Świecić każdy może…

Mój tata bardzo mnie kocha.

Często robi mi prezenty.

Zwykle daje bez powodu,

Jednak czasem – dla zachęty.

 

Dzisiaj poszedł do mej szkoły

Na półroczną wywiadówkę.

Gdy wrócił, dał mi w prezencie

Czyściutką, nową żarówkę.

 

Milczał. Gdy spojrzał groźnie jak

Ojciec na niegrzeczne dzieci,

Zrozumiałam, że od dziś mam

Jak żarówa wiedzą świecić.

Pychota

Musiałam kupić dla pieska

Paczkę karmy, bo mój synek

Wyszedł raniutko do szkoły

I zostawił głodną psinę.

 

Weszłam spokojnie do sklepu,

Ale nie wiem, gdzie jest regał

Z wyżywieniem dla zwierzaków,

Bo dotąd to synek tu biegał.

 

Spytałam grzecznie sprzedawcę:

− Gdzie mam znaleźć tę „pychotę”?

On na to bardzo uprzejmie:

– Na co ma pani ochotę?

Poruszona do żywego

Mam nową, spokojną pracę.

Nie muszę się wiele trudzić.

Sprzątam w miejscu, gdzie przebywa

Wielu niegdyś chorych ludzi.

 

Ostatnio pod koniec zmiany,

Kiedy miałam iść do domu,

Jeden “pacjent” siadł na łóżku.

Nie był w stanie trzymać pionu,

Więc padł twarzą na podłogę.

Dla mnie to szok bardzo duży.

Chciałam, lecz nie byłam w stanie

W żaden sposób się poruszyć.

 

Byłam sama, a w dodatku

Nie mogłam głosu wydobyć.

Sytuacja jak z horroru.

Nikt na nią nie jest gotowy.

Żaden by też nie uwierzył,

Nawet ten najbardziej zdrowy,

A dla mnie to była trauma.

Do dziś tkwi we mnie jak odium.

Nie poszłam więcej do pracy

W… przyszpitalnym prosektorium.

Klucznica

Wróciłem z pracy do domu.

Tam Sodoma i Gomora!

Ktoś okradł moje mieszkanie.

Niech tylko złapię bandziora!

 

Zaglądam we wszystkie kąty

Próbując policzyć straty.

W kuchni na stole szklanka

Z resztką zimnej już herbaty.

Obok niej na małej kartce

Napisano atramentem:

 „Zamki chronią tylko wtedy,

Kiedy drzwi macie… domknięte”.

 

Moja żonka – lekkoduszek

Tak do pracy się spieszyła,

Że drzwi nie całkiem domknięte

Bez sprawdzenia… zakluczyła.

 

Miała mama…

Mama miała koleżankę

Która „była ponad wszystkich”.

Uważała się za lepszą

Nawet od swoich najbliższych.

 

Jej małżonek to marynarz.

Pływał w stopniu bosmanmata.

To on jej szafę zapełniał

Ciuchami z całego świata.

Miała dostęp do ubiorów

Znacznie lepszych niż krajowe.

Oprócz ubiorów „zza morza”

Szyła także u krawcowej.

 

Jej największą dumą było

Naturalne futro z lisa.

Takiego nie było nigdzie,

Nawet w najdroższych komisach.

Zawsze patrzyła z pogardą

Na kupujących w „lumpeksie”.

Ona tego typu sklepy

Umieściła na indeksie.

 

Jednak prawda była taka,

Że bez najmniejszych kompleksów

Chodziła, lecz w innych miastach,

Do lumpeksów i szmateksów.

Wydało się to przypadkiem.

Podczas jednej z takich wizyt

Powiesiła na wieszaku

Ten swój bezcenny rekwizyt.

Przymierzała inne ciuchy.

Wcale się jej nie spieszyło.

Gdy wróciła, po jej futrze

Już nawet śladu nie było.

Zostało szybko sprzedane

Jako fałszywe „jenoty”

Jakiejś nieznanej kobiecie

Na wagę, za parę złotych!

Galerie

Prowadzę lekcje plastyki

W podstawówce, w młodszych klasach.

Dla grupy zdolnych dzieciaków

Pełnię rolę „mecenasa”.

Bardzo często właśnie z nimi

Spotykamy się po lekcjach

W piątki za zgodą rodziców.

Wie o tym także dyrekcja.

 

Kiedyś zabrałam swą grupę

Na zajęcia dodatkowe

Do miejskiej Galerii Sztuki

Pokazać im rzeczy nowe.

Przyglądały się zajęciom

Z malarstwa oraz rysunku,

Gdzie trochę starsze dzieciaki

Szkoliły się w tym kierunku.

 

Rodzice mieli odebrać

Swe dzieci o siedemnastej.

Nikt nie przyszedł. Czekaliśmy

Nawet do dziewiętnastej.

 

Wyjaśnienie całej sprawy

Ma posmaczek pikanterii,

Gdyż rodzice swoich dzieci

Szukali nie w tej galerii.

W mieście są aż trzy galerie:

Dwie handlowe i „prawdziwa”.

Te dwie pierwsze wszyscy znają,

W trzeciej prawie nikt nie bywa.

 

Dziś dla większości rodziców

Galeria to ciąg handlowy.

Tam chodzi się na zakupy.

Nie o sztuce są rozmowy.

Zabezpieczenie

Kilka lat temu z kumplami

Miałem pojechać na obóz.

Poszliśmy do sklepu w celu

Uzupełnienia zasobów.

Kupiliśmy suchy prowiant,

Napoje na czas podróży

Oraz karty, żeby przy nich

Czas jazdy nam się nie dłużył.

 

Kiedy staliśmy przy kasie

Nagle mi się przypomniało,

Że „jakieś zabezpieczenie

Bardzo by się nam przydało,

Bo lato, dziewczyny, wiecie…”

Powiedziałem szeptem chyba.

Zanim mi odpowiedzieli

Starsza pani się odzywa:

„Spoko chłopcy. Nie musicie.

Zaufajcie mi, seniorce.

Wasze twarze są najlepszym

Zabezpieczeniem pod słońcem!

Happening

Kontrolerzy są rozliczni.

Jedni grzeczni i spokojni,

Drudzy z brakami kultury,

Inni do wszystkiego zdolni.

Miałem kiedyś tę możliwość

Spotkać duet kontrolerów,

Których już znało pół miasta

Z robionych przez nich numerów.

 

Scenka była wręcz stylowa.

Obok mnie siedziała pani,

Którą za nadmiar urody

Dokładnie kontrolowali.

Od razu ją obrzucili

Drwiącymi epitetami

I nawet się posunęli

Do popychania rękami.

Lecz ona całkiem spokojnie

Sięgnęła do swej torebki

Wyciągając coś w rodzaju

Saszetki albo sakiewki.

Pokazała to z uśmiechem

Uprzejmie przepraszającym,

Że w środku jest nieporządek

Bardzo kompromitujący.

Były tam pliki biletów

Rzeczywiście skasowanych.

Kontrolerzy patrzą na to

 

Z lekkim grymasem przygany.

Zaczęła szukać biletu

Koniecznie z właściwą datą

Zerkając na nich spod oka

Ciekawa, co oni na to…

 

Dwa „kanary” już są pewni,

Że pani nie ma biletu,

A twierdzenie, że posiada

To tylko przejaw tupetu.

 

Odebrali jej saszetkę.

Każdy bilecik sprawdzali,

Ale tego jedynego

Pechowo nie odszukali.

Pani patrzyła z ukosa

Spokojnie, bez drgnienia powiek

Jak szukają „w stogu siana

Igły” spoceni panowie.

 

Kiedy już wszystkie sprawdzili,

Pani wyjęła z kieszeni

Ten „zaginiony”, właściwy.

I tak skończyła happening.

O płotek

Mój dziadek ma małą działkę

I więcej czasu niż młodzi.

Sam remontował swój domek

I płotek, by nikt nie wchodził.

Ten płotek jest prowizorką,

Na nowy musi poczekać.

Jednak sąsiad z działki obok

Rozpoczął bardzo narzekać:

Że nieładny, za wysoki,

Zrobiony całkiem bez kunsztu.

Psuje wygląd otoczenia

I w ogóle brak mu gustu.

Największy jednak był zarzut,

Że ten płot na drogę „wchodzi”.

Powiadomił władzę gminy,

Niech sprawdzi, co mu to szkodzi?

 

Przyjechało kilku panów.

Pomierzyli, odjechali.

Przy okazji także inne

Pomiary tam wykonali.

Sąsiad miał rację, ponieważ

Według panów geometrów

Płotek dziadka „właził” w drogę

Aż o dziesięć centymetrów.

Dodatkowo, przy okazji,

Mierniczy także stwierdzili,

Że dwaj dziadkowi sąsiedzi

Też źle płoty postawili.

Byli to: sąsiad, co skarżył

I jego szwagier cioteczny.

Urząd Gminy dla nich wszystkich

Jednakowo był skuteczny.

Wszyscy dostali decyzje

Ostatecznie stanowiące,

By ogrodzenie rozebrać

Przez najbliższe dwa miesiące.

 

Ten sąsiad, który był doniósł,

Ma płot nowy, betonowy,

Z kutymi w stali wrotami

Na dwóch słupach granitowych.

Szwagier swój płot wymurował,

Każdą cegiełkę fugował.

Brama to dzieło snycerskie,

Współczesna sztuka ludowa!

 

Jakie będą nowe płoty

Jeszcze nie bardzo wiadomo.

Obaj z dziadkiem jedno wiemy,

Że to był kosztowny donos.

Odmiana

Pracuję w domu opieki.

Opiekuję się chorymi.

Bywa ciężko, ale czasem

Znajduję w ludziach optymizm.

 

Dzisiaj już po raz kolejny

Musiałam podcierać dziadka,

Który znów trochę popuścił.

A dlaczego? To zagadka!

Przecież to pacjent „chodzący”.

Zawsze sam szedł do łazienki,

A po drodze przy okazji

Podrywał zdrowsze „panienki”.

 

Byłam zaniepokojona

Pogorszeniem jego stanu.

Czyżby to był pierwszy objaw

Niedyspozycji organów?

Zapytałam, czy się smuci

Z tej bardzo nagłej odmiany

Odparł, że on bardzo lubi

Kiedy my go „tam” smyramy.