Esteta od… kotleta

Pracuję w barze od dawna.

Jestem specem od sałatek,

Przyrządzam je i serwuję

Świeże, smaczne i… czubate.

 

Dziś jeden z nowych klientów

Przedstawił mi swe żądanie,

Żeby zupełnie ktoś inny

Przygotował jego danie.

Zapytałem więc uprzejmie,

Gdyż nie pojąłem zupełnie,

Dlaczego ten nieznajomy

Nie chce posiłku ode mnie.

 

A on spokojnie, na luzie

Wyjaśnił powód życzenia:

„Nie lubię, gdy brzydcy ludzie

Dotykają mi jedzenia”.

Nie tak miało być

Coraz częściej z ust mej lubej

Słyszę utyskiwania,

Że są mało romantyczne

Nasze randki i spotkania.

By ratować sytuację

Długo się nie zastanawiam.

Zrobiłem Jej niespodziankę

Zabierając do Wrocławia.

Tam na „moście zakochanych”

Z plecaka wyjąłem  kłódkę,

Na której wymalowałem

Z dwóch naszych imion obwódkę.

W chwili, w której ją wyjąłem,

Żeby przypiąć do poręczy,

To Ona się rozpłakała.

Byłem Jej cholernie wdzięczny

Za tą oznakę wzruszenia.

Objąłem mocno za ramię

Szczęśliwy, że od tej chwili

Nic nam na drodze nie stanie.

Lecz nagle przestała płakać

I cicho mi powiedziała,

Że sobie uświadomiła,

Iż nigdy mnie nie… kochała.

Gdybyśmy

Kilka razy w roku robię

Gruntowne sprzątanie mieszkania.

Dzisiaj także to zrobiłam,

Z wysiłku na nogach się słaniam.

 

Mąż w tym czasie jest zajęty

Pilną grą na komputerze.

Nie dla niego trud sprzątania.

On w tym udziału nie bierze!

 

Przysiadłam na skraju sofy

I jak wiele razy wcześniej

Powtarzam stary leitmotiv:

Jak pięknie by mogło być,

Gdybyśmy sprzątaczkę mieli.

Wtedy odpoczywałabym

Od niedzieli do niedzieli.

 

Dotychczas nie reagował

Na tego typu sugestie,

Lecz dzisiaj niespodziewanie

Usłyszałam taką kwestię:

„Wszystkim mogę tego życzyć.

Zawsze o swą wygodę dbam.

To jest dobre rozwiązanie.

Bardzo polecam. Ja już mam”!

Przedobrzył

Zostałem zaproszony

Do firmy, gdzie już czekał

Na mnie i innych chętnych

Ewentualny etat.

W trakcie rozmowy o pracę

Byłem  bardzo rozluźniony.

Zrobiłem dobre wrażenie,

Chyba będę zatrudniony!

Takie miałem przeświadczenie,

Gdyż z prowadzącym rozmowę

Świetnie się rozumieliśmy.

W pracy też go nie zawiodę.

 

Po godzinie mam  telefon.

Oddzwonił interlokutor

Z informacją, jakie wnioski

Z rozmowy wstępnej wysnuto.

To, co uznałem za sukces

I tak byłem z tego dumny,

Okazało się wkrótce

Zwykłym „gwoździem do trumny”.

Nie dostałem tej pracy, bo

Właśnie pracowałbym z panem

Z którym wcześniej rozmawiałem.

Byłaby uzasadniona  możliwość,

Że byśmy dużo gadali,

A zbyt mało… pracowali.

Facet wieczorową porą

Późnym wieczorem wracałem

Z ciężką torbą z zakupami.

Chciałem sobie skrócić drogę

Więc poszedłem zaułkami.

Okolica nieciekawa,

Nieczęsto spotkasz człowieka.

Nie sądziłem, żeby mogło

Coś złego tam na mnie czekać.

 

Nagle słyszę wrzask kobiety,

Że ja jej torbę ukradłem.

Natychmiast przez dwóch osiłków

Powalony w błoto wpadłem.

Torbę wyrwali mi z ręki

I oddali „pokrzywdzonej”.

Nim się z ziemi pozbierałem,

„Okradziona” i „wybawcy”

Uciekli… w tę samą stronę!

 

Tylko słomy brak…

Umówiła mnie kumpelka

Na randkę w ciemno, na wtorek.

Wychwalała, że kandydat

Jest  jest bardzo dobrym wyborem,

Bo jest miły, koleżeński.

I był! Cały „ad valorem”!

Rzeczywiście sympatyczny,

Przystojny, wysportowany.

Ja też od ruchu nie stronię,

Więc temat rozmowy mamy.

Sport, siłownia, rzuty, skoki –

Dla nas mają swe uroki.

On dla żartu proponuje,

Że się ze mną pomocuje.

Rozegramy pojedynek

W siłowaniu się na ręce.

I to zaraz przy stoliku

Gdzie siedzimy. W kawiarence!

Przyjęłam jego wyzwanie.

A że bardzo się starałam,

To całkiem niespodziewanie

Ten „pojedynek” wygrałam!

Myślałam, że dał mi wygrać

Ten z klasą i fantazją gość.

Jednak grymas jego twarzy

Wyrażał zdumienie i złość.

Nagle bez słowa się zerwał.

Chyba strzelił do mnie focha.

Wybiegł szybko na ulicę.

Facet z miasta, ale… wiocha!

Nie sz(m)ata…

To miał być dzień wyjątkowy.

Poznałam mamę chłopaka.

Gdy chciałam jej podać rękę,

Wybuchnęła wielka draka.

Zamiast gestu  powitania,

Ona nie podając dłoni,

Popatrzyła na mnie z góry

Z uśmiechem  pełnym ironii.

 

Przez dłuższą chwilę mierzyła

Mnie od głowy, aż do butów

Szukając z całą pewnością

Jakichś konkretnych zarzutów.

Gdy wreszcie się odezwała,

To głosem dezaprobaty

Wysyczała mi do ucha:

„Nie podaję ręki takim,

Które nie mają gustu i

Ubierają się jak szmaty.”

 

Więcej się z nią nie spotkałam.

Z chłopakiem także zerwałam,

Bo się wkrótce okazało –

Taki syn, jak jego mama.

Nie szata zdobi człowieka,

Ale go też nie zohydza.

Ocena według wyglądu

To pochopna ekspertyza.

Nie wygląd, ale charakter

O człowieczeństwie stanowi.

Nawet  wyzywający strój

Z dziewczyny dziwki nie robi!

Chciałoby się stwierdzić na to:

„Szmaciany” ubiór dziewczyny

Nie oznacza, że jest szmatą.

Kto tak mówić się ośmiela

Bez należytej przyczyny,

Ma mentalność gwałciciela!

Przypadkowo

Miałem dziś wypadek w pracy.

Skutkiem – mej nogi niedowład.

Koleżanka z pracy Paula

Do szpitala mnie odwiozła.

Na miejscu było jej auto.

Zupełnie nie mogłem  chodzić.

Zaproponowała pomoc.

Jakże mogłem się nie zgodzić?

Gdy lekarze mnie badali,

Mimo, że bardzo cierpiałem,

SMS-a o zdarzeniu

Do narzeczonej wysłałem.

Chciałem, by się dowiedziała,

I szybciutko przyjechała.

Wtedy mój stres będzie mniejszy,

A ja przy niej spokojniejszy.

Odpowiedź przyszła natychmiast

Pisana w stylu grypsery:

Niech ciebie pociesza Paula!

Idź z nią do jasnej cholery!

Zjawa

Mijał długi rok, od kiedy

Nikt mnie o randkę nie prosił.

Wreszcie zadzwonił telefon,

W nim jakiś facet się zgłosił.

Bez żadnych wstępów, po prostu

Zaproponował spotkanie.

Zgodziłam się bez warunków,

Przecież nic nie miałam w planie.

 

Do dzisiaj dobrze pamiętam

Jego głos, gdy proponował

Romantyczną kolacyjkę

W restauracji nieopodal.

Nie wierzyłam własnym uszom.

Byłam już cała w skowronkach,

Kiedy on zwrócił się do mnie

Obcym imieniem – Iwonka.

Długo stałam jak słup soli

Z głuchą słuchawką przy uchu.

On już nigdy nie zadzwonił.

Myślę o nim jak o… duchu.

I gdzie tu sens?

Mam do kumpla zaufanie.

On także wszystko mi mówi.

Gdy poderwie jakąś panią,

Zawsze się przede mną chlubi.

Jak skakał z kwiatka na kwiatek,

Nawet mu kibicowałem.

Gdy się chwalił podbojami,

Zwycięstw mu gratulowałem.

Jednak passa się skończyła.

Chodził smutny, osowiały.

Gdzie podziały się hormony,

Co w nim dotąd buzowały?

Jednej pani nie mógł zdobyć

I tym dręczył się okropnie.

Ciągle w pracy do mnie gadał,

Że przed niczym się nie cofnie,

Gdyż zalazła mu za skórę

Ta pełna klasy kobieta.

Mówił, że ona dla niego

Jest jak George Sand dla Musset’a.

Zakochał się w niej jak sztubak,

Choć mogłaby mu być matką.

Ale na jej wiek nie zważał.

Dla niego była dzierlatką!

Dzisiaj rano mi powiedział,

Że ONA, to żona szefa.

Nareszcie zdobył jej względy,

Zakończył już się ten niefart.

Zaniemówiłem z wrażenia

Patrząc na uśmiech „mołojca”.

Już nie będziemy pracować

Razem dla… mojego ojca.