Pieprzna humoreska

Jestem za, a nawet przeciw

Żeby dzieci miały dzieci.

Bo marzeniem każdej matki

Jest, by pełnić rolę babki.

A wiadomym jest, że babka

To dla swego wnuczka, wnusi

Jest mamusią ich mamusi.

 

Jak to miło jest, gdy wnusia

Urodzi dziadkom prawnusia.

Jeszcze milej, zdaniem dziadka,

Gdy się trafi wnusi wpadka.

Bo wtedy, ten zwykły dziadek

Ważniejszy jest, bo… pradziadek.

 

Dziadkom słoneczko zaświeci

Wtedy, gdy dzieci ich dzieci

Urodzą swoje potomstwo.

Wtedy poczują się bosko,

Bo praprzodkiem ich uczynią,

Byle…  przed śmierci godziną.

Prababcia, no i pradziadek,

To wyjątki są w rodzinie.

Dziadka poznasz po łysinie,

Babcia znów ma lico blade.

 

Kiedy młodzi mają dzieci,

To już w trzecim pokoleniu

Po cudownym rozmnożeniu

Pełno prawnucząt – berbeci.

 

Ale ja już nie doczekam,

Bo jestem dziś starym knotem

I wrakiem tego człowieka,

Co to za późno rozpoczął

Tę życiodajną… robotę.

Pęknięcie

Kiedy kichę masz z opony

Nie skarż się na głupi los,

Tylko kasę weź od żony

I naprawiaj na jej koszt.

Ona chętnie ci pomoże

I zapłaci „jak za zboże”.

 

Gdy od majtek guma pęknie

To żoneczkę też proś pięknie,

Żeby długo nie zwlekała

I co pękło, pozszywała.

Nie warto z powodu „kaleson”

Skarżyć się diabłom lub biesom.

 

Kiedy jednak gumka pęknie,

Co cię zabezpieczać miała,

Wiesz, że teraz dałeś ciała,

Że teraz ci rura zmięknie.

 

Gdy w małżeńskim łożu byłeś,

To prawie się już wykpiłeś.

Lecz, gdy łóżko jest przygodne

I w dodatku są dni płodne,

Nie przeklinaj i nie złorzecz,

Bo nic ci to nie pomoże.

Nie odsyłaj się do diabła,

Bo to jego była sprawka.

To on cię wręcz podkusił,

I za jego sprawą – wpadka.

 

Musisz odnaleźć anioła,

Których pełno dookoła.

To z mej strony nie jest żarcik.

Do nich pójdziesz jak do mamci.

One są do tego skłonne,

By ci sprzedać w każdej chwili

Tabletki…  wczesnoporonne.

2012.10

…oto jest pytanie…

Wciąż to pytanie ludzie zadają,

Co było pierwsze kura czy jajo.

Jajo czy kura? Bez odpowiedzi.

Wszyscy o wszystkich mówią: on bredzi!

 

Kura wysiaduje jaja.

Po to jest, żeby je znosić.

Więc to wielka nielogiczność

By inną kolejność głosić.

Musiała być pierwsza przed jajem,

Jak kwiecień jest zawsze przed majem.

 

To nieprawda, krzyczą inni.

Kura z jaja się wykluła,

Które zniósł archeopteryx.

To ewolucji reguła!

 

Dziwne, że na to jedno pytanie

Z odpowiedzią wciąż jest zamieszanie.

To przecież jasne, jak Bóg na niebie,

I z nieba mamy dobitny dowód,

Który wyjaśnia temu, kto nie wie

I daje wszystkim do wiary powód:

 

Bóg stworzył wszystko: Niebo i Ziemię,

Zwierza, roślinę i ludzkie plemię,

Którym do życia urządził Raj,

Więc nie mógł przecież „robić se jaj”!

Stworzył był wszystko w gotowej formie;

Ewę, Adama, kurę, koguta.

Chcesz mieć dowody? Biblii zaufaj.

Ona odpowiedź ci da bezspornie.

 

Tylko, co zrobić z pewnym praptakiem,

Formą przejściową pradawnych zwierząt,

Tym kopalnym archeopteryxem,

Którego szczątki w Bawarii leżą?

 

Czy jego także nasz Stwórca stworzył

I tylko Biblia o tym nie wspomni?

Czy Adam z Ewą to dzieło Boga,

Czy australopiteka potomni?

 

W innej płaszczyźnie trzeba postawić

Pytanie o to, co było pierwsze.

Pan Bóg czy Człowiek, Anioł czy Diabeł.

A może Słońce, Ziemia, Powietrze?

2012.10

Obrońca skóry

W mieście Łodzi, na Bałutach

Żyła pani Staromiejska.

Jej adres: ulica Zgierska,

Poddasze, izdebka mała.

Sama jedna, nawet wnuka

Nasza staruszka nie miała.

 

Starsza pani razem z pieskiem

Żyli tam bardzo spokojnie.

Pies ochraniał ją przed giezkiem,

Walczył z natrętem jak żołnierz.

Piesek mały, bo szczeniaczek.

Nie pudelek, nie ratlerek,

Tylko zwykły rotwajlerek,

Co poszczeka i poskacze.

 

Kilka lat szybko minęło.

Pani S. zdrowia odjęło

A pieskowi sił przybyło.

Było spokojnie i miło.

 

Przyszedł dzień, gdy pani zmogła.

Siedzieć i chodzić nie mogła.

Nim przytomność utraciła,

Pogotowie wykręciła.

 

Jedzie „erka” na sygnale.

Nie spieszy się jednak wcale,

Bo sanitariusze wiedzą,

Że przez telefon powiedzą

Komu trzeba i gdzie trzeba,

Że komuś spieszno do nieba.

 

W końcu jednak dojechali.

Na poddasze się wdrapali,

A tu zawód na nich czeka.

Groźny pies warczy i szczeka!

 

Oni nie są rakarzami,

Więc nie wiedzą jak psa podejść.

Tylko wiedzą, jak pavulon

Zmienić na forsę za „skórę”.

 

Muszą więc od jej drzwi odejść,

Bo pies groźny jak tsunami,

Nie da podejść do swojej pani.

Wierny pani aż do końca.

 

A pani psu nie umarła,

Bo to tylko był ból gardła.

Piesek panią uratował,

Bo… nie wpuścił pogotowia!!!

Nieskończoność

Nieskończoność, któż ją pojmie?

Z tym pytaniem to nie do mnie.

Filozofom się nie śniło,

Żeby coś się nie skończyło.

Jednakże matematycy

Dawno chcieli się doliczyć

Do czegoś największego,

Ale określonego.

No i wyszło im z tego,

Że jest coś nieskończonego,

Największego, ogromnego:

To nieskończoność

Nieskończoności.

 

Nieskończoność, tak jak wieczność,

To największa i jedyna

Pewność, że co się zaczyna

Może trwać aż po bezkresność.

Pierwszy z rzędu przykład podam.

To z podstawówki – półprosta.

Ma początek, nie ma końca.

Lecz odcinek ma swój koniec

Jak każda linka w balonie,

Jak obywatelska swoboda.

Ale ma także początek,

Tak jak każdy weekend, w piątek.

 

Linii prostej w obie strony

Przebieg zaś jest nieskończony,

A więc mówiąc znacznie prościej,

Dąży do nieskończoności.

 

Nieskończoność poza nami,

Ludzkimi doświadczeniami?

Czy człowiek to jest istota,

Co tylko „od – do” się miota,

We wszystkim ograniczona?

Czy dla człowieka konieczne

Jest li tylko życie wieczne?

Nie! Jest także inna „cnota”

Nieograniczona niczym.

To tylko ludzka głupota

Którą niejeden z nas ćwiczy.

Nie jedz sam

W lewej ręce buła

A w prawej kanapka.

Zjem śniadanie i kolację

Bez żadnego świadka.

Od lat moja dzienna racja

To śniadanie i kolacja,

Spożywane niestety

Samotnie, bez kobiety.

 

A marzy mi się śniadanko

Sam na sam z bogdanką.

Chciałbym, żeby ona czuła

Jaka smaczna jest ma buła.

 

Jestem człowiekiem współczesnym

Więc obiadków nie jem wcale.

Zadowalam się więc wczesnym

Lanczem, łykniętym niedbale.

Na wieczór mam kanapeczkę

Lecz już nieświeżą troszeczkę,

Bo kupioną wcześnie rankiem,

Czym więc częstować bogdankę ?

 

Swą kolację zjadam sam,

Cóż innego zrobić mam ?

I tak już jest od lat paru,

Sam posiłki wrzucam „na ruszt”.

 

Samotność już mi daje w kość.

Ale wczoraj jakiś gość

Słysząc, co się ze mną dzieje

Powiedział: Odwróć koleje

Swych posiłków. Moim zdaniem

Twoje śniadanie z kolacją

Nie jest dobrą kalkulacją.

To kolacja ze śniadaniem

Zainteresuje panie.

Urządź wszystko tak, by miła

Na kolację się wprosiła.

A gdy zrobisz to jak trzeba,

Ona da ci gwiazdkę z nieba.

Ty w rewanżu dasz pierścionek

I tak rozpoczniecie dzionek

Od śniadanka oczywiście.

Odtąd będzie za….ście…..

2009.10.15

Instynkt

 

Instynkt wtedy wszystkim rządził,

Kiedy nie było rozumu.

Dziś to relikt i przeżytek,

Pozostałość puszczy szumu,

W której ludzkości praprzodek

Wśród drzew wychowywał młode.

 

Kiedy ludzie z drzewa zleźli,

Rozumek z ziemi podnieśli

I zaczęli go używać.

Rozumu zaczęło przybywać,

Bo rozpoczął się cykl twórczy.

Za to instynkt wciąż się kurczył

I dziś mało go zostało.

Szlachetniało ludzkie ciało,

Aż w wyniku ewolucji

Ukształtował się typ ludzki.

 

Umysł, rozum, inteligencja,

Tym nabrzmiewał czaszki czerep.

Mózg stopniowo go wypełniał,

Aż w końcu trysnął gejzerem,

W którym zawarł swe doznania,

Doświadczenia z życia wzięte

Oraz wszystkie swe zdolności

Dawnym ludziom niepojęte.

 

Sapiens, rozumna istota

Na własnych błędach się uczył.

Tym budował swój intelekt,

A uczucia chował w duszy.

Rozwijał ludzkie odczucia,

Poznał piękno, zmysły, racje.

Tworzył i kształtował ziemię,

Budował cywilizacje.

Instynkt wypierał kulturą,

Poznał też uczucia wyższe,

Smakował jadło i sztukę,

Wszystko upiększał artyzmem.

 

Instynkt, to siła wszechmocna

Działań, skłonności psychicznych.

To jest napęd do odruchów

Nie nabytych, lecz dziedzicznych.

Kiedyś tylko instynkt zwierząt

Warunkował ich przeżycie.

Do dziś dnia nam też pozostał,

Chociaż działa wręcz w ukryciu.

 

Instynkt ciągle ważną rolę

Spełnia w naszym ludzkim życiu.

Jednak w różnym natężeniu

U każdego jest w użyciu.

 

Ludzie mają różne mózgi

I od nich tylko zależy.

Ile i jakich instynktów

Do każdego z nas należy.

Instynktu nie można zmienić,

Można tylko zaspokoić.

Nie można weń ingerować,

Bo on nie da się rozbroić.

 

Ci co tłumią swe popędy

Mocą swojego umysłu

Mogą siłą swych instynktów

Odejść na trwale od zmysłów.

Wtedy w przypadku złych chuci

Instynkt działanie narzuci.

 

Instynkt wytwarza emocje.

Emocje powodem działania.

Nie mając wpływu na instynkt

Działamy na te doznania,

Którymi rządzi nasz umysł.

Kontrolę nad emocjami

Uzyskamy ćwiczeniami.

W ten sposób człowiek rozumny

Wpływ na instynkt uzyskuje.

W wyniku tego w całości

Nad swoim życiem panuje.

 

Instynkt ludzki to jest zespół

Wielu instynktów cząstkowych.

Część z nich na nas słabo wpływa,

Inne…  w sposób wyjątkowy.

Bo McDougall albo Freud

Różnie je klasyfikuje.

Ale zawsze w pierwszym rzędzie

Ten jeden instynkt przoduje.

 

Podstawowy dla ludzkości –

Instynkt przetrwania gatunku,

Jest najważniejszym z warunków

Działania dla potomności.

 

Instynkt rozrodczy ma dawać

Gwarancje ciągłości gatunku.

Wraz z instynktem macierzyńskim

Działają w tym samym kierunku.

Dzięki temu ma osesek

Szansę na przetrwanie swoje.

Odruch albo instynkt ssania

Od razu łączy oboje:

Dziecko z matką, matkę z dzieckiem.

Gdy ich brak, to dziś by było

To co dawniej w Sparcie greckiej.

 

Potomstwo trzeba wychować,

Wyżywić, odziać, nauczyć.

Nie można tak jak u zwierząt

Zbyt szybko dzieci porzucić.

Zwierzętom wystarczy instynkt

I ćwiczenia z survival-u.

Ludzkim dzieciom to nie starcza.

Wolno, detal po detalu

Ich mózg ciągle się obarcza

Nowymi doświadczeniami.

Życia się uczą dość długo,

W rodzinie, z rówieśnikami.

 

Młody człowiek od dorosłych

Całkiem jeszcze nieporadny,

Uczy się przebywać w grupie,

Rozwijając instynkt stadny.

 

Dzisiaj jeszcze homo sapiens,

(Choć jest na wyższym etapie)  

Zamiast swego intelektu

Używa pełnych defektów –

Resztek dawnego instynktu.

W tym tkwi przyczyna konfliktu.

Bo gdy instynkt życiem rządzi,

To człowiek na pewno zbłądzi.

Błądzenie jest rzeczą ludzką,

Błąd każdemu się przydarzy.

Ale myśleć ciągle trzeba,

By błądząc, nie stracić twarzy.

 

Dumna, pionowa postawa,

Głowa wysoko wzniesiona.

Istnieje jednak obawa,

Że nie zawsze myśli ona.

Gdy nie myślisz, tylko działasz

Na chybcika, instynktownie,

To na pewno błąd popełnisz

I zrobić musisz ponownie.

Gdy jednak pomyślisz wcześniej,

Błędu szanse zredukujesz

I efekty twych poczynań

Prawie zawsze akceptujesz.

 

Muszę już wyciągnąć wnioski

Z tej niezdarnej paplaniny.

Póki jeszcze umysł działa

Zakończę te „wypociny”,

Bo wiem, że „Alzheimer” czeka

Na starszego już człowieka.

 

Jeszcze myśli się kołaczą,

Jeszcze umysł decyduje.

Ale na długo nie starczy,

Ja wiem o tym, ja to czuję.

Ostatnim umysłu wysiłkiem

Uruchomię instynkt zbawczy.

Wybiorę nie instynkt śmierci

Ale… samozachowawczy.

Dziedziczna niepłodność

Jestem wesoły Romek

Sam nie wiem skąd się wziąłem.

I na tę okoliczność

Postanowiłem sprawdzić,

Czym właściwie jest dziedziczność.

Sam może dojdę do prawdy.

 

Czy mam siłę, by zamiary

Wcielić w życie? Nie mam wiary,

Że ogarnąć mi się uda,

Jakie piękne to są cuda.

Jakie rządzą nami prawa,

Że z miłością – nie zabawa

W łóżku, na łączce czy w życie.

Trzeba być odpowiedzialnym,

Tutaj stawką przecież życie

I to nie się bawiącego,

Ale właśnie poczętego.

 

Ileż jest w tym dramatyzmu,

Realizmu, romantyzmu ?

Więcej znaków zapytania

Co rusz tu mi się wyłania.

 

Jak połączyć prawo Mendla

Ze zjawiskiem podobieństwa.

Dlaczego, gdy dziadek zdechlak,

Wnuk uosobieniem męstwa?

 

Czy znaczenie gigantyczne

Miewają zwykłe przypadki

W sprawie ojca albo matki?

Czy komuś mogą się przydać

Informacje genetyczne?

Czy można zobaczyć coś,

Czego jeszcze nie widać?

Na to odpowie mi KTOŚ?

 

Poszedłem pewnej niedzieli

Do krewnego po kądzieli,

Znanym z tego, że każdemu,

Nawet najbardziej głupiemu,

Wyjaśni słowo po słowie,

Tak jak chłop krowie na rowie,

Każdą bez wyjątku sprawę.

Ma doświadczenie i wprawę,

Jest do bólu bezpośredni,

Rzeczowy i niewylewny.

To On ma w sobie to „coś”.

To On jest dla mnie tym „Ktoś”!

 

Mówię jemu, co mnie dręczy,

Co mówią mądrzy docenci,

Jakie moje wątpliwości,

Co mnie kusi, co mnie złości,

O czym wiedzieć chcę szalenie;

Słowem, czym jest dziedziczenie.

 

Wysłuchał wszystko mój Guru

Siorbnął całą miskę żuru,

Podkręcił wąsa i rzecze:

“Różne są defekty człecze.

Wiele z nich rodzice mają

I swym dzieciom je oddają.

Ale swojej bezpłodności

Nie przekażesz potomności.

I po to jest dziedziczenie

Żeby dać ci wyjaśnienie,

Że gdy nasz dziad albo tato

Swoich dzieciaków nie mieli

Wtedy my, także bez dzieci,

Będziemy się też starzeli.

Chyba, że, (tak guru gada),

Twa babcia miała sąsiada.

Wtedy, zupełnym przypadkiem,

Ktoś inny był twoim dziadkiem.

Bezpłodny dał nazwisko

Twemu ojcu, gdy się zrodził,

A sąsiad to inne wszystko,

Byś ty swoje dzieci płodził.

Tak to przypadkowy dziadek,

Zostawił życiowy spadek,

Który teraz swoim dzieciom,

Jak je będziesz miał,

Zostawisz, by dziedziczyli,

Jeśli będziesz chciał”.

Cenna żona

„Bardzo cenię moją żonę”-

To słowa zapożyczone

Od faceta, co przed laty

Był w wieku mojego taty.

 

Na podwórku  pod kasztanem,

Ten facet  siedząc przy wódce

Wyznał, że kocha się w młódce

Na zabój, prawie na amen.

 

Żona o tym się nie dowie,

Bo to jej pogorszy zdrowie.

Zresztą, on jej już przysięgał,

Nie będzie znów innej „gęgał”!

 

Tak więc, chociaż zaszły zmiany,

Jednak nie będzie zamiany,

Bo to wymaga rozwodu.

A on przecież jest katolik.

Choć drugą butelkę „golił”,

Przywalił łapami w stolik

I „czknął” na całe podwórko:

 

„Trudno mi jest żyć z tym grzechem,

Więc się dowiedz żono, córko,

Jaki  Wasz tatko “jest w dechę”!

Słowa odbiły się echem

I dotarły też do żony.

 

Ale facet był zdziwiony,

Kiedy szanowna małżonka

Wzięła coś na kształt toporka

I pogoniła potworka

Na oczach mojego taty –

Chyba do tej małolaty.

 

Dzisiaj mi się przypomniało,

Że sam jestem takim tatą.

Lat mam już więcej, niż mało.

Żywię się  ZUS-owską ratą.

Żonę też mam, a jakże;

Posunięta w latach także.

Również stypendystka ZUS-u

Z wolnej woli, nie z przymusu.

 

Cenię bardzo moją Żonę

Przed półwieczem poślubionę,

To mój przyjaciel najszczerszy

I wielbiciel moich „wierszy”.

 

Gdyby ktoś, nawet bez wódki,

Chciał dać za Nią jakieś młódki,

To nie pójdę na wymianę,

Bo wiem, co za Nią dostanę.

 

Dziś urządza się castingi,

Obowiązkowe są stringi,

Nikogo to nie obchodzi

W jakim worku kociak chodzi,

Co ma w środku kandydatka,

Czyżby to naprawdę gratka ?

 

Na koniec powiem bez lęku

Taki lekki, mały żarcik:

Lepsza stara żona w garści

Niż jakaś młódka na sęku!

Afrykańska Królowa

Afrykańska królowa

 

Po raz pierwszy od potopu

Na sawannie wielkie święto.

Oblegany jest wodopój

Ciżbą zwierząt niepojętą.

Wszystkie razem w wielkiej zgodzie

Wybory miss urządziły.

Panny o wielkiej urodzie

Do konkursu się zgłosiły.

Trudno mi wymienić wszystkie

Godne tytułu panienki.

Dla wszystkich są bardzo bliskie,

Mają urodę i wdzięki.

Jednak którąś wybrać trzeba,

Tylko jedna będzie miss.

Nie tocząc zawiłych debat

Szybko zawarto kompromis.

 

Jury ogłasza swój werdykt

Po niedługiej chwili przerwy.

Wygrała młoda pantera,

To ją dziś duma rozpiera.

Nie groziła żadna draka,

Na miss wybrano kociaka,

Co uznali bardzo zgodnie

I sędziowie i wyborcy.

Inny wybór byłby gorszy,

Wszyscy myśleli podobnie

Pełna gracji i godności,

Lekka, szybkonoga, zwiewna.

Biega po trawie w cichości,

Wspina się zwinnie na drzewa.

Największy aplauz wśród kotów

Tych wielkich, średnich i małych.

Choć były próby bojkotu,

Głosy lwów zdecydowały!

 

Ma Afryka swą miss przecież,

Lecz ogół drąży rzecz inna:

Czy ich pantera powinna

Reprezentować na świecie?

 

A więc pytanie w ankiecie

Zadawano przez czas jakiś:

Co na ten temat powiecie,

Co was „w tym temacie” trapi.

Ponownie się jury zbiera,

Omawiają vox populi.

Jeden gani, drugi wspiera,

Image panterze zepsuli.

Jaką więc postać ma przybrać

Reprezentantka Afryki.

Jak należy wykorzystać

Wzięte z ankiety wyniki ?

Oprócz panter też tam żyją,

Żyrafki z długachną szyją,

Lwice, pumy, gepardzice,

Hieny, zebry, „szakalice”.

Nosorożce, bawolice,

Antylopy i słonice.

 

Każda z tych licznych grup zwierząt

Zgłaszała swoje projekty.

Propozycje więc się szerzą,

By pilnie zrobić korekty.

Chcą, by młodą Miss Afryki

Na Królową przygotować.

Zdjąć z niej nadmiar egzotyki,

Dzikość odjąć lub stonować.

Ma być ich królową świata,

Miss Universum dla zwierząt!

To dla niej pierwsza lokata,

Tak wszyscy wokoło wierzą.

 

Z przeglądu tych ankiet jury

Spisało protokół, w którym

Było jasno napisane,

Że wszystko to, co jest dane

Od naszej matki natury

Może być wykorzystane

Do poprawy jej figury

Albo też zmiany postury.

 

Propozycje były różne.

Niektóre to nawet słuszne,

Ciekawe, lecz zbyt odważne,

Inne znowu niepoważne.

Było także znawców paru,

Specjalistów od „pi-aru”

Oraz także grupka mała

Znająca zwierzęce ciała.

Ich propozycje przytoczę,

Chyba żadnej nie przeoczę:

 

– Trzeba wpierw coś zrobić z głową,

Bo jej własna zbyt okrągła.

Będzie większa i pociągła

Z ładną linią podbródkową.

 

-Uszy także są zbyt małe,

Trzeba je powiększyć troszkę

Oraz do każdego ucha

Włożyć kolczyk albo broszkę.

 

-Zupełnie jej nie pasują

Oczy okrągłe i bystre,

Co śledzą i atakują.

To zupełnie oczywiste,

Że muszą być większe one,

Refleksyjne i… przymglone.

 

-Gładka szyja może zostać,

Bo uszlachetnia jej postać.

 

-Musi głowę podnieść chyżej,

By koronę nosić wyżej.

 

-Założyć rożki na główkę

Trzeba naszej kandydatce.

Może wziąć od antylopy

A może zabrać żyrafce ?

 

-Czarna grzywka też się przyda,

Taka jak u bawolicy.

Wydłuży się gładką szyję

Jak u łani lub kozicy.

 

-Dosyć dużym utrudnieniem

Jest też sprawa z uzębieniem,

Bo gdy ona się uśmiecha

Nikt nie patrzy, lecz ucieka.

Jej kły długie i świecące,

Są nadto wszystkich drażniące.

Gdyby je przypiłowała

Miły uśmiech by dostała.

 

-A teraz rzecz najważniejsza:

Jakim cudem najpiękniejsza,

Tak niedawno miss wybrana,

Nie ma nawet śladów biustu.

Przecież to rzecz niesłychana

I najzwyklejszy brak gustu.

Byli więc na świecie pierwsi,

Co wybrali miss bez piersi ?

A pierś to jest kanon pani.

Miss bez piersi jest do… bani !

Nikt na taką miss nie czeka,

Odwraca się i ucieka.

To jest z płci pięknej zadrwienie.

Nie mówiąc nic o hymenie,

Bo tego nikt nie jest ciekaw.

Lecz brak piersi, nawet jednej,

Toż to duży brak, najpewniej.

By naprawić braku skutki

Przyszyć pierś i cztery sutki.

Bo biust to jest ważna sprawa,

Za niego największe brawa…

 

-Trzeba jeszcze skrócić ogon,

Bo jest sztywny i za długi.

Najlepiej dobrać od kogoś

Kto nie odmówi przysługi.

Miękki ogon ładnie zwisa

I zakrywa, co intymne.

Czasem można się popisać

I uchylić coś niewinnie.

Zawsze też będzie weselej,

Gdy ogon ozdobi frędzelek.

 

-Jeszcze jedna rzecz felerna,

Choć u pantery normalna.

Młoda miss jest mięsożerna,

Taka jest prawda brutalna.

Niech się mięskiem już nie naje,

Niech inną niż jest udaje.

Niech się powstrzyma, choć troszkę,

Niech choć udaje jaroszkę!

 

-Dużo także zmienić trzeba

W jej sposobie zachowania.

Zabronić łażenia po drzewach

I zbyt szybkiego biegania.

Do spacerów niech się skłania.

 

-Ale tutaj się wyłania

Następny problem – łopatki,

(Odziedziczone od matki

Oraz od ojca – po mieczu),

Odstające od jej pleców.

 

-No i biodra, też kościste.

Lepsze byłyby mięsiste,

Takie obłe, jak ma kobra.

Zmiana taka będzie dobra.

Poprawi dostojność ruchu,

Bo z tym także bardzo krucho.

Ona nie chodzi, lecz biega –

Nie tak jak słoń – elegant.

Niech nie sunie, jak na wabia.

Niech z godnością kroki stawia.

Tylne łapy niech prostuje

I bioderka eksponuje –

Wtedy damą się poczuje.

A jak raciczki założy,

Takie botki, hit sezonu,

Spełni kanony bon – tonu,

I rasową całość stworzy.

 

-Futerko też do wymiany,

Cętki niech stroją szamana,

Gdy przywołuje demony.

Od zaraz konieczna zmiana

Na strój w całym świecie modny.

Niech przypomina …bociana,

Co ma ubiór czarno – biały.

Mała czarna by się zdała.

Czerń, co bielą przełamana,

Kształtem zmienna, barwą stała,

Dla Afryki doskonała.

 

-Zestaw wzorów: nie kwadraty,

Ani pasy albo kwiaty.

Bardzo dobrze są widziane

Najzwyklejsze plamy, łaty.

Afryka pełna kontrastów,

Właściwie są dwie Afryki:

Północna, z suchego piasku

I reszta, teren półdziki,

Zmienny tak jak pory roku,

Jak dzień w słońcu, noc po zmroku.

Są Afryki: Biała, Czarna;

Całość podwójna, binarna.

A więc łaty czarno – białe

Będą właśnie doskonałe!

 

-Nad głosem też popracować

Musi nasza kandydatka.

To jej głos musi brylować

Tak, że primadonnę zatka.

Nie miauknięcie i nie kwik

To ma być donośny ryk !

 

-I ostatnia sprawa w końcu:

U niej pięć razy w miesiącu

Wymieniają się nastroje,

Takie psychiczne wyboje.

Nawet są takie osądy,

Że zmienia swoje poglądy!

To jest płochość charakteru

Wymagająca skarcenia.

Niech ona poglądów nie zmienia,

Bo miss musi byś stateczna,

A nie frywolna lub śmieszna.

 

Tak z grubsza wygląda sprawa.

Widzicie, to nie zabawa.

To jest poważne wyzwanie,

Afryka dziś stawia na nie.

Trzeba je zrealizować,

Forsy, czasu nie żałować.

Tylko nie wiadomo jeszcze

Kto da kasę, taki jest-że?

Czy w Afryce ktoś się znajdzie,

Co złoży tak hojne dary?

Czy w Tunisie, czy w Port Saidzie

Znajdą się petrodolary?

A może Emir z Dubaju

Swoją gotówkę wyłoży

I kilka arabskich krajów

Solidarnie się dołoży ?

 

Forsa będzie do zdobycia,

Ale najpierw trzeba znaleźć

Lekarzy, co doskonale

Skroją, co do usunięcia

I wszyją, co do przyszycia –

Kwintesencja przedsięwzięcia.

A przedsięwzięcie poważne,

Wyzwanie bardzo odważne.

Tu potrzeba kombinatu,

Który ma specjalny status,

Niezwykłe umiejętności

Oraz wielkie możliwości.

A takie też są na ziemi

Na zachodniej stronie globu.

Dokładnie w Wenezueli,

Najlepsze dla półkul obu!

To kombinaty, fabryki

Ślicznotek, piękna, urody,

Egzotyki i klasyki –

Są na to twarde dowody.

 

Tam poszukali poparcia

By misskę zmienić w królową.

Chociaż było bardzo drogo,

To żądza była wprost czarcia.

Diabeł ich chyba opętał,

Na nic już nie uważali.

Decyzja szybko podjęta,

Długo zresztą nie szukali.

 

Kiedy czort karty rozdaje,

To wszystko zdarzyć się może.

Trafili na szarlatanów,

Co mówią do się „doktorze”.

Oni szybko się podjęli,

Że najpóźniej do niedzieli

Wykonają to zlecenie.

Pantera wystąpi na scenie

W nowej szacie, z nowym błyskiem

Wygra wszystko i… po wszystkim!

 

Diabeł jednak tkwi w szczegółach.

A szczegółów było dużo

Spisanych w zlecenia formułach

Przez afrykańskiej miss urząd.

Dla każdego niegłupiego

Nie potrzeba zbyt długiego

Czasu na zastanawianie,

By zrozumieć to zadanie.

 

Pomyśleli szarlatani,

Że fortelem zamkną sprawę,

A w tym mają wielką wprawę.

Przeczytali znów zlecenie.

Jakież było ich zdumienie,

Gdy powoli, krok po kroku

Jasno się zrobiło wokół,

Bo z lektury zadań swoich

Każdy z nich obrazek kroi

Wynikający z umowy.

Po zestawieniu przeróbek

Każdy, i nawet półgłówek,

Wyciągnie wniosek rzeczowy,

Że w zleceniu jak byk stoi,

By z afrykańskiej pantery

Jakimkolwiek wręcz sposobem

Zrobić biało – czarną krowę!

 

A więc sprawa załatwiona.

Krowa od łba do ogona

Będzie bronić barw Afryki

I hodowców bydła przy tym.

Panterę gdzieś tam schowali,

A zwykłą krowę wydali.

Krowa, młoda jałowica,

Znawców bydła wręcz zachwyca.

Szarlatani forsę liczą

Zdobytą „ciężką krwawicą”.

Bardzo gruba jest ich kiesa.

To nowy rekord Guinnessa.

Za wykonaną umowę

Jak nic należy się „Nobel”

 

PS. W wyborach Miss Świata

Pantera – krowa przepadła

I to już w eliminacjach.

Tak niespodzianie, tak z nagła ?

 

Wygrała z pampasów puma.

To ją dziś rozpiera duma.

Pełna gracji i godności,

Lekka, szybkonoga, zwiewna.

Biega po trawie w cichości,

Każdego ruchu jest pewna.

Taką też była pantera

Nim ją zniszczyła afera,

Zanim głupie ambicyjki

Zniszczyły jej wdzięk „dziewczynki”.

 

Morał z tej historii taki:

Nigdy nie chowaj się w krzaki,

Nigdy nie chciej też być inną,

Sama szanuj cudzą inność.

Niech Kenijki i Zambijki,

Irakijki i Libijki,

Kongijki oraz Nubijki,

Kobiety wszystkich narodów

Te z północy i ze wschodu,

Te z południa i zachodu,

Wszystkich ras i rodowodów

Tę prawdę przyjmą za swoją

Jak jeden mąż za nią stojąc:

„Cudze chwalicie,

Swego nie znacie,

Sami nie wiecie,

Co posiadacie…”

 

W Polsce jest to znany wierszyk.

Jachowicz tych słów autorem.

Cytował je Wincenty Pol,

Też  użyłem ich bez korekt.

 

I jeszcze cytat na koniec

Niebrzmiący zbytnio zawile

Za Janem T. Stanisławskim:

„ …i to by było na tyle…”