Trudny początek

Poznałem fajną dziewczynę.

Ładna, zgrabna, no i mądra.

Zaprosiła mnie do domu.

I wtedy… klapa! Monodram!

 

Bo kiedy jechałem do niej,

To nagle się zagapiłem

I stojące na poboczu

Czyjeś auto uszkodziłem.

Pilno mi było do lubej,

Lecz jako człowiek rzetelny

Zatknąłem za wycieraczką

Numer komórki. Czytelny!

Jednocześnie jednym słowem

Przeprosiłem za ten kłopot

I wsiadłem do samochodu

Odjeżdżając z piskiem opon.

 

Przyjechałem do dziewczyny.

Siedziałem u niej z godzinę.

Nagle zjawił się jej ojciec

Klnąc jak… tu resztę pominę.

Był bardzo nabuzowany

I pomstował na wandali,

Którzy drzwiczki jego auta

Fatalnie zarysowali.

 

Po chwili się zreflektował,

Że jednak coś może pomóc.

Wyszedł i przyniósł mą kartkę

Z namiarem do telefonu.

Wybrał zapisany numer.

Chwila czekania niemiła.

Chyba wiecie, która zaraz

Komóreczka zadzwoniła?

Imbecyl w domu

Dziś się właśnie przekonałam,

Że mam imbecyla w domu.

Poszliśmy razem do miasta,

Liczyłam na jego pomoc.

Zabraliśmy synka w wózku.

Musiałam zrobić zakupy.

Uznałam, że bez „pojazdu”

Szybciej w sklepie wszystko kupię.

 

Mąż miał pilnować wózeczka

I czekać na mnie wraz z synkiem.

Wyszłam z zakupami, widzę,

Że sam stoi przed budynkiem.

Patrzy w dal, jak rolnik w pole

I bawi się telefonem!

 

Zapytałam go o dziecko,

A on zdziwiony nic nie wie,

Co się stało z wózkiem, z chłopcem.

Wzrusza ramieniem niepewien.

Spanikowana pobiegłam

Na parking szukać maluszka.

Ale nigdzie nie dostrzegłam

Najmniejszego śladu wózka.

 

Zadzwoniłam na policję,

Jednak zanim przyjechali,

Sprawdziłam u ochroniarzy,

Czy kamery coś nagrały.

To wyjaśniło, jak było:

Jakaś nieduża dziewczynka

Dosłownie sprzed nosa męża

Zabrała naszego synka.

On tego nie zauważył

Zapatrzony w swój telefon.

Daję głowę, że ten casus

Nie przytrafia się kobietom.

 

Kilka przecznic od marketu

Znaleziono nasze słonko.

Synek siedział na kocyku

Bawiąc się brudną grzechotką.

On sam był. Nikogo wokół.

Dziewczynkę, co go porwała,

Znaleziono chwilę później.

Tłumaczyła się, że chciała

Tylko pobawić się dzieckiem,

Takim prawdziwym, bo sama

Ma tylko dwie stare lalki

Bardzo brzydkie i w łachmanach.

 

Wystarczyło na nią spojrzeć,

Żeby się wnet zorientować,

Że jest bardzo zaniedbana

I w biednym domu się chowa.

W tej małej tylko widziałam

Porywaczkę mego synka.

Szarpałam ją nic nie bacząc,

Że to jest mała dziewczynka.

Policja mnie odciągnęła.

Wtedy się opamiętałam,

A ślubnego imbecyla

Już bez świadków poszarpałam.

Matka jest…

Moja matka, kiedy może,

Że złością mi wypomina,

Że jej porażki życiowe

To jedynie moja wina.

Nienawidzi mnie, bo jestem

„Owocem” młodzieńczej wpadki

Z nieznanym bliżej chłopakiem

Podczas jedynej ich randki.

 

Straciła przeze mnie wszystkie

Szanse na porządne życie.

Gdyby mogła, to tą ciążę

Usunęłaby gdzieś skrycie.

Ale nie zrobiła tego

Z tego względu, że jej mama

Obiecała, że nie będzie

Zostawiona z dzieckiem sama.

 

Rzeczywiście babcia z dziadkiem

Wychowali mnie bez matki,

Bo na mnie nie mogła patrzeć.

Na mój widok „miała drgawki”!

Choć Im się nie przelewało

Dali mi wszystko, co mogli.

Po mojej maturze jednak

Po kolei zaniemogli.

Zostałam sama jak palec.

Skończyłam studia, mam pracę.

Mam samochód dobrej marki,

A od roku nawet daczę.

 

Nagle znalazła się … matka.

Nigdy nie przypuszczałam, że

Ja, dwudziestopięciolatka,

Kiedykolwiek ją zobaczę!

Poza tym, że mnie rodziła,

Absolutnie nie wiedziała,

Co się działo przez te lata.

Przecież mogła, lecz nie chciała!

 

Teraz właśnie ta zakała

Bardzo przewrotnie uznała,

Że nie miałabym niczego,

Gdyby mnie nie urodziła.

I ona właśnie dlatego

Żąda ode mnie wypłaty

„Stypendium rodzicielskiego”.

To ma być zapłata za trud,

Który ona ponosiła,

Kiedy to przez długie lata

Samotną matką mi była.

…No i teraz to że żyję,

Ze złością mi wypomina…

O mowo polska…

Mieszkam i pracuję w Anglii.

Uwielbiam chodzić do sauny.

Bywam tam w swym towarzystwie

Wśród ludzi, jak ja, zwyczajnych.

 

Dzisiaj jednak byłam sama.

Nagle weszło trzech chłopaków.

Od razu mogłam stwierdzić, że

To grupka mych rodaków.

Nie wiem czemu, ale oni

Byli bardzo przekonani,

Że nikt ich nie rozumie, więc

Głośno po polsku gadali.

Lecą bluzgi, a ja siedzę

Prawie sparaliżowana.

 

Słucham młodych przecież głosów,

Lecz słowa, jak u furmana!

O ruchaniu i pettingu,

Goleniu jajek i „pachów”.

Kiedy mnie zauważyli,

Byłam naprawdę w przestrachu.

 

Nie wytrzymałam i wstałam.

Po polsku się pożegnałam./

Chłopakom „szczeny” opadły

I… „spierdalali jak diabły”!

Szczęściarz

Postaram się wam przedstawić

Karczucha Pospolitucha.

Ma ponad sto kilo wagi

Oraz imadło w paluchach.

Pije tylko złoty trunek

Czyli piwo, ale jasne!

Nosi dres tylko w „trzy paski”,

Bo te inne są za ciasne.

Kiedy go tylko usłyszysz,

Zaraz po głosie rozpoznasz.

Uciekaj wtedy daleko,

Żeby cię czasem nie okradł.

 

Ja miałem wątpliwe szczęście

Napotkać trzech na swojej drodze.

Chcieli komórkę i forsę.

W łeb mi dali ku przestrodze.

Dziś mogłem mówić o szczęściu,

Bo zostawiłem w mieszkaniu

Komóreczkę i portfelik.

Poddałem się przeszukaniu

I zamarłem z przerażenia.

W kieszeni miałem pierścionek.

Szedłem właśnie się oświadczyć.

Miał być mój szczęśliwy dzionek…

 

Każdy z resztą się domyśli,

Że mych oświadczyn nie było

Nie tylko z braku pierścionka.

Jej także mocno odbiło.

W dniu zaręczyn, gdy mnie bili

Ona mnie z innym zdradziła.

Ja wiłem się, ale z bólu.

Ona z rozkoszy się wiła…

Nie powtarzać

Piękny weekend. Ja w robocie.

Napisałam do miłego,

Że ubolewam i tęsknię,

Że nie mogę obok niego

Spędzić tego dnia pięknego.

 

Na mojego esemesa

Odpowiedział już po chwili,

Że wiele by oddał za to,

Żebyśmy dziś razem byli.

Mogłabym zapukać do drzwi.

On natychmiast by otworzył.

Cały weekend żylibyśmy

W „warunkach pełnej symbiozy”!

 

Chcąc być równie romantyczna

Odpisałam, że z pewnością

Bym stała pod jego drzwiami

Napakowana miłością.

 

Tylko nie zauważyłam,

Że gdy mu odpisywałam,

Popełniłam nieopacznie

Literówkę w słowie „stałam”.

 

Nie wypada, żebym tutaj

Jeszcze raz to powtórzyła.

Wystarczy, że ja już wtedy

Bardzo się tego wstydziłam.

Każdemu kiedyś się zdarza.

Ważne, żeby nie powtarzać!

Darmowy…

Dostałam na imieniny

Od mojej kuzynki prezent.

Jest to bon podarunkowy.

Ucieszył mnie bardzo szczerze,

Bowiem zamierzałam kupić

Kilka potrzebnych drobiazgów

I uzupełnić bieliznę

Niezbędną mi do wyjazdu.

 

Ten bon miał wartość stu złotych

Do wykupu w sklepie Triumph.

Nie bywam w tak drogich sklepach,

Bo to nie jest mój azymut!

Chociaż bon mi się nie przyda,

To chciałam odzyskać kasę.

Wstawiłam go na „Allegro”.

Liczyłam na zgłoszeń masę.

Było wielkie zamieszanie.

Zaraz wszystko wycofałam.

Internauci na mnie „wsiedli”,

Że ich okantować chciałam.

 

Tylko jeden wpis wyjaśnił,

Że bony dają za darmo.

Gdy kupisz coś za pięć stówek,

Wtedy premię możesz zgarnąć.

Ale ze szczęścia nie zgłupiej;

Ważny przy drugim zakupie!

Niefart

Miałam zdawać dziś egzamin

Praktyczny na prawo jazdy.

Bardzo się denerwowałam.

Stresuje się przecież każdy.

 

Wynikiem tego biegunka

I uciążliwy ból głowy,

No, a zakaz jazdy prowadzenia

Dodatkowo mnie już dobił.

 

Czy to z powodu biegunki

Nie wsiadłam do samochodu?

Nie o tapicerkę chodzi.

Nie miałam z sobą. .. dowodu!

Rola życia

Mój trzynastoletni synek

Trafił dzisiaj do szpitala,

Gdyż miał napad epilepsji.

Kolega w szatni go znalazł.

 

Przerwałem ważne spotkanie,

Które w firmie prowadziłem

I natychmiast na wezwanie

Wychowawcy popędziłem.

 

Po trzech godzinach czekania

W strachu na wyniki badań

Obserwuję, że nerwowość

W pracę lekarzy się wkrada.

Obawiam się najgorszego,

Bo brak najmniejszego znaku,

Który mógłby być wskazówką

Do rozpoznania ataku.

Trzeba rozszerzyć diagnozę,

Tak pan ordynator orzekł.

 

Młody, gdy tylko usłyszał,

Że zostanie na badaniach,

Nagle wyzdrowiał i wreszcie

Przyznał się do… udawania.

Powiedział, że nie był dobrze

Przygotowany do lekcji

I dlatego w szkolnej szatni

„Zagrał” atak epilepsji.

 

Najgorsze jest jednak to, że

Ten świrowaty matołek

Jest z siebie nadzwyczaj dumny,

Iż jest wspaniałym aktorem.

Piąte koło…

Jest w mej pracy koleżanka,

Którą chciałem bliżej poznać.

Bardzo miła i uprzejma;

W dodatku jeszcze… seksowna!

 

Dziś rano podeszła do mnie.

Powiedziała, że ma bilet

Wstępu na koncert. Gdy zechcę,

Możemy czas spędzić mile.

 

Nie mój typ muzyki, ale

Pomyślałem, że być może

Sytuacja się rozwinie.

Same plusy! Brak zagrożeń!

 

Tylko szkoda, że mi wtedy

Ani słowem nie wspomniała,

Że przyjdzie ze swym chłopakiem.

No, i jeszcze będzie chciała

Sto pięćdziesiąt zet za bilet.

To chyba starczy za powód,

Że czułem się tam potrzebny

Jak piąte koło u wozu!