Stażysta

Zaraz po szkole technicznej

Postarałem się o pracę.

Przyjęty zostałem na staż.

Nie dało rady inaczej.

 

Już pierwszego dnia przypadkiem

Usłyszałem, jak kierownik

Kłóci się z kimś mi nie znanym;

Z pewnością był to pracownik.

 

Ten ostatni wnet się wkurzył.

Wcisnął mu w dłoń jakiś świstek

Krzycząc: Nie rycz więcej na mnie.

Do tego masz już stażystę!

 

Odmowa

Już od dość dłuższego czasu

Starałam się o posadę.

Idąc dziś na  interwiew

Byłam pewna, że dam radę.

 

Pani z kadr mnie przywitała

Niezbyt miłymi słowami:

„Nie wiem, po co pani przyszła.

Pani CV jest do bani!

No cóż, jak już pani przyszła,

Proszę do pokoju obok

I miejmy tę nieprzyjemność

Już jak  najszybciej za sobą”

Wpadł…

Moją żonę zapoznałem

W bardzo dramatyczny sposób.

Wpadłem na Nią przypadkowo

W Wiśle na narciarskim stoku.

 

Zaraz też w ramach przeprosin

Zaprosiłem Ją na „grzańca”.

Zaiskrzyło między nami

Już podczas pierwszego tańca.

 

Ostatnio się dowidziałem,

Że od roku mnie zdradzała

Z facetem, którego właśnie

W ten sam sposób zapoznała.

Dziura w ziemi

To „wojskowa” anegdotka

Z moich dawnych lat studenckich

Z czasów, kiedy żołnierz jeszcze

Uczył się strzelać z „pepeszki”.

 

Chyba przy każdej uczelni

Działało Studium Wojskowe.

Każdy student chciał, czy nie chciał,

Przeżywał w „wojsku” przygodę.

Kadrę „dydaktyczną” Studium

Tworzyli oficerowie,

Którzy w czasie Drugiej Wojny

Nabyli „szlify frontowe”.

 

Były też letnie obozy.

Tam kadrę uzupełniali

Żołnierze ze służby czynnej

Przeważnie w stopniach kaprali.

 

Wśród normalnych, zwykłych ludzi

Zdarzali się jednak tacy,

Których  wojsku nazywają

Z pogardą mianem „zupacy”.

I jeden z nich się nam trafił

Na letnim obozie w Drawsku.

Był dowódcą mej drużyny

Więc szkolił nas „po kapralsku”.

 

Jeden przykład tu przytoczę.

Dzięki niemu rozpoznacie,

Jak bardzo był błyskotliwy

Szkolący studentów facet.

 

Kiedyś on właśnie przyłapał

Trzech studentów „na fajeczce”.

„Za karę, oświadczył „wojsku”,

Popracujecie troszeczkę.

Trzech was jest, a więc przypada

Po trzy metry dla każdego.

Nie musicie się zbyt spieszyć.

To przecie jest nic pilnego.

Wykopiecie w ziemi dziurę

Na trzy metry głębokości

I tej samej – jak mówiłem –

Długości i szerokości”.

 

Ogrom pracy. Dnia nie starczy,

Więc jeden kolega mówi:

„Obywatelu kapralu,

Wiemy, że kapral nas lubi,

Więc zgodzi się, że mogą być

Trzy doły, każdy po metrze.

Nikt nikomu nie przeszkodzi,

A wykopy będą… lepsze”!

 

Myślał i po chwili rozsądził:

„Tak, będzie więcej dziur na… czołgi”!

 

 

Torsje

Mój mąż przez całą niedzielę

W wielkim stresie czegoś szukał.

Mówił, że gdzieś zawieruszył

Dokumenty i …notebooka.

 

Dom jest duży. Chciałam pomóc,

Ale nie chciał mej pomocy.

Szukał, szukał i… nie znalazł.

Krzątał się tak do północy.

 

Ranem nasz pies zwymiotował

Czerwone stringi; nie moje!

Więc to był zgubiony laptop.

Mój mąż to skończony gnojek!

 

 

 

Norma?

Obiad już dawno gotowy,

A ja od kwadransa słyszę

Od Maćka i Katarzyny:

„Jeszcze chwilkę” albo… ciszę.

 

Wkurzona czekaniem choćby

Na jednego stołownika

Spałaszowałam swoją porcję

W samotności, na chybcika.

 

A oni jeszcze godzinę,

Nie bacząc co dzieje się wokół,

Gapili się uporczywie

W monitory swych laptopów.

 

W zasadzie ta sytuacja

To w naszym domu praktyka.

Skądinąd w innych rodzinach

To samo też się spotyka.

 

To typowy obraz domu,

Gdzie nastolatki mieszkają

I rzecz jasna przez Internet

Wciąż grają, grają i… grają.

 

Wspomniani już Maciek z Kasią

To właśnie… moi rodzice.

A ja… jestem nastolatką.

Jest odwrotnie niż myślicie!

„Marlboro”

Jestem starszy od braciszka

I… już rzuciłem palenie,

Bo dziewczynie przeszkadzało

Me dymienie i smrodzenie.

 

Wiedziałem, że brat na fajki

Tygodniówkę całe traci,

Którą ojciec nam wydziela

Równo dla obydwóch braci.

 

Ojciec podejrzewał, że brat

Zaczął palić papierosy.

To dopiero nastolatek

I w dodatku… gołowąsy.

 

Kiedyś rozpoczął rozmowę

O szkodliwości palenia

I czy moda na e-fajki

Toksyczność dla zdrowia zmienia.

 

Brat udawał, że nie pali,

Lecz wiedział, że to trucizna.

Na pytanie wprost, czy kurzy,

Oczywiście się nie przyznał.

 

Przekonująco zaprzeczał,

Więc ojciec wymyślił sposób,

Żeby dowiedzieć się prawdy

W sprawie jego papierosów.

 

Gdy mowa była o markach,

A jest ich na rynku sporo,

Ojciec zapytał brata:

-To ile „r” ma „Marlboro”?

 

A żeby było ciekawiej,

Założył się o to z Nim,

Że tam jest tylko jedno „r”.

W tej literce haczyk „tkwił”!

 

Braciszek na znak, że wygrał,

Wyciągnął … „Marlboro” paczkę

Zadowolony z siebie, że

Znów okazał się cwaniaczkiem.

 

Zgarnął natychmiast „wygraną”

W kwocie pięćdziesięciu złotych.

I to był najlepszy dowód

Jego młodzieńczej durnoty.

 

W chwilę potem ojciec stwierdził,

Że „wygrana” jest ostatnim

Świadczeniem dla niego, w którym

Występuje jako płatnik.

 

Zawiesił mu tygodniówkę,

By nałóg z niego wyplewić.

Nie dość, że sam się truje,

To jeszcze jest z niego … debil!

 

 

 

Aspiryna

Byłam lekko przeziębiona,

Ale zwolnienia nie miałam,

Gdyż jeszcze mogłam pracować,

Bo „tylko troszkę chrypiałam”.

 

W taki sposób mój stan zdrowia

Otaksowała lekarka:

Na razie nic się nie dzieje.

Mam przyjść, kiedy zacznę… charkać.

 

Już w nocy czułam ból gardła.

Że miałam niemieckie  „Isla”,

Zaczęłam ssać te tabletki

I mej lekarce „wymyślać”.

 

Przypomniałam sobie także

Dobre porady babcine,

Żeby zawsze mieć przy sobie

Musującą Aspirynę.

 

Rano jechałam do pracy

W drugim wagonie tramwaju.

Zawsze tak jeżdżę, bo luźniej.

Można rzec, że mam w zwyczaju.

 

Jednak tym razem doczepka

Była trochę zatłoczona.

Znalazłam luźniejsze miejsce,

Mogłam poruszać rękoma!

 

Chciałam na gardło wziąć „Islę”.

Po omacku z dużym trudem

Wydostałam z mej torebki

Lekarstwa niewielką grudę.

 

Wzięłam ją do ust i nagle

Poleciał z nich gejzer piany.

Pomyliłam pastyleczki!

Sąsiad obok ochlapany!

 

Ja się krztuszę. Ludzie obok

Sytuacją przerażeni

Zamiast próbować mi pomóc,

W panice się odsunęli.

 

Przestraszyła ich zapewne

Moja przerażona mina

I przypuszczenie, że piana

To niebezpieczna… toksyna.

 

Od tej pory śmiać mi się chce

Zawsze, kiedy to wspominam:

Na tłok najlepszym lekarstwem –

Musująca aspiryna!

 

 

Tylko spokojnie!

Jestem starszym już człowiekiem.

Cenię spokój ponad wszystko.

Zbudowano obok drogę

Dla mnie stanowczo za blisko.

 

Niestety. Zbyt duży hałas

Nie pozwalał mi odpocząć.

Mnie potrzeba wyciszenia

A tu hałas dniem i nocą.

 

Musiałem się przeprowadzić

Do innej, cichej dzielnicy.

Trafił mi się sąsiad, który

Nieprzerwanie swój głos ćwiczy.

 

Dla śpiewaka – barytona

Miejscem pracy jest Opera.

Gdy ćwiczył w domu, to zawsze

Okna na oścież otwierał.

 

Wytrzymałem trzy miesiące

Po czym kupiłem dom na wsi.

Sielska cisza, spokój, zgoda

I sąsiedzi troszkę… dalsi.

 

Domki nie stoją zbyt gęsto.

Nie ma bruku na żwirówce.

Samochodów też nie widać,

Czasem ktoś przegania trzódkę…

 

A po miesiącu spokoju

Usłyszałem… buldożery,

Ciężarówki i koparki.

Co jest do jasnej cholery?

„Utwardzamy pańską drogę –

Odrzekł mi pan w białym kasku –

Będzie się panu podobać”!

Znów znalazłem się w potrzasku…

 

 

Szopka

Przyjaciele mnie prosili,

Żebym został „po godzinach”

Opiekunem awaryjnym

Ich czteroletniego syna.

 

Fajny chłopczyk. Chociaż mały,

Jest rezolutnym dzieciaczkiem.

Ja go lubię, on mnie także.

Mamy relacje „krewniackie”.

 

Był już grudzień. Jak co roku

Tradycyjnie przed Świętami

Montuję w domu swą szopkę

Z Jezuskiem i zwierzątkami.

 

Malca bardzo ciekawiło,

Czym „wujeczek” tak się bawi,

Więc natychmiast zaprosiłem

Malca do wspólnej „zabawy”.

 

Zaciekawiony, więc pytał

O wszystko, co było w szopce.

Najbardziej się zaciekawił

Nagusieńkim, małym chłopcem.

 

Opowiadałem o wszystkim,

Co sam wiem od swojej mamy.

Że to tradycja, więc w Święta

W Polsce szopki ubieramy.

 

W końcu zapytał mnie, po co

W tej stajence są owieczki.

Mówię, że zimno Dzieciątku,

Bo nie ma nawet czapeczki.

Owieczki na nie chuchają

I Jezuska ogrzewają.

 

„Aha” powiedział i dalej

O inne rzeczy mnie pytał

Systematycznie, wytrwale:

Kto jest mamusią chłopczyka?

Potem jeszcze o drobiazgi.

W końcu spytał kim był Józef?

Opowiadam, odpowiadam,

Ale nie mogę już dłużej…

 

Wreszcie przyszła mama dziecka.

Zaraz na jej widok Mały

Pokazuje nasze „dzieło”

I wola promienny cały:

 

„Mamo, mamo, a pan Józef

Od dzidziusia bez czapeczki

W tej stajence u wujaszka

To dmuchał białe owieczki”!