Nie wiadomo skąd i kiedy
Myszy w domu się zalęgły.
Walczyliśmy z nimi chyba
Przez dwa tygodnie, bez przerwy.
Wszędzie tam, gdzie tylko można,
Pułapki nastawiliśmy,
Ale efektów tych działań
Wcale nie doczekaliśmy.
Po kilku dniach „polowania”
Wróciłam głodna do domu.
Nim zasiadłam do kolacji,
Piłam sodówkę z syfonu.
Gdy już „Dziennik” nadawali,
Wodę do czajnika wlałam
I postawiłam na gazie.
Chwilę na wrzątek czekałam.
Zrobiłam sobie herbatkę,
Ale już po kilku łykach
Stwierdziłam, że z nią coś nie tak…
I nie jest to smak lubczyka!
Pomyślałam, że w czajniku
Znalazły się przypadkowo
Jakieś przyprawy, zapachy,
A być może… zgniły owoc!
Gdy do zlewu ją wlewałam,
Wypłynęła zdechła… myszka.
Musiała tam się wgramolić
Wtedy, gdy nie było gwizdka.
„Jedna jaskółka nie czyni…”
Tak samo można powiedzieć
To, że walka z gryzoniami
Będzie dość długim zabiegiem.