Kiedy wróciłem dziś z pracy,
Zdziwiłem się niepomiernie,
Że domek jest rozświetlony…
Zwykle było znacznie ciemniej.
Sytuacja taka jeszcze
Nigdy mi się nie zdarzyła.
Zawsze dotąd tylko jedna
Lampka w kuchni się świeciła.
Na piętrze, gdzie nikt nie bywał,
Teraz światła się paliły.
„Zakiełkowało” mi w głowie:
Może duchy tam rządziły?
Lecz zaraz to odrzuciłem,
Bo nie wierzę w żadne duchy,
Ktoś tam musiał światło palić,
Ognie chyba nie zaprószył!
Złe przeczucia, to najgorsze
Czego może doznać człowiek.
Czyżby to obcy jakiś „ktoś”?
Jak wejdę, wtedy się dowiem!
Wszedłem dziarsko. Nagle z góry
Zjechał po poręczy… synek!
Nim ochłonąłem, On zaraz
Zdradził mi świateł przyczynę…
„Umyłem wszystkie podłogi,
A światła włączyłem po to,
Żeby woda szybciej wyschła
I nie zrobiło się…błoto!
I rzeczywiście. Gdzieniegdzie
Wdać było kupki piasku.
On „zmył” podłogi, jak zmywam
Płytki chodnika o brzasku.