Ferie zimowe

Mamy poza miastem górkę.

Zimą jest tam  fajnie, kiedy

Szusujemy w dół na nartach

Daleko od ludzkich siedzib.

 

Nikomu nie przeszkadzamy.

Tylko narty i saneczki.

Szusują w dół sami chłopcy.

Sanną cieszą się dzieweczki.

 

Właśnie świeży śnieżek opadł.

Są warunki do zjeżdżania.

Na stok młodzież się wybrała.

Dużo nas tam. Cała armia!

 

Użyliśmy sobie zimy.

Bez kontuzji się obyło.

Wracaliśmy dużą grupą.

Nagle komuś tak odbiło,

Że wezwał innych, aby mnie

Wrzucić do przydrożnej… zaspy.

 

Okazało się… nie zaspa,

Tylko… bryła ogromniasta,

Ale przyprószona śniegiem.

Co dalej, tego już nie wiem.

 

Obudziłem się w szpitalu

W wielkim „kapturze” na głowie.

Głupotę własnych kolegów

Przypłaciłem własnym zdrowiem.

 

 

Baryton?

Nie było ostatnich lekcji,

Więc dzisiaj wcześniej wróciłem.

No i zamiast o piętnastej,

O trzynastej w domu byłem.

 

Niedługo miała też wrócić

Moja mama, a więc siadłem

W swym pokoiku do kompa.

Nagle zdrętwiałem i zbladłem,

Bo usłyszałem z parteru

Podniecony głos kobiecy:

„Kochanie, chodź tutaj do mnie,

Bo chcę się Tobą nacieszyć”!

 

Poznałem głos mojej Mamy.

A ten męski  głos „mołojca”

W żadnym wypadku być nie mógł

Barytonem mego Ojca.

Prezent

W Wigilię, gdy pod choinką

Poukładano prezenty,

Leżała także koperta,

A na niej napis: „Wincenty”.

 

Ja właśnie tak mam na imię,

Więc ucieszyłem się wielce,

Że jakaś sumka pieniędzy

Znajduje się w tej kopercie.

 

Taki zastrzyk by się przydał,

Bo Żona w ciąży itp…

Czyżby Rodzice zmienili

Choinkę w PKO BP?

 

Po kolacji wigilijnej

Zgodnie z pradawnym zwyczajem

Było rozdanie prezentów.

Oj! Jak ja czekałem na nie!

 

Wyciągam kartkę z koperty,

A tam… mandat policyjny

Za przekroczenie prędkości.

Prawdziwy, a nie fikcyjny!

 

Pięćsetką mnie ukarano,

Bo na tyle oceniono

Winę za nadmierną szybkość.

Chyba jednak trochę „słono”.

 

Rodzice postanowili

Zrobić mi świąteczny dowcip.

Zmysł humoru „Moich Starych”

Jest mi już znany, nieobcy.

 

Wsunęli mandat w kopertę

I mieli ubaw wspaniały,

Kiedy ja wielce zdumiony

Wytrzeszczyłem nagle gały.

 

Udał Im się „podarunek”.

Lecz muszę teraz uważać,

Żeby na podobny „prezent”

Już więcej się nie narażać.

Mój chłopak

Ja już od pewnego czasu

Mam nowego znajomego.

Bardzo grzeczny, kulturalny,

Imię super męskie – Grzegorz.

 

Zapoznałam Jego jakieś

Trzy miesiące przed Świętami.

Codziennie się widzieliśmy,

Nawet przed egzaminami.

Na razie bez pocałunków,

Choć zależało mi na nich.

 

A i tak było przyjemnie

Chodzić z Nim do pubu, kina,

A nawet wspierać „duchowo”

Przy sesyjnych egzaminach.

 

Kilka dni temu dyskretnie

Dałam Mu do zrozumienia,

Że chcę na bardziej zażyłą

Naszą relację zamieniać.

 

Zmieszał się, ale powiedział,

Że poradzi się Kolesia

I odpowie. Więc czekałam

Na reakcję Mego Grzesia.

 

Spodziewałem się, że będę

Upojona szczęściem płakać,

A On przedstawił Kolesia

Jako… swojego chłopaka!

 

Warunek

Spotykałem się dość dawno

Z bardzo zazdrosną dziewczyną

Dopóty, dopóki nagle

Nie skończyło się zadymą.

 

Ona wtedy miała ważny,

Pierwszy w semestrze egzamin.

Koniecznie chciała, żebym ja

Także z Nią był zdalnie na nim.

 

A ja tego samego dnia

Na pogrzebie być musiałem

Właśnie zmarła moja Babcia.

Którą ja bardzo kochałem.

 

Postawiła mi warunek:

Żebym wysłał do Niej moje

„Selfi” na tle trumny Babci,

A Ona wyśle mi… swoje.

Wtedy będzie miał pewność,

Że ja z inną się nie… szlajam.

 

Sorry Miła. Mam już pewność.

Z Tobą  nie będzie z nas para.

 

 

Koleś

Mam już dwadzieścia dwa lata

I nigdy jeszcze nie byłam

Na prawdziwej randce z chłopcem.

Kumpelce się poskarżyłam.

 

Ona wnet mnie umówiła

Na rendes vous, ale „w ciemno”.

Bardzo grzeczny, fajny Koleś

Tego dnia spotkał się ze mną.

 

Był bardzo urzekający,

Słodki i bardzo… zabawny.

Miał też falujące włosy

I oczy lśniące jak gwiazdy.

 

Miał też… całe cztery lata

I był… synkiem koleżanki.

Aż pięć godzin z Nim spędziłam

W charakterze „cioci -niańki”.

 

Przywara

Facet, z którym się umawiam,

Nie chce ze mną spędzać… nocy!

Myślałam, że chce  mnie sprawdzić,

Albo się po prostu droczy.

 

Od początku znajomości

Mówił, że mieszka samotnie

Niepewnie się uśmiechając,

Włoski mi gładząc zalotnie.

 

Byłam już gotowa na to,

By skonsumować z Nim miłość.

Dawałam znaki, sugestie,

Lecz… oskomy w Nim nie było.

 

Postanowiłam przycisnąć!

No i… to mi się udało.

Ględził o samodzielności,

A tu… z mamą się mieszkało!

 

Facet w „chrystusowym” wieku.

Skończył lat trzydzieści trzy!

Niesamodzielny, uległy

Jak jakiś nieletni „szczyl”!

 

Nie chciał, żeby matka jemu

Robiła wciąż awantury,

O to, że nie sypia w domu

I… inne podobne bzdury.

 

Od początku naszych spotkań

Nie mogłam go rozgryźć wcale.

Chyba jednak musi mieć

Jakąś solidną przywarę.

Koło „historii”

W czasach licealnych miałem

„Ciapowatego” kolegę.

Kochał się On w koleżance,

Która miała z Niego „zlewę”.

 

Ciągle z niego żartowała,

Był dla niej wręcz pośmiewiskiem.

Olewała Go publicznie,

Rzekłbym nawet… sadystycznie.

 

Wciąż dawała Mu nadzieję.

Nigdy „nie” nie powiedziała.

A On cieszył się jak dziecko,

Choć Go wykorzystywała.

 

Cała klasa miała ubaw,

Gdy Go poniżała wciąż.

On wszystko to dzielnie znosił

I w uczucie do niej grzązł.

 

W pamięć zapadła mi scenka,

Gdy zapytał Ją nieśmiało,

Czy może z Nią porozmawiać

Chociaż minutkę. Niecałą!

 

W taki sposób jej uwagę

Na siebie zwrócić się starał,

Ona sms-a pisząc

„Odszczeknęła” Mu… „spierdalaj”!

 

Popłakał się wtedy chłopak.

Roześmiała się „lalunia”.

Żeby dać sobie z Nią spokój

Chyba to wreszcie zrozumiał.

 

Długie lata po maturze

Klasę zebrać się udało.

Na koleżeńską „zbiórkę”

Większość z nas wtedy zjechało.

 

W wynajętej restauracji

Spotkanie przygotowane.

Stawili się prawie wszyscy.

Zabrakło tylko dwóch „panien”.

 

Wszyscy się jakoś zmienili:

Ci schudli, tamci utyli.

Nie wszystkich z nich rozpoznałem

Wśród zbyt wielu „dużych ciałek”.

 

Nie od razu Go poznałem.

Z nieśmiałego bardzo chłopca

Zmienił się w pewnego siebie

Pragmatyka – naukowca.

 

To inżynier z doktoratem.

Pracuje w firmie lotniczej.

Inteligentny. Z nim pogadasz

O wszystkim, w tym też o… Nietzchem.

 

Bardzo dobrze Mu się wiedzie.

Jest spełnionym inżynierem.

Ma rodzinę, dwójkę dzieci.

Miejsce zamieszkania – Mielec.

 

Koleżanka też przybyła.

Jest samotną matką. Mieszka

Od pół roku z gościem, który

Nie jest tatusiem Jej dziecka.

 

Nie pracuje, bo w zawodzie

Nie zdążyła się wyszkolić.

Całą swą  młodość spędziła

Pośród „karków” i „łysoli”.

 

Choć nadal jest atrakcyjna,

To widać było na twarzy

Zniszczenia po alkoholu,

Papierosach i… ecstazy.

 

Chociaż temu zaprzeczała,

Dziwne Jej zachowywanie

Świadczyło, że dla Niej normą

Jest „pigułek szczęścia” branie.

 

Gdy zobaczyła kolegę

I słysząc kim On jest teraz,

Usiadła  naprzeciw Niego

I wzrokiem jęła „rozbierać”.

 

Pamiętała, że On kiedyś

Wszystko byłby dla niej zrobił.

Chyba sobie pomyślała,

By na nowo Go „urobić”.

 

No i zaraz rozpoczęła

Zwykłe dla dziwek wybiegi.

Alkohol działał, a ona

Coraz bliżej Niego siedzi.

 

Co chwilę zagadywała

Prosząc Go, by się nie gniewał.

On, jak kiedyś ona jego,

Beznamiętnie ją… olewał.

 

Towarzystwo patrząc na to

Było bardzo zniesmaczone,

Pamiętając jak Go ona

Ośmieszała ciągle w szkole.

 

Padło nawet kilka słówek

Nazywając jej awatar[1]

Krótko, prosto, dosadnie:

„Dziwka”, „Ściera” oraz… „Szmata”!

 

Kilka razy próbowała.

Wciąż kulturalnie ją zbywał.

Wreszcie zołza odpuściła,

Gdy na taras ktoś Go wzywał.

 

Jeden z nas tam wcześniej wyszedł.

Stamtąd wołał nas kolega

Przeszliśmy grupą na balkon.

Po kwadransie… ona wbiega!

 

Stałem z Nim i jeszcze z trzema.

Gadaliśmy, paliliśmy.

Gdy ona do nas podeszła

Oczywiście… zamilkliśmy.

 

Zaczęła znowu coś gadać.

Słuchać nawet się nie starał

I puszczając kółko z dymka

„Odszczeknął” tylko… „spierdalaj”!

 

Ucieszyłem się ogromnie,

Bo ta chwila miła była.

I tak przy nas ta historia

Wielkie koło zatoczyła.

 

 

 

[1] Awatar – emblemat, obrazek, odpowiednik osoby

Bez Niego?

Zebrało nam się z Babunią

Na dosyć luźną rozmowę.

Nie myślałam, że o sobie

Tyle komukolwiek powiem.

 

Było o dzieciach, o pracy,

O zdrowiu i intymnościach,

O perspektywach na przyszłość

I o przeżytych zaszłościach.

 

Były konkrety, a potem

O szczegóły zapytała,

Czy oparcie w swoim mężu

Będę w przyszłości też miała.

 

Czy jest w stanie swej rodzinie

Zapewnić byt finansowy,

Bo sprawia wrażenie, że jest

Troszeczkę „dziwny jakowyś”.

 

Trochę zrażona odparłam,

Że to już nie  są  te czasy,

Bo sama nieźle zarabiam.

Mąż też  trochę daje kasy.

 

Babcia na to mi odrzekła,

Że rozumie i pochwala,

Lecz dlaczego w takim razie

Trzymam w domu „męski balast”?

 

Nie jest wybitnie przystojny

Ani zbyt inteligentny.

No i niewiele zarabia…

Facet nadzwyczaj… przeciętny!

 

Niezbyt zajmuje się dziećmi.

Czy czasami wobec tego,

Nie żyłoby mi się lepiej

Samej z dziećmi, lecz bez niego?

Pomagała…

Od kilku dni spostrzegam, że

Mimo pozornych normaliów

Wiele najcenniejszych rybek

Śnie w mym największym akwarium.

 

Hoduję rybki od dawna.

Mam kilka fajnych zbiorników.

W środowisku akwarystów

Jestem znany z mych wyników.

 

Nie zarabiam na mym hobby,

Wręcz przeciwnie – inwestuję.

To przygoda mego życia.

Od lat się tym pasjonuję.

 

Chciałem dociec przyczyn tego,

Że me rybki umierają.

Sprawdziłem filtry i grzałki

Czy przebić prądu nie mają.

 

Są sposoby na leczenie.

Jednym z nich jest solna kąpiel.

Musiałem ją zastosować:

Przez dwa dni się rybki „kąpie”.

 

Wszystko na nic. Rybki nadal

Umierają bez powodu.

Zupełnie nie mogłem pojąć,

Jaki tego mógł być powód.

 

Wreszcie zupełnym przypadkiem

Udało mi się wyjaśnić,

Jaka jest przyczyna moru.

Dzisiaj odkryłem to właśnie.

 

Od tygodnia goszczę w domu

Moją Mamę. Właśnie Ona

Przyjechała mnie odwiedzić

I zachowuje się jak… żona!

 

Nie chcąc być dla mnie „ciężarem”,

Żonie pomaga w czynnościach,

Byśmy Jej nie odczuwali

Jak uciążliwego gościa.

 

Pomagała przy sprzątaniu.

Myjąc przeszklony blat stołu

Spłukiwała brudną ścierkę

W akwarium, w moim pokoju!