Moja „kochana” mamunia
Wparowała nam do domu
Bez najmniejszej zapowiedzi
Nie po to, żeby nam pomóc,
Ale by „posiedzieć z nami
Przy kawce choćby przez kwadrans
I pogadać o rodzinie
Spokojnie, bez żadnych zadrażń”.
Powiedziała, że nie chciała
Na bezduszność się narazić
I nie wstąpić choć na chwilkę,
Bo mogłaby nas… obrazić.
Gdybyśmy się dowiedzieli,
Że w tej okolicy była,
To za złe byśmy jej mieli
To, że nas nie odwiedziła.
Potem siedziała przez bite
Trzy godziny żeby „spytać”,
Czy czasem pomiędzy nami
Coś niebezpiecznie nie zgrzyta.
Przecież od przeszło pół roku
Jesteśmy w stanie małżeńskim
Nie licząc życia „na łapę”
W dosyć długim… narzeczeństwie.
Obowiązkiem każdej żony
Jest danie „nowego życia”.
Tu zerknęła na syneczka:
„Oj lichy z Ciebie kobiciarz”!
Potem wzięła mnie pod ramię
I tak, by jej syn nie słyszał,
Orzekła, że to przeze mnie,
Bo ja jestem „baba licha”!
Każda mężatka powinna
Kusić swojego mężczyznę,
Żeby w łóżku, „jak Bóg każe”,
Odrabiał „swoją pańszczyznę”.
Taka właśnie jest instrukcja,
Co od swej matki dostała:
Dzięki niej „powiła” synka,
Z którym to ja będę spała.
Tę perorę zakończyła
Pouczeniem tylko dla mnie:
„Atak na jego plemniki
Przygotuj bardzo starannie.
Gdy chcesz, by Twoja macica
Nie była pusta jak bęben,
Pomaluj usta i oczy.
Wtedy „branie” będzie pewne”.