Jechałem sobie spokojnie,
Gdy nagle ni stąd, ni z owąd
Wyskoczyła mi kobieta
Objuczona wielką torbą.
Lecz facet jadący za mną
Już nie zdążył wyhamować.
Wjechał z impetem w mój kufer.
Cały tył zgnieciony. Groza!
Spytałem kobietę, czemu
Nagle na jezdnię wtargnęła.
Tłumaczyła coś o pechu…
W ślepy zaułek zabrnęła.
Nareszcie dotarło do mnie
O co chodzi z tym gadaniem.
Ona w ostatniej już chwili
Uciekła, bo rusztowanie
Zajmowało cały chodnik
Od ściany aż do burtnika.
Ona musiała uskoczyć
Nagle, natychmiast, w trzy miga!
No, bo gdyby pod nim przeszła,
Przez „pecha” mogłaby zginąć
Tak samo, jak by przelazła
Pod rozłożoną drabiną!!!
Stojąc słuchałem tych bredni
Zszokowany dokumentnie.
Przez takie bzdury, głupoty
Facet rozbity doszczętnie.
Aż popłakał się, gdy ujrzał
Straty nie z winy, lecz „pecha”,
Który Jego właśnie spotkał
Z winy drugiego człowieka.