Po sześciu latach małżeństwa
Zostawiła mnie małżonka.
A stało się to dlatego,
Że nie mieliśmy potomka.
Staraliśmy się o dziecko,
Ale nic nie wychodziło.
Zrobiliśmy więc badania,
Może one coś wykryją?
Niestety, wyszły fatalnie.
Znaczy, że oboje z żoną
Jesteśmy całkiem bezpłodni.
Mrzonką dla nas jest potomność.
Nie mamy szans na in-vitro,
Ani na inne sposoby.
Nie ma niestety lekarstwa
Na tego typu choroby.
Od miesiąca jest nieznośnie
W naszym „rodzinnym” mieszkaniu.
Wczoraj żona się wyniosła
Myśląc o stałym… rozstaniu.
Rodzicom się poskarżyła,
Że to ja ją zaraziłem
Swoją pełną bezpłodnością,
Bo pewnie niewierny byłem
I bzykałem nieustannie
Wszystko, co tylko się rusza
Żyjąc życiem lekkoducha,
Hulaki i utracjusza.
A teraz ona złapała
Ode mnie tego wirusa
I musi z tym żyć bezpłodnie,
Co mnie zupełnie nie wzrusza!
Ona dziś mnie nienawidzi
I żąda dla nas rozwodu
Z orzeczeniem, że małżeństwo
Sypie się z mego powodu.
Tłumaczyłem wiele razy,
Że tym zarazić się nie da.
Bo tryb życia lub otyłość
To tylko przejściowa bieda.
Trwale bezpłodnym się staje
Po przejściu dziecięcych chorób.
Lecz to jej nie przekonało,
Byśmy zaniechali sporu.
Moja własna (jeszcze) żona
Kretynką się okazała,
Co nie słucha swych lekarzy.
Mnie, męża, też nie słuchała.
A dlaczego mnie powinna
Słuchać właśnie w tym temacie?
Bo jestem ginekologiem
I te kwestie znam jak pacierz!