Jak cię widzą…

Któraś z mych bliskich sąsiadek

Poszła na Policję, że ja

Znęcam się nad swoim dzieckiem.

A to jest sadyzmu przejaw!

 

Doceniam czujność tej pani

I jej wrażliwość na krzywdy.

Jednak ten, kto wzywa „władzę”,

Musi być też obiektywny.

Ma obowiązek być pewnym,

Że to co zgłasza, jest prawdą,

A nie tylko przypuszczeniem,

Złudą, pomyłką zabawną.

 

Wczoraj rano na balkonie

Trzepałem wielgachną lalę.

Pewnie ktoś mnie zauważył,

Jak lalą o balkon walę.

Przykro, że ktoś tak pomyślał.

Nigdy nie skrzywdziłbym dziecka.

Nie jest ważne, czy to synek,

Czy, jak w tej sprawie, córeczka.

 

Fama poszła po osiedlu,

Że znęcam się nad swym dzieckiem

I jestem wyrodnym ojcem,

„Dziecio-zbójcą”, rzezimieszkiem!

 

Zaraz policjantka przyszła.

Żeby, i to nie jest żartem,

Zamiast zdarzenie wyjaśnić,

Założyć „Niebieską Kartę”!

Pokazałem jej tę lalkę,

Którą za mą córcię wzięto.

Nienaganny wygląd dziecka

Wyciszył aurę napiętą.

 

Ale na moje nieszczęście

W czasie zabawy wieczorem

Córcia wpadła w szklany stolik;

Ranki główki były spore.

 

Teraz nie ma dla mnie życia.

Jestem na „wszystkich jęzorach”.

Nawet najbliżsi sąsiedzi

Traktują mnie jak bandziora!!!

Pamięć

Rankiem do łóżka ma miła

Przyniosła dla mnie śniadanie,

A potem jeszcze gorący

Dowód miłości dostałem.

 

Mówiła, że to  z okazji

Moich dwudziestych urodzin,

Tylko niestety nie mogłem

Tych dwóch dat jakoś pogodzić.

Przecież rodziłem się w czerwcu.

Teraz jest  koniec lutego.

 

Dziś są urodziny, ale

Jej ostatniego byłego…

Wtopa

Od ponad dwudziestu już lat

Pracuję jako kadrowa.

Chętni do pracy w firmie

W moich muszą stanąć progach.

 

Każdy kandydat przechodzi

Próbę kwalifikacyjną,

W zależności od potrzeby

Na każdą posadę inną.

Różnie próby przebiegają.

Pierwszą jest próba minimum,

Czyli  zaczynam od testu,

Który trwa trzydzieści minut.

 

Dziś przyszedł jeden aplikant.

Ponieważ w „ konferencyjnej”

Była jakaś nasiadówka.

Poszukałam sali innej.

Przyniosłam wolny komputer.

Wczytałam program testowy.

Wyjaśniłam mu co trzeba,

By zaliczyć ten test, zrobić.

 

Zostawiłam go samego

Mówiąc, że ma pół godziny,

Żeby zakończyć swą próbę.

Tak ustalono terminy.

Wróciłam, jak obiecałam.

Aplikanta nie zastałam.

Zniknął on razem z laptopem,

A ja zaliczyłam… wtopę!

Obcy ojciec

Moja mama jeszcze w szkole

Poznała super studenta.

Rzucił Ją, gdy zaszła w ciążę.

Ja – tej znajomości pointa.

 

Mama mnie wychowywała.

Ojca wcale nie poznałam.

Była bardzo honorowa.

Wszystko dla mnie by oddała.

 

Teraz chodzę do liceum.

Mam chłopaka, się kochamy.

Sytuacja jest podobna,

Jak przed laty u mej Mamy.

 

Wiem to, bo moja Mateczka

Powiedziała prawdę wreszcie.

Mój ojciec żyje, ma dzieci.

Jest znanym prawnikiem w mieście.

 

W końcu poznałem „tatusia”.

I to nie przez sentymenty,

Tylko na sali sądowej

W procesie o… alimenty.

Żądanie ojca

Nie ma miłości bez zazdrości.

Taką śpiewano piosenkę.

Lecz zazdrość jest wrogiem miłości,

Bo miłość zamienia w mękę.

 

Mój ultra zazdrosny małżonek

Przeszedł dziś siebie samego.

Chce przez smoczek karmić synka,

Bo „butelki są od tego”.

 

Swoje dziecko od narodzin

Karmię piersią jak należy,

A on żąda, by oseska

Karmić z pomocą  protezy!

 

On nie może się pogodzić,

Żeby jakiś „inny samiec”

Trzymał i całował piersi,

Które jemu są oddane.

Motyw

Mieszkam w mieszkaniu, które

Wynajęłam przed dwu laty.

Bardzo mi tutaj wygodnie.

Choć niewąskie są opłaty.

 

Dzisiaj właściciel lokalu

Przyszedł do mnie z wymówieniem.

Mam opuścić jego lokal.

Dał kwartał, żeby się przenieść.

 

Zapytałam go o powód,

Gdy tylko stanął w mych drzwiach.

Motyw prosty. Lubi zmieniać

Najemców.  Co jakiś czas.

Fobia

Leczyłam się na depresję.

Ale zmieniono diagnozę.

Okazało się, że od lat

Mam neuroboreliozę.

Po ponad rocznej kuracji

Wróciłam do normalności.

Zdążyłam jeszcze normalnie

Przeżyć lata swej młodości.

 

Wyszłam za mąż, ale ciągle

Mam na kleszcze wielką fobię.

Wszystko „psikam” i smaruję.

Walkę z nimi wciąż mam w głowie.

 

Ostatnio mąż razem z synkiem

Wyjechali na swe pierwsze,

Prawdziwie męskie wakacje.

A przecież tam też są kleszcze!

 

Spakowałam do plecaka

Cały „arsenał” ochronny,

Żeby żaden z nich tam nie był

Na te insekty bezbronny.

 

Błagałam mojego męża,

By chronił siebie i synka.

Przez cztery dni ich „wyprawy”

Byłam w nerwach jak kretynka.

 

Powrócili pełni wrażeń.

Nie rozebrali się jeszcze,

Gdy pilnie zaczęłam sprawdzać,

Czy mają na sobie kleszcze.

 

Okazało się, że synek

Kleszczyka „na główkę złapał”.

Mąż nie zakładał mu czapki

W czasie ich „męskich” eskapad.

Skóry i ubrań nie „psikał”,

Bo wziął mnie za panikarę.

Zastanawiam się głęboko

Jaką Mu wymyślę karę.

Spisek?

Mój kumpel, z którym pracuję,

Zapytał mnie w czasie przerwy,

Czy mnie nie zastanawia fakt,

Który już długo go gnębi,

Że prawie wszyscy koledzy

Posiadający Toyoty

W ostatnich dwóch latach mieli

Większe lub mniejsze kłopoty:

A to stłuczka się trafiła,

A to lakier ktoś zadrapał,

A to koło nawaliło

I bez powietrza był zapas…

 

Ten facet uwielbia tworzyć

Różne teorie spiskowe.

Ta dotycząca toyotek,

To jego nowy „dorobek”.

 

Mam toyotkę od lat czterech.

Nigdy kłopotów nie miałem.

Jeżdżę bez żadnych problemów,

A więc faceta wyśmiałem.

 

Zgadnijcie, komu to dzisiaj

Jakaś baba wgniotła drzwiczki

Wyjeżdżając niespodzianie

Z podrzędnej, ślepej uliczki?

Pilne spotkanie

W niedzielę tuż przed obiadem

Szef przysłał mi plik z nagraniem,

Że zwołuje w trybie pilnym

Bardzo doniosłe spotkanie.

Ja na poniedziałek rano

Mam zrobić raport półroczny.

To termin wyśrubowany,

Natychmiastowy, bezzwłoczny.

 

Za oknem piękna pogoda.

Ja samotnie, bez pomocy,

Chcąc to wszystko opracować,

Siedziałem aż do północy.

 

Niewyspany i zmęczony

Wstałem bardzo wczesnym ranem,

Żeby ostatecznie sprawdzić,

Czy wszystko przygotowałem.

 

Byłem także pierwszy w pracy.

Gdy wszystko było dograne,

Szef przysłał mi sms-a,

Że… odwołuje zebranie,

Bo niestety trochę zaspał

(ani słowa tu o wstydzie)

I musi  przenieść spotkanie

Na… przyszły dopiero tydzień!

Humor też potrzebny

Na tym osiedlu, gdzie mieszkam,

Przeważają małe domki

Skryte w uroczych ogródkach,

W których królują jabłonki.

Wszędzie, poza moim domem,

Trzymane są psy lub koty.

Ja jestem uczuleniowcem

Na ich zapach albo dotyk.

Z tego względu unikałem

Kontaktu ze zwierzętami.

Nie oznacza to, że dla mnie

Są w jakiś sposób wrogami.

 

Ale teraz mam podstawy,

Aby myśleć, że zwierzaki

To jakieś fatum, nieszczęście.

Prawie że zabijaki!

Jakiś kot się do mnie łasił

Ocierając się o nogi.

Zaplątałem się i nagle

Zwaliłem się  w poprzek drogi.

Skończyło się to wstrząsem mózgu

I tygodniówką w szpitalu.

Wiedzieli, że to przez kota.

Nazwali mnie „pan miau-miau!

 

Tydzień nie było mnie w domu.

Znów sytuacja cholerna.

W tym czasie „przejął” mój ogród

Jakiś olbrzymi doberman!

Wchodziłem właśnie na schody,

Kiedy mnie zaatakował

Ten „okropny” ludobójca

Skrycie, nagle. Nie żartował!

Uciekałem, lecz bez skutku.

Bestia ugryzła mnie w łydkę.

Znów znalazłem się w szpitalu.

I dostałem nową ksywkę:

Tym razem to „pan hau- hau- hau”.

 

Lekarze zrobili „wywiad”

Do mej historii choroby:

Czemu toczę wojnę z fauną?

Jakie są tego powody?

Czy może jest jeszcze jakieś

Zwierzę w mojej okolicy,

Które próbuje mnie zabić,

Albo chociaż krzywdę sprawić?

Jeśli nie zdołam policzyć,

Zalecili, bym od zaraz…

Biegi na sto metrów ćwiczył.

 

Nie snuję tej opowieści

Dla przeżytego horroru.

Chcę docenić mych lekarzy

Za ich poczucie humoru.