Po co babuni wnuczek?

Miałam kłopot z Internetem.

Ciągle w nim coś szwankowało.

Albo głos był niewyraźny

Bądź też obrazem „kiwało”.

Wykręciłam infolinię,

Ale konsultant nie pojął

O co mi właściwie chodzi,

Lecz obiecał że… „dostroją”.

 

Gdy pół godziny minęło,

A nic się nie poprawiło,

Zadzwoniłam z pretensjami,

Że nadal Sieci nie było.

 

Wyjaśnił mi, że usterka

Musi być w mym komputerze.

Mocny jest sygnał „wejścia”, więc

Modem sygnału nie bierze.

 

Tłumaczył mi co mam zrobić,

Żeby przetestować łącze,

Czy nie gubią się „pakiety”,

Bo to może być najgorsze.

 

Wykonywałam co kazał.

Ale wciąż się denerwował!

Gdy coś znów zrobiłam nie tak,

To kazał robić od nowa.

 

Po kwadransie ciągłych starań

Pozostających „bez echa”

Zapytał, czy nie ma w domu

Jakiegokolwiek… faceta!

 

Wkurzył mnie jego szowinizm,

A więc wetknęłam słuchawkę

Ośmioletniemu wnuczkowi,

Który właśnie „wpadł” do babki.

 

Po niecałych trzech minutach

Internet działał „jak złoto”.

Teraz wiem po co są wnuki:

Bo Wnuki są właśnie po to!

 

Rezerwacja

Umówiłem się na randkę

W mojej ulubionej knajpie

Z laską poznaną one-line

Na niemodnym już dziś Skype.

 

Mieliśmy się spotkać wcześniej

Na skwerze opodal knajpy,

A potem razem, jak para

Pójść na umówione „party”.

 

Wymieniliśmy swe foty,

Byśmy się mogli odnaleźć.

Czekałem na nią dość długo

Siedząc samotnie jak palec.

 

Mija godzina, nie przyszła

Nie wiedzieć czemu „ma miła”.

Uznałem więc, że celowo

Na skwerku mnie wystawiła.

 

Pomyślałem, że skoro mam

Zamówioną rezerwację,

To jednak ją wykorzystam

I sam zjem fajną kolację.

 

Gdy już przeglądałem „menu”,

Zauważyłem, że właśnie

Do knajpki przyszła „ta moja”

Chyba także na kolację.

 

Nie była sama, gdyż za nią

Wszedł też nieznany mi koleś.

Na pierwszy rzut oka widać

W nim zwykłą, męską pierdołę.

 

Liczyła widocznie na to,

Że ja będę załamany

Tym, że nie przyszła na randkę

I w kąciku… liżę rany.

 

Skorzystała więc okazji,

By użyć mej rezerwacji

I z innym nowym kolesiem

Ugościć się na kolacji.

 

Niebywale się  zdziwiła,

Że ja przy stoliku siedzę.

Zaniemówił też „pierdoła”.

Nie wiedział, co ma powiedzieć.

 

Knajpa była wypełniona.

Że nie miała rezerwacji,

To ku mojej satysfakcji

Nie zjadła z nikim… kolacji!

 

 

 

Ale kino!

Do tej pory wszystkie filmy

Tylko w kinie oglądałam,

Ale teraz coraz częściej

Z chamstwem do czynienia miałam.

 

Tych prawdziwych kinomanów.

Coraz trudniej można spotkać.

Niedługo będzie to rzadkość

Jak wygrana w Totolotka!

Bo najczęściej na seanse

Przychodzą… popcornu głodni.

Gryzą go i komentują.

Siadałam daleko od nich.

Ale teraz jest ich tylu,

Że trudno mi znaleźć miejsce,

Gdzie odgłosy tych zachowań

Będą możliwie najmniejsze.

Zdecydowaliśmy z mężem,

Że z kina zrezygnujemy.

I projektor, by mieć kino,

Do domu sobie fundniemy.

 

Zakup był wręcz wyśmienity.

W czasie projekcji jest spokój.

Kawka, ciacho, duży obraz…

Sala kinowa – nasz pokój!!!

W oknach salonu roletki.

Komfort ma być tak jak w kinie.

Nawet najmniejszy szczególik

Sprzed oczu widza nie zginie.

 

Przez jakiś czas mój małżonek

Z cichym zamiarem się „nosił”,

I wreszcie na wspólny seans

Swoich rodziców zaprosił.

Przygotował na ten wieczór

Western, romans i kryminał,

Lecz teściowej nie pasował

Potrójny wybór Jej Syna.

Uparła się, że to ma być

Horror – tylko i wyłącznie…

Nikt nie chciał kłótni. Mieliśmy.

Może wreszcie coś Nią wstrząśnie?

 

W pewnej chwili była scena,

W której całkowicie, z nagła,

Nieoczekiwanie, naraz

W salonie ciemność zapadła.

Nawet kot, który wraz z nami

Uczestniczył w tym seansie,

Przestraszył się tej ciemnicy

I, jak byłby w jakimś transie,

Skoczył prosto na… teściową!

Tak ona się przestraszyła,

Że zarwała ciężki fotel,

Bo sama też tęga była.

 

Nie byłaby jednak sobą,

Gdyby mnie nie oskarżyła,

Że ja uknułam ten spisek

Jak po maśle…

Z mężem prowadzimy w domu

Małą firmę projektową.

Do opieki nad potomstwem

Zatrudniam siłę fachową.

 

W zeszłym tygodniu musiałam

Przez około pół godziny

Konferować na Facebooku,

Więc nie miałam wolnej chwili.

 

Dzieciaki mi przeszkadzały,

Gdyż niania poszła do domu.

Musiałam „zagonić” męża,

By przy maluchach mi pomógł.

 

Berbecie trochę zgłodniały,

Więc chciał im zrobić kanapki.

Ale, że nie było masła,

Więc wyjął je z zamrażarki.

 

Twardego masełka nie ruszył

Nawet najostrzejszy kozik,

Więc wsadził do piekarnika,

Żeby choć troszkę rozmrozić…

 

Zapomniał o nim zupełnie.

Gdy już skończyłam rozmowę

Poczułam zapachy z kuchni.

Weszłam i chwytam za głowę.

 

Nim stwierdziłam, co tak śmierdzi

Płomień buchnął z piekarnika.

Nie przytoczę swej reakcji.

Wolę te słowa… wypikać.

 

Maksyma

Kilka lat temu mąż dostał

Od firmy auto służbowe.

Wcześnie jeździł nim dyrektor.

Ponieważ otrzymał nowe,

To dotychczas używane

Przekazał memu mężowi,

Czyli swojemu zastępcy –

Głównemu Inżynierowi.

 

Auto bez żadnej… obsady.

Jak inni użytkownicy

Będąc swym własnym kierowcą

Na siebie tylko mógł liczyć.

 

Mógł też, po koszcie paliwa,

Wóz prywatnie użytkować.

Zabrał nas więc na wakacje.

Wyprawa była… bombowa!

 

Dzieciaki były szczęśliwe

Zachwycone pięknym wozem,

A mój mąż  jako kierowca

Sprawdzał się też nie najgorzej.

 

W drodze powrotnej byliśmy

W odwiedzinach u rodziny.

Wpadliśmy tylko na chwilkę.

Przy kawce z ciastem siedzimy.

 

Moje i siostry dzieciaki

Przy oknie bawią się w ciszy.

Nagle… nasz synek z zachwytem,

Do męża piskliwie krzyczy:

 

„Tato! Auto jedzie samo”, –

A głos ma aż nadto dźwięczny,

– Już nieomal jest pod bramą

Klucz do kłódki jest… konieczny”!

 

„Jedzie samo, jedzie samo”

To prawda wtedy jedynie,

Gdy cymbał taki jak ja

Zapomni o starej maksymie:

 

„Pamiętaj o tym, by zawsze,

I jest to wymóg konieczny,

Na okres postoju auta

Zaciągać hamulec ręczny”!

 

Bibka

Zostawiliśmy na weekend

Swego synka – nastolatka

W domu „na gospodarce”, gdyż

Pojechaliśmy do dziadka.

 

Chłopak jest strasznym odludkiem,

Więc nawet mnie ucieszyło,

Gdy po powrocie stwierdziłem,

Że w mieszkaniu „hucznie” było.

 

Widać ślady po imprezie.

Biały proszek na podłodze

Rozsypany w kilku miejscach

Zaniepokoił mnie srodze.

 

Czyżby młodzież w naszym domu

Zażywała narkotyki?

I synek też już zaczął brać

Głupio, po szczeniacku, przy kimś?

 

Mam kamerki w całym domu

Zainstalowane po tym,

Jak nas kiedyś okradziono

Na wiele tysięcy złotych.

 

Zobaczyłem prawdę całą,

Co w naszym domu się działo.

Nawet, co jest dosyć dziwne,

Bardzo dobrze się nagrało.

 

W wieczór przed naszym powrotem

Chłopak skrzętnie pozorował

Bałaganik po „imprezie”,

Jakby z kumplami… balował.

 

A podejrzana substancja

W kilku miejscach umieszczona

To buchnięta mamie z kuchni…

Zwykła soda oczyszczona.

 

 

 

Pech

W firmie przed kilku laty

Pracowała ze mną pani,

Która wierzyła głęboko

W działanie wszelakiej… magii.

 

Ufała też zabobonom,

Złym urokom, klątwom, wróżbom

Jak rozsiana sól, czarny kot,

A nawet  stłuczone lustro!

 

Ja nie wierzę w takie rzeczy,

Ale babka była ładna,

Więc mi to nie przeszkadzało.

Dla mnie była wręcz zabawna.

 

Gdy któregoś dnia „pechowo”

Zepsuł się jej samochodzik,

Przyszła spóźniona się do pracy;

Chyba nawet kilka godzin!

 

Pracowaliśmy dość długo.

Późna pora nadciągała.

Był już wieczór, deszczyk padał,

Ona ciemności się bała.

 

Ja jeżdżę autem firmowym,

Więc szef  widząc strach w jej oczach

Zgodził się, żebym do domu

Odwiózł  „biednego wypłosza”.

 

Podczas jazdy nieustannie

Gadała mi o kamieniach

Mających taką właściwość,

By… chorych na zdrowych zmieniać.

 

Ględziła tak do chwili, gdy

Czarny kot przez jezdnię przebiegł,

A ja „zahaczyłem” auto.

Jak się stało? Tego nie wiem!

 

Bo słuchając jej ględzenia,

Chyba na prawo odbiłem.

Nie mogłem sobie wybaczyć,

Że tak duży błąd zrobiłem.

 

Fiacik parkował na skraju

Wąskiej, dość ciemnej uliczki.

Szkoda nie była zbyt duża;

Przytarłem mu lewe drzwiczki.

 

Ale po zastanowieniu

Uznałem za niemożliwe,

Bym ja szarpnął kierownicą,

Bo byłoby to… zdradliwe.

 

Przecież wtedy wpadłbym w poślizg,

I nie panował nad wozem,

Wyleciałbym z toru jazdy

Szczególnie przy „mokrej porze”.

 

Ona szarpiąc kierownicą

Chciała uratować kota.

Czyli nie kot jest winien,

Ale tylko jej głupota!

 

Policję przekonywała,

Że to wszystko wina… kota,

Bo on sprowadza nieszczęścia.

To cud, że jest kilka otarć!

 

Powinniśmy się też cieszyć,

-Że żadne z nas nie jest… w częściach.

-Że żyjemy i że auto

Jest nieznacznie uszkodzone

Tylko dlatego, że jeszcze

Nie przyszedł na nas… „ten moment”!

 

Dla Policji ja jedynie

Tej kolizji byłem winny.

Ja odpowiadam przed prawem,

Wyłącznie ja i nikt inny.

 

Dla nich było bez znaczenia,

Że ta kobieta akurat

Szarpnęła za kierownicę,

Bym nie potrącił kocura.

 

To uratowało kota.

Nie zdołałem go przejechać,

Ale mogło sugerować,

Że to kot przyniósł mi pecha!!!

 

To nieprawda. Tu wyłuszczę

Moje przekonanie o tym:

Pecha sprowadzają ludzie

Wierzący w takie głupoty.

W tym przypadku miałem niefart ,

Ja to wiem i wszyscy wiecie…

Nie przez niegroźnego kota,

Lecz „dzięki” głupiej kobiecie.

 

 

Odwyk?

Nasza córcia, ośmiolatka

Całą niedzielę siedziała

Gapiąc się na złotą rybkę,

Którą właśnie otrzymała.

 

To prezent na urodziny

Od przyjaciółki serdecznej.

Obie kochają Syrenkę

I Jej klimaty bajeczne.

 

Córcia chciała dostrzec moment,

W którym rybeczka wypłynie,

By w „płucka nabrać  powietrza”

I to musi zrobić przy Niej!

 

Ja już po kilku minutach

Chciałam córci wytłumaczyć,

Że to nigdy się nie stanie

I tego nikt nie zobaczy.

 

Ale mój mąż mnie przekonał,

By przy słoiku siedziała

I na rybkę, a nie w ekran

Swojej komórki zerkała.

Nieśmiertelna

W przedszkolu mojego synka

Dzieci nie tylko się bawią.

Mają także pogadanki

Poświęcone ważnym sprawom.

 

Wczoraj synek się pochwalił,

Że wie o „zdrowym jedzonku”

Coś, co jest najważniejsze

Dla całej rodzinki w domku.

 

Dowiedział się właśnie o tym,

Że

im mam tłuszczyku więcej,

To jest dla mnie, no i innych –

Nawet starych – coraz lepsze.

Bo „ludź” im więcej ma tłuszczu,

Dłużej bez jedzenia żyje,

A potem, gdy ma już co jeść,

To znowu sobie przytyje.”

 

Pech zechciał, że właśnie dzisiaj

Teściowa ma urodziny.

Nasz synek to jest  dla Niej

Największy „Skarbuś” babciny.

 

Odśpiewaliśmy Jej „Sto lat”.

Wnuczek zawołał, że … „Mało,

Bo Babcia jest nieśmiertelna”…

Zanim Teściową zatkało,

Mały dorzucił te słowa:

„…i w dodatku taka tłusta,

 Że jej wystarczy tłuszczyku

Na buzi, brzuszku i nóżkach”.!

 

 

Zakupy

Byłam z mężem na zakupach.

Rozdzieliliśmy się po to,

Bym miała czas na „drogerię”,

On na „żarcie” i… alkohol.

 

Przed wieczorem miało do nas

Wpaść kilka znajomych osób.

Inaczej zdążyć przed gośćmi

Byłoby dla nas nie sposób.

 

Choć się bardzo uwijałam,

Mąż spieszniej zakupy zrobił

I do powrotu do domu

Wcześniej niż ja był gotowy.

 

Czekał już na mnie przy kasach.

Spojrzałam, a obok Niego

Na wózku masa zakupów,

Ale niczego… zdrowego.

 

To napakowana chemią

Cała masa czipsów, pianek

I innych niezdrowych „syfów”

W ilości niespotykanej.

 

Zdziwiona i zaskoczona

Wykrzyknęłam: „Czyś oszalał!

Nie stój jak słup, tylko zaraz

Wszystko mi z wózka wywalaj”!

 

On stał, tylko głupkowato

Uśmiechał się niezmieszany.

To mnie jeszcze nakręcało,

Bo inni także się… śmiali!

 

Mą akcję przerwała w końcu

Kobieta bardzo otyła,

Która, jak się okazało,

Właścicielką wózka była.

 

Koszyk z zakupami męża

Stał na taśmie przenośnika.

Zasłonięty przez tę panią

Po prostu z widoku… znikał.