Zapoznanie

Poznałam Jego rodziców!

Pierwszy raz byłam proszona

Na obiad do przyszłych teściów

Jako Jego narzeczona.

 

Mama dała mi się poznać

Otwartą i miłą osobą.

Przywitała mnie słowami:

„Chciałam się zapoznać z Tobą,

Bo On wciąż o Tobie gada

Monika to, Monia tamto…

Wyśpiewuje Twoje imię

Jak, nie przymierzając, kantor”!

 

To byłoby bardzo miłe

I mogłoby mnie podjarać,

Gdyby nie mały drobiażdżek:

Ja na imię mam… Dagmara.

Imię

Pracuję w kawiarni, w której

Dość fajny zwyczaj panuje

Pytania gościa o imię,

A potem je zapisuje

Na kubku z podaną kawą.

To pytanie wielu zbywa,

A gdy ponawiam swą prośbę

Często mruczą: „Mała, spływaj”…

 

Czasami nawet się zdarzy,

Że robią zdumioną minę

I odpowiadają cicho,

Że… mają już swą dziewczynę.

 

Te komiczne sytuacje

Mnie się zdarzają najczęściej,

A koleżankom dość rzadko.

Czy to pech, czy aż nieszczęście?

 

Chciałam spytać kumpla z pracy,

Czy wyglądam jego zdaniem,

Aż na taką desperatkę

Pośród niezamężnych panien.

 

Zagaiłam Go, czy mogę

Prywatnie zapytać o coś.

Nim zdążyłam  coś powiedzieć,

On z uśmiechem i uroczo

Powiedział jak stary Satyr:

„Wybacz, jestem już żonaty”.

Szansa

Krewni na urlop jechali

Nowo zakupionym autem.

Wózek fajny, mało pali

Lakier ekstra, autko… kształtne

I do tego nie za drogie.

Zachwyceni są zakupem.

Takiej szansy by zaniechał

Chyba… nadzwyczajny głupek!

 

Zbywca chwalił, że wystarczy

Napełnić bak i pojechać

Nawet w podróż zagraniczną;

Cały świat Im się uśmiechał.

 

Uwierzyli. Nie sprawdzili

Nawet podstawowych rzeczy.

Pojechali, a znajomy

Zapomniał się… ubezpieczyć!

Sto kilometrów od Rzymu,

Auto im się „rozkraczyło”.

Z kasą krucho, upał srogi,

A miało im być tak miło…

Przez masło…

Mojej żonie się przyśniło,

Że zatłukła mnie pięściami,

Bo zjadłam  ostatni kąsek

Masła, tego z orzechami!

 

Kocha… masło orzechowe,

A sen był realistyczny,

Bo pięściami mnie waliła

W sposób iście pedantyczny.

 

Obudziłem się, a ona

Walić mnie nie przestawała.

Kiedy się wreszcie zbudziła

To się strasznie… załamała,

Bo obudziła bliźniaki.

Odtąd boją się mamuni,

Gdyż nie mogą tego pojąć,

Skąd jest tyle złości u niej.

 

Jak czteroletni człowieczek

Ma zrozumieć to, dlaczego

Mama pobiła tatusia;

I co ma… masło do tego!

„Na policjanta”

Ktoś mi dziś ukradł aktówkę,

Wszystko co cenne w niej miałem.

Że tak szybko się odnajdzie,

Nawet się nie spodziewałem.

 

Dzwonił do mnie ktoś z Policji,

Że odnaleziono zgubę.

Umyśliłem, że w nagrodę

Dam znaleźne – kilka stówek.

 

Pojechałem na Komendę

Aż na drugi koniec miasta,

Lecz dla dyżurnego wcale

Sprawa ta nie była jasna.

 

Przeglądnął wszystkie raporty.

Pół godziny tak się trudził,

Ale nikt dzisiaj nie odniósł

Żadnej znalezionej zguby.

 

Nikt także do mnie nie dzwonił.

Rozmowy są nagrywane.

W przesłuchanych taśmach nagrań

Też nie było żadnych wzmianek.

 

Kiedy wróciłem do domu

Zastałem nieład w mieszkaniu,

Nic nie jest na swoim miejscu

Po dokładnym splądrowaniu.

 

Okradziono mnie ponownie

Sposobem „na policjanta”.

Nie da się nie zauważyć,

Że wyszedłem na… palanta.

 

 

Udało się?

Siostra jest samotną mamą.

W sytuacji awaryjnej

Zapytała, czy w ten wieczór

Pieczę nad jej córcią przyjmę.

 

Sytuacja dosyć ciężka,

Bo dzisiaj Malutka musi

Po raz  pierwszy w krótkim życiu

Zasnąć bez swojej  mamusi.

 

Przybiegłam. Nie było łatwo.

Cztery godziny czytania,

Opowiadania, karmienia,

Śpiewania i przytulania.

 

To z mojej strony, a z drugiej

Wołania mamy, płakania.

W końcu zmęczona usnęła.

Wyjść z sypialni miałam zamiar.

 

Nagle sygnał telefonu

Jak grzmot w nocną ciszę trzasnął.

To moja siostra pytała:

„Małej udało się zasnąć”?

Awaria

W naszym biurze była kiedyś

Awaria klimatyzacji.

Było potwornie gorąco,

Ale były także… blaski.

 

Bo szefowa pozwoliła

Na lekkie, luźne ubrania.

Zaszalały nasze panie,

Ich wygląd mężczyzn… omamiał.

 

Założyły prawie wszystkie,

I mężatki i panienki,

Skąpą bieliznę, a na nią

Półprzezroczyste sukienki!

 

Chyba pogadam z serwisem,

By nauczył mnie sposobu,

Jak mam „zepsuć” naszą „klimę”

By awarię „zrobić” znowu.

Wyzwanie

Udało mi się niedawno

Znaleźć niewielkie mieszkanie.

Wynajęłam je natychmiast.

Mało płacę za wynajem.

 

Cieszyłam się, bo to lokum

Jest w dość spokojnej dzielnicy.

Po pracy mogę odpocząć

W spokoju, na luzie, w ciszy.

 

Niestety, jeszcze nie znałam

Mojej sąsiadki przez ścianę.

Niebawem się przekonałam,

Że to jest „brylant” wśród chamek!

 

W zeszłym tygodniu od rana

Byłam w niezwykłym humorze.

Wyszłam na balkon odetchnąć

I umyć zęby „na dworze”.

 

Nagle z sąsiedniego okna

Usłyszałam wrzask tyrady,

Że w niedzielę i to z rana

Nie wolno wykaszać trawy!

 

Dłuższą chwilę mi zajęło

Zrozumienie sytuacji.

Na trawniku całkiem pusto,

Więc do kogo takie wrzaski?

 

Nagle pojęłam, że ona

Krzyczy na mnie, bo przeszkadza

Jej bzyczenie mej szczoteczki,

A ona ciszy wymaga.

 

Teraz wiem dlaczego cena

Za wynajem taka niska.

Nikt tu długo nie pomieszka,

Gdy ciągle słyszy wyzwiska.

Ciotunie

Gaworzę sobie z ciotkami.

To Ania i Katarzyna.

Są starsze od mojej mamy,

Lecz każda nieźle się trzyma.

 

Rozmawiamy sobie w kuchni.

Tematem – związki rodzinne

Mych kuzynek i kuzynów…

Z początku było niewinnie.

 

Ciotka Ania, z racji wieku

I licznej progenitury

Rozpoczęła cały dyskurs

Traktując nas „troszkę z góry”:

 

„ Moje obydwie córeczki

Mają gust, i to wspaniały.

Swoich idealnych mężów,

Bardzo długo wybierały.

Są przystojni, bardzo grzeczni,

Uprzejmi i oczytani.

Tak w ogóle złego słowa

Nie mogę powiedzieć na nich”.

 

Tyle „laurki” dla zięciów.

Teraz będzie cała prawda

O synusiach. Jest ich czterech:

„Każdy z nich się źle ochajtał[1].

Nie mogli już wybrać gorzej.

Nie wiem, czy ja to przeżyję.

Wszystkie cztery to gadziny,

To po prostu podłe żmije”!

 

Wtedy druga ciocia – Kasia,

Która miała wredny humor

Skomentowała: „Ty Aniu

Tylko się zbytnio nie unoś,

Bo widać, że cała czwórka

To synki twojego męża,

Lecz gusty mają po Tobie

I dlatego wszystko… pełza”.

 

[1] Ochajtać – poślubić, zawrzeć małżeństwo

Sprawdzian

Kolega z klasy chorował

Przez trzy tygodnie z okładem,

Więc był ze wszystkim do tyłu,

A tylko miesiąc do świadectw.

 

W czasie swej nieobecności

Nie pisał żadnych kartkówek.

A więc nie miał żadnych stopni.

Wystawiono go na próbę:

Bo zamiast kilku sprawdzianów,

Których nie pisał w chorobie,

Będzie przepytany ustnie –

Stać go na dobrą odpowiedź.

 

Powiedziałam Mu, że jeśli

Czegoś tam nie będzie wiedział,

Niech improwizuje na głos.

To ma być dobra strategia!

 

Lecz biedak się zestresował,

Bo presja była olbrzymia.

Zaniemówił przy pytaniu

O  rozrywki dawnych Rzymian.

A wymienić ich miał trzy.

Już po „Colosseum” umilkł.

Skończyły mu się pomysły.

Nagle wykrzyknął radośnie:

„To łaźnia i dom publiczny”!

 

Klasa mocno się starała,

Żeby powagę zachować.

Nauczycielkę dobiło,

Gdy usłyszała te słowa.

 

Mruknęła, może zbyt głośno,

Po siedmiu godzinach lekcji,

Że w tym momencie nawet tam

Mogłaby być bez obiekcji,

Byleby tylko nie z nami –

Nieznośnymi urwisami!