Żona jeździ samochodem.
Słynie z tego w mej rodzinie,
Że z każdej drogowej opresji
Zawsze jakoś się wywinie.
Dzisiaj gdzieś na leśnej dróżce
Zakopała się po osie.
Zdziwiona, że tak tam miękko.
Zawsze jest twardo na szosie.
Pojechał po Nią Jej ojciec.
On także się tam zakopał.
Pojechałem, wyciągnąłem.
Użyłem linki, nie łopat.
Auto Żony zakopane.
Koła grzęzną w koleinach.
Trzeba koleiny wzmocnić
Dobra byłaby faszyna.
Pozbieraliśmy gałęzie.
W lesie zawsze dużo suszu.
Utwardziliśmy wgłębienia.
Chcę przystąpić do rozruchu…
A drzwiczki auta zamknięte.
Żona biega wokół auta.
Kluczyki gdzieś się podziały –
Niepowetowana strata!
W stacyjce kluczyków nie ma,
Bo wyjęła, żeby Jej ktoś
Auta nie sprzątnął, a Jej samej
Nie zostawił w lesie na złość.
A „kluczyki gdzieś zgubiłam.
Różne rzeczy człowiek robi,
Kiedy jest zdenerwowany.
Przecież nowe się dorobi”!
Wezwałem pomoc drogową.
Wyciągnęli auto z piachu.
Potem dopiero wyznała,
Ile najadła się strachu…
Ślusarz otworzył samochód.
Silnik zapalił „na pycha”
Że jest tą „niezatapialną”
Od tej pory już nie słychać.