Szedłem spokojnie ulicą.
przez telefon Rozmawiałem.
Nagle z tyłu jakiś chłopak
Zaatakował mnie ciałem.
Upadłem. Telefon wypadł
I potoczył się pod ścianę.
Ja upadłem, noga boli.
Myślałem, że ją złamałem.
On go podniósł i w pośpiechu
Uciekł. Nawet nie zauważyłem
W którą stronę trzeba gonić,
Bo zdenerwowany byłem.
Byłem bez szans z tym chłopakiem
Noga boli, ledwo łażę,
Lecz zdesperowany wołam:
„Znam ojca i cię kojarzę”!
Ku memu zdziwieniu chłopak
Zatrzymał się i popatrzył
Na mnie z dużą rezygnacją.
Wydawał się dużo starszy.
Wrócił do mnie z telefonem.
Wyciągnął rękę i… warknął:
„No i ch*j”, po czym się schylił
I… na obuwie mi charknął.
Ja stałem jak oniemiały,
A on z szerokim uśmiechem
Przywalił mi telefonem
Wołając: „Ale jest w dechę”!
Tym swoim chamskim wyczynem
Okazał swą butę i wzgardę.
Ja jestem bez telefonu,
Ale mam… rozciętą wargę.