on o tej stłuczce wiedział,
Lecz zanim to uczyniłam,
On już… w tamtym aucie siedział.
Zdziwiłam się niepomiernie,
Ale wnet się wyjaśniło,
Że „lalunia”, ta od stłuczki,
Jest po prostu zwykłą zdzirą.
Teraz wiem, że ona to ten
Ważny „projekt” co „nie spina”,
A także, że „projektować”,
Znaczy to samo co „dymać”!
Nie wierzyłam, że tak łatwo
Nabrałam się na tę śpiewkę.
Robiłam mu kanapeczki,
A on posuwał tę dziewkę!