Pieczyste

Kilka lat temu to było.

Moja Żona jechać miała

Na swą pierwszą delegację,

Gdy ta tragedia się stała.

 

Mnie przytrafił się wypadek,

Co nie skończył się „na guzku”,

Lecz na połamanych nogach

Oraz inwalidzkim wózku.

 

W tej sytuacji nie chciała

Mnie aż na tydzień zostawić,

Lecz wymogłem, by jechała.

Ja nie będę się mazgaić!

 

Nie mamy dzieci. Z pewnością

Dam sobie radę samemu.

Ona przez to, że wyjedzie,

Uniknie w pracy problemów.

 

Pojechała. Ja zostałem.

Odpowiedzialnie, świadomie.

Pierwsze dwa dni spokojne,

W trzecim… poparzyłem dłonie!

 

Chciałem na obiad… pieczyste.

Włączyłem „na full” piekarnik.

Przecież sam dam sobie radę,

I samemu się wykarmię!

 

Piekłem kurczaka w brytfannie.

Kiedy już był upieczony,

Założyłem rękawiczki –

Te „kuchenne” mojej żony.

 

Chwytam brytfankę za uszy…

Ból mnie uderzył gwałtownie

I w żaden sposób nie mogłem

Naczynia z pieczystym podnieść!

 

To był mój kompletny dramat.

Byłem w rękawicach żony

I nagle, nie wiedzieć czemu

Wyję z bólu poparzony!

 

Potem sobie przypomniałem,

(Tej prawdy wreszcie dociekłem)

Że Żona miała też „łapki”

Chroniące dłonie przed ciepłem.

 

Wylądowałem w szpitalu.

Żonie nic nie powiedziałem,

Bo wstydziłem się, że w kuchni

Okazałem się …. bęcwałem.

 

 

Sondaż

W gabinecie kosmetycznym,

Gdzie pracuję już dwa lata,

Wstawiono nowe solarium –

Wielkie jak podwójna szafa.

 

Ma masę różnistych opcji.

Wszystkie jego usprawnienia

Winny wzbudzać u klientek

Odruchy zadowolenia.

 

Że tak nie jest, więc obsługa

Została zobowiązana,

By wszystkim naszym klientkom

Zadawać grzecznie pytania:

– Czy są kontente z obsługi?

– Czy potrzebna jakaś pomoc?

– Czy odwiedzą nas ponownie?

– Czy sprawnie je obsłużono?

 

Spytałam przez całą zmianę.

Chyba z czterdzieści klientek.

Na koniec, już odruchowo,

Zadałam pytanie tej „entej”,

Bardzo eleganckiej pani,

Która akurat, niestety,

Wychodziła zamoczona

Z zakładowej… toalety.

Co to będzie?

Dwie agresywne mamuśki

Nawrzeszczały na mnie, że mam

Wynosić się z… placu zabaw,

Bo jestem psubrat i szelma!

 

Bo tylko siedzę i patrzę,

Że aż dzieci mnie się boją.

One tu malców pilnują

I o Nie się… niepokoją!

 

Jedna z nich to nawet ostro

Zaczęła wołać „ty zboku”!

Bo niesłychane, by facet

Tak długo nie spuszczał wzroku,

Tylko gapił się  i… gapił.

Na bawiące się dzieciaki.

 

Nikt by mnie nie posądził, że

Czekam na i siostrę żonę

Które w pobliskiej cukierni

Kupują paluszki… słone.

 

Bo żona jest w mnogiej ciąży.

A ja patrzę na plac zabaw

I u siłuję się skupić, bo

Nad tym się zastanawiam ,

Jak to będzie, kiedy to ja

Ojcem bliźniaków zostanę.

 

Z tego, co widzę i słyszę

Czeka mnie cholerny zamęt!

 

Sucharek

Mam super klawe wujostwo.

Szczególnie  wujek jest fajny.

Zna bardzo wiele dowcipów

„Strasburger” naszej  ferajny.

 

W rodzinie znają Karolka,

Wiedzą, że to wielki „czaruś”,

Liczą, że za każdym razem

Jego żartów posłuchają.

 

Kiedyś wpadł do nas z wizytą.

Było już gości kilkoro.

Oczekiwali dowcipów,

A Jemu było niesporo.

 

Nie miał weny lub humoru,

Dlatego milczał i słuchał,

Co opowiadają inni.

Każdy ich dowcip to… suchar!

 

Większość znała te powtórki,

Ale żeby miło było,

Zaśmiewali się udając;

W końcu i to się skończyło.

 

Spojrzenia padły na wuja,

Więc tak on swój dowcip ujął::

„Są dwa podgatunki kobiet:

Brzydkie i… co się malują.”

 

Cisza zaległa, bo dowcip

Nie był grzeczny ani miły.

Wszystkie obecne kobiety

Na niego się… obraziły.

 

Tylko mój młodszy braciszek

Zareagował dość szybko:

„Ciocia się przecież maluje

I nadal jest…bardzo brzydką”!

Kara

Pożyczyłem siostrze auto.

Czułem, że będą kłopoty.

Ale stało się. Starałem

W ogóle nie myśleć o tym.

 

Przez skórę czułem, że jednak

Stanie się coś niemiłego.

No i niestety stało się

Nawet bardzo wiele złego.

 

Po pierwsze: Nie wiadomo jak,

W sposób tylko znany sobie

Wyhaczyła konar drzewa

I … wylądowała w rowie!

 

Przednia szyba popękała,

Ale jeszcze się trzymała.

Samochód był ubłocony,

Więc na myjnię pojechała,

By opłukać samochodzik,

Nim mi o stłuczce opowie.

Lecz memu autku ten zamiar

Wcale nie wyszedł na zdrowie.

 

Czy nie widziała, że szyba

Popękana bardzo była

I do wnętrza mego autka

Wodę z pianą przepuściła?

 

Tak zastałem moje autko

Na podjeździe przed garażem.

Nie mogę od Niej uzyskać

Potwierdzenia przyczyn zdarzeń.

 

Twierdzi, że nie spamiętała

W jaki sposób tak się stało.

Nic nie widziała, że z boku

Take wielkie drzewo stało.

 

Teraz trzeba: wybrać pianę,

Wylać wodę, wstawić szybę.

Sprzątnąć szklane kawałeczki,

Co  może być uciążliwe.

 

Żeby dobrze wszystko zrobić,

Trzeba się  bardzo postarać.

Tę pracę zostawię siostrze,

Bo musi być jakaś kara.

Taksowanie szkody

Jestem kierowcą taksówki.

Od lat mam na nią licencję.

Zawsze klient może liczyć

Na mą grzeczność i… dyskrecję.

 

Ostatnio jednemu panu

Gdy opuszczał moją „taksi”

Przydarzyło się nieszczęście,

Dla niego i mnie… kataklizm!

 

Gdy wysiadał, nagle z torby

Wysunął się jego laptop

I niezauważony przez niego

Ułożył się jakoś na sztorc

Blokując od jego strony

Drzwi tylne przed zatrzaśnięciem.

Gdy wysiadł, to w żaden sposób

Nie radził sobie z zamknięciem.

 

Zaczął trzaskać raz za razem

Tymi drzwiczkami taksówki

Nie przewidując w ogóle

Jakie wywoła to skutki.

 

Zaczął nerwowo jazgotać

„Co jest, ku**a, z tymi drzwiami”?

Jak zobaczył, co się stało,

Na  mnie się rzucił z pięściami!

 

Przez cały czas się wydzierał,

Że to wszystko moja wina.

Nie zapłacił, zabrał laptop

I na odchodnym… przeklinał.

 

Nie poprzestał jednak na tym

I następny numer zmyślił,

Żeby tę sprawę opisać

W długim piśmie do Policji.

 

Całą winę na mnie zrzucał

Chcąc dostać odszkodowanie,

Bo źle „był skręcony fotel”;

To jest prawda. On nie kłamie!

Gdyż o zadni fotel taksi

I tylne drzwi jednocześnie

Zaparł się jego komputer…

I to było niebezpieczne!!!

 

A ja, teraz już legalnie,

Mam jego wszyściutkie dane

I oświadczenie na piśmie.

Już nie wykręci się sianem,

Bo zamierzam zgłosić szkodę

Za porysowane drzwi.

Koszt malowania, to pewne,

Będzie musiał zwrócić mi.

 

 

Jubel w ciemno

Po kilku pierwszych spotkaniach

Facet nagle zapytał mnie,

Czy chcę poznać jego krewnych,

Bo On mich tak; wzajemnie.

 

Jego rodzice będą mieć

Swój Okrągły Jubileusz.

Chcieli by było świątecznie

Jak co najmniej „na weselu”.

 

Więc przez Niego mnie pytali,

Czy tam przybyć zechciałabym.

Przyjęłam  myśląc, że będzie

To coś w rodzaju „poprawin”!

 

Pojechaliśmy taryfą.

Na parkingu zobaczyłam

Dwie skąpo odziane panie,

Więc troszeczkę się… zdziwiłam.

 

Obie w ostrym makijażu

I sukieneczkach dość kusych.

Śmiejąc się szły do lokalu,

Aż im drgały gołe biusty!

 

Od razu złapałam klimat

I nawet zażartowałam,

„Że będę na Jublu w Go-go,

Absolutnie nie wiedziałam”!.

 

Chłopaka nie rozbawiło

To, co właśnie powiedziałam,

Bo… to były Jego siostry,

Których wcześniej nie poznałam!

 

Pępek świata

Najlepszy mój kumpel wyrwał

Naprawdę ładną dziewczynę.

To typ wyniosłej księżniczki –

Każdy Jej uległość winien.

 

Rozpieszczona niebywale.

Wszystko dla niej się należy.

Nie liczy się z niczym, z nikim.

Nie zna  pojęcia „partnerzy”.

 

Po paru tygodniach, kiedy

Wciąż był zafascynowany,
Poradziłem, żeby sprawdził,

Jakie na przyszłość  ma plany.

 

Uważałem, że panienka

Jedynie na Nim żeruje.

Ale obraził się twierdząc,

Że to zazdrość mną kieruje.

 

Wczoraj było wręcz upalnie.

Dzień wcześniej przyjął szczepienie,

A mimo to Go zmusiła,

Żeby wniósł Ją na wzniesienie.

 

Siadła na nim „na barana”.

Kiedy był w połowie drogi

Poczuł się słabo i nagle

Odmówiły pracy nogi!

 

Po chwili stracił przytomność.

Nie przejęła się tym wcale,

Darła się, że to przez Niego

Zmęczyła się w tym upale!

 

A poza tym wstyd jej przyniósł

Że okazał się mięczakiem.

I nie będzie się spotykać\

Z takim jak on zdechlakiem!

 

Zrozumiał, że to nie zazdrość

Kierowała mym postępkiem,

Tylko by ją zdemaskować,

Że nie jest już świata pępkiem.

 

Wykalkulowała…

Dawno, bardzo dawno temu,

Kiedy nie było… „komórek”,

Zakład miał duże kłopoty:

Wpadł w zadłużeniową dziurę!

 

Szukałam pomocy z zewnątrz.

Musiałam właśnie zadzwonić,

Gdy nagle przy moim biurku

Dyrektor się usadowił.

 

Zdenerwowałam się mocno.

Bo wiem, że patrzy na ręce

Nie po to, żeby dopomóc,

Lecz żeby wymusić więcej…

 

Skinął ręką, bym spokojnie

Wybierała połączenie.

Dwa razy już wybierałam,

A połączenia nie miałam!

 

Dyrektor warknął przez zęby:

„Nie wybierzesz przed wieczorem…

Wybierz numer telefonem”!

 

„Dzwoniłam”… kalkulatorem.

Pech

Jechałem sobie spokojnie,

Gdy nagle ni stąd, ni z owąd

Wyskoczyła mi kobieta

Objuczona wielką torbą.

 

Lecz facet jadący za mną

Już nie zdążył wyhamować.

Wjechał z impetem w mój kufer.

Cały tył zgnieciony. Groza!

 

Spytałem kobietę, czemu

Nagle na jezdnię wtargnęła.

Tłumaczyła coś o pechu…

W ślepy zaułek zabrnęła.

 

Nareszcie dotarło do mnie

O co chodzi z tym gadaniem.

Ona w ostatniej już chwili

Uciekła, bo rusztowanie

Zajmowało cały chodnik

Od ściany aż do burtnika.

Ona musiała uskoczyć

Nagle, natychmiast, w trzy miga!

 

No, bo gdyby pod nim przeszła,

Przez „pecha”  mogłaby zginąć

Tak samo, jak by przelazła

Pod rozłożoną drabiną!!!

 

Stojąc słuchałem tych bredni

Zszokowany dokumentnie.

Przez takie bzdury, głupoty

Facet rozbity doszczętnie.

 

Aż popłakał się, gdy ujrzał

Straty nie z winy, lecz „pecha”,

Który Jego właśnie spotkał

Z winy drugiego człowieka.