Jechałam kiedyś pociągiem.
Nie pamiętam gdzie i po co.
Nie wiem, czy to jest ważne,
Ale podróż trwała nocą.
Było wygodnie, bo przedział
Był pusty, że to aż dziwne,
Bo kiedy są przepełnione
Sieją zaduch i stęchliznę.
To jednak był nowy wagon.
Na oparciach miał… zagłówki
I bardzo miękkie obicia
Z wzorem „ściągniętym” z mej bluzki.
To była kwestia przypadku,
Że obicia i ma bluzka
Były prawie identyczne.
Czyżby czarodziejska różdżka?
Ciekawie się rozglądałam
Upajając się wygodą.
Ale to wnet się zmieniło:
Stacja. Dwie osoby wchodzą.
Wsiedli matka i jej synek.
Ona spokojna, on bystrzak.
Czułam, że skończył się spokój,
Który panował dotychczas.
On usiadł naprzeciwko mnie
I przez chwilę się przyglądał
Mojej bluzce i… kanapie.
Porównywał i osądzał.
Wreszcie spytał baz ogródek:
„Czy próbujesz ukryć tu się?
Przecież nie jesteś brzydulą.
Masz fajną, milutką buzię”!