Urosło…

Nasz dziesięcioletni synek

Ma wszelkie zadatki na to,

Żeby już od zaraz zostać

Najprawdziwszym… psychopatą!

 

Na ostatnim „Halloween” -ie

Zbierał „cukierki” z kumplami.

Psikusów kilka zrobili,

Słodycz także dostawali.

 

Lecz On pamiętał  dokładnie

Mieszkania, gdzie „nic nie dali”

I do ich skrzynek powrzucał

Kartki, żeby… przeczytali:

 

– jedną: „Mała dzięki Bogu

Urodziła się o czasie.

Ma Twoje oczy i usta.

Kiedy zobaczysz Joasię”?

 

-albo drugą o tej treści:

„Marcin to nie ma pojęcia.

On nic o nas jeszcze nie wie,

Ale to wiem, że by zechciał…”

 

Znalazłam parę tych kartek

U Niego w koszu na śmieci.

Pytałam, ile ich „wysłał”,

Po raz pierwszy, drugi, trzeci…

 

Dopiero za czwartym razem

Przyznał się, że to był żarcik.

Myślał, że się… zachwycimy

I Go nie będziemy karcić.

 

Ale jak zobaczył, że nam

Wesoło nie było wcale,

Wyparł się zaraz wszystkiego.

Wykręty próbował znaleźć.

 

Dałam spokój wybrykowi,

Lecz… to samo powróciło.

Wybuchały… awantury,

Choć dotąd spokojnie było.

 

Im więcej krzyków i obelg

Tym nasz synek bardziej „happy”.

Nasłuchuje krzyków, zniewag…

Czuje się coraz to lepiej.

 

 

 

Model

Do dziś pracowałem w sklepie,

Ale już tam nie pracuję,

Bo szef mnie zwolnił natychmiast

Za „durnotę”, tak skwituję.

 

To była ma pierwsza praca,

Taki staż zaraz po szkole.

Pomagałem na zapleczu,

Chociaż ja „przy ladzie” wolę.

 

Lecz na stażu trzeba robić

To, co do roboty da szef.

Najważniejszy obowiązek:

To na czas otworzyć sklep!

 

No i właśnie dzisiaj rano

Szef miał do mnie dużą ansę,

Że otworzyłem interes

Parę minut po kwadransie.

 

A ja po prostu nie mogłem,

Bo nie miałem przeszkolenia

I nikt nie dał mi kluczyków.

A to sytuację zmienia.

 

A ponadto tego ranka

Dwie godziny szef  się spóźnił.

Poskarżyłem właścicielce,

Uznała, że był „bezduszny”.

 

Przyznała mi, że rozumie

Moją obecną frustrację,

Ale ja poniosę karę

Za tę właśnie sytuację,

 

Jestem tylko…praktykantem,

A kierownik dla Niej cenny.

Stażysta świeżo po szkole

To tylko… model zamienny.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Cel dla komara

Swędził mnie mocno pośladek,

Bo komar „sprzedał” mi porcję.

Już nie raz w życiu dorosłym

Przeżyłam takie emocje.

 

Zawsze po takim ukłuciu

Mój mąż się ze mnie nabija,

Że komary lecą na mnie,

Bo wielkość celu im sprzyja.

 

Do tej poru moja Córcia

Zawsze broniła mnie przed Nim.

Upominała Tatusia,

By nie mówił takich… bredni.

 

Bo to brzydko się nabijać

Z ułomności innych ludzi.

Są przecież różne osoby…

Łysi, kulawi, rudzi…

 

Gdyby to, co mówił ojciec

Mogło okazać się prawdą,

To komary  kąsałyby

W… brzuch!

I to już dosyć dawno!

Protezka

Dzisiaj miałam nocny dyżur

Na Izbie Przyjęć w szpitalu.

Zawsze mamy dużo pracy,

Lecz dziś nie było nawału.

 

Dopiero nad ranem karetka

Przywiozła do nas chłopaka

Zranionego w dyskotece

Dość groźnie, ale… nie płakał.

 

Był poturbowany, krwawił.

Trzeba było … zdjąć mu spodnie,

Bo dostał dwa ciosy w udo

I krwawił dosyć porządnie.

 

Nie był kontent z tego faktu,

Nawet chciał uciekać z „łoża”.

Spodnie miał bardzo obcisłe,

Nie obyło się bez… noża.

 

Szybko zrozumiałam, czemu

Był tak bardzo sfrustrowany,

Że aż przykleił parówkę

Do uda pod pachwinami…

Szanse

Odkąd w mojej okolicy

W Totolotka „szóstka” padła,

Ma Dziewczyna grać zaczęła

Raptownie, znienacka, z nagła.

 

Miesiąc mija, nic nie trafia.

Nie ustaje w próbach Ona.

Co raz więcej losów skreśla,

Taka jest zacietrzewiona.

 

Ostatnio wysłała… osiem –

Najwięcej jak do tej pory.

Żeby zwiększyć swoje szanse

Nie żałowała „kasiory”.

 

Lecz zamiast pokombinować

Z różnymi zestawieniami,

Te same liczby skreśliła

Na wszystkich druczkach Ma Pani!

 

Nie wiedziałem o tym wcześniej,

Ale mi się pochwaliła,

Że wygrywający „podstęp”,

Żeby wygrać, wymyśliła.

 

Patrzyłem na Nią zdumiony.

Spytałem: „Po co ten „manewr”?

„Jak to po co”? – mi odparła –

„By zwiększyć szanse wygranej”!

Sposobność

Jestem kelnerką w kawiarni.

Wiele już w życiu widziałam,

Ale dzisiaj po raz pierwszy

Kogoś naprawdę się bałam.

 

Trafił się luźniejszy moment

Wtedy, gdy na sali został

Jeden, ostatni już  klient –

Dosyć specyficzna postać.

 

Siedział w kącie nieruchomo

Wpatrzony ślepo w talerzyk,

Na którym już dosyć długo

Jakaś kupka czegoś leży.

 

Teraz rozejrzał się wkoło

I powiedział dosyć głośno:

„No, nareszcie tylko sami.

Nadeszła wreszcie sposobność,

Bo doczekałem momentu,

Kiedy mogę wreszcie zrobić

To, na co czekam już długo,

Bo od kilku długich godzin”.

 

Gdy usłyszałam te słowa

Zimnym potem się oblałam,

Bo bardzo się przestraszyłam.

Po prostu trzęsłam się cała!

 

W gardle zaschło mi ze strachu,

A on dokończył tę kwestię:

Pożrę cię w całości, migiem,

Bo głodny śmiertelnie jestem”!

 

I zaczął pałaszowanie…

Sernika z tego talerza,

Co przez kilka długich godzin

Na stoliku przed nim leżał.

 

 

 

 

Albo rybka, albo…

Studiuję na studiach dziennych,

Ale kiepsko u mnie z kasą.

Rodzice też „cienko przędą”.

Rozglądałem się za pracą…

 

Szukałem takiej, co będzie

Zgodna z moją specjalnością.

Wreszcie trafiłem. Na pewno,

Dam sobie radę z łatwością.

 

Bo…wezmę urlop dziekański

I za rok na studia wrócę,

Ale zaoczne, bo w firmie

Na całym etacie być muszę.

 

Niestety, nie nadążyłem

Załatwić spraw w dziekanacie,

Choć jeździłem kilka razy

W semestrze no i w wakacje

I pomagał mi przyjaciel

Co ma wprawę w tym temacie.

 

Musiałem prosić o wolne

Na wszystkie takie wyjazdy.

Kiedy wreszcie się udało

Otrzymać urlop dziekański,

Pracodawca nie przedłużył

Ze mną umowy o pracę,

Bo jestem… zbyt niestabilny

I za dużo czasu… tracę.

 

Zostałem bez fajnej pracy

I politechnicznych studiów.

Sprawdziło się więc przysłowie:

„Nie łap naraz dwóch srok”, durniu.

 

Równocześnie

Dziś żona wróciła z pracy

Znacznie później niż normalnie.

Dzwoniłem do Niej co chwila,

Można by rzec, że nachalnie.

 

Wyjaśniła, że nie mogła

Odbierać mych telefonów,

Bo była razem z swym szefem

Na spotkaniu by… mu pomóc.

 

To był ważny klient Firmy,

Więc Go na obiad proszono.

Nie odmówiła, bo Klient

Nie był sam, lecz razem z żoną.

 

Uwierzyłem bez zastrzeżeń.

W wyjaśnienie sprawy całej,

Ale wkrótce bez obiadku

Zacząłem czuć, że… zgłodniałem.

 

Żona, jakby odczytując

Moje myśli zapytała,

Czy zamówić jedzenie, bo

Dawno nic w ustach nie miała.

 

I wtedy do Niej dotarło

Że właśnie się wygadała,

Że ten  „klient” to kochanek,

Z którym romans ukrywała.

 

Nasz związek już nie istnieje.

Nie ma już nic między nami.

Ale w pracy wciąż się styka

Z poważnymi problemami.

 

Gdyż przez dłuższy okres czasu

Wychodziła z pracy wcześniej,

By zabawiać się z kochankiem,

Mnie zdradzając jednocześnie.

 

Miała zaległości w pracy

I teraz musi nadrabiać.

W Jej życiu prywatnym – pustka;

Za to ja żyję jak hrabia!

Frajer

Nie mogłem wieczorem zasnąć.

Męczyłem się aż godzinę.

Pomyślałem, by odetchnąć

Świeżym powietrzem przez chwilę.

 

Wyszedłem na mały spacer.

Idę spokojnie ulicą,

Gdy zupełnie niespodzianie

Jakiś „dres” się do mnie przypiął.

 

Szedł obok mnie i co chwilę

Dźwięk „dryń-dryń” z siebie wydawał.

Ignorowałem go długo.

Kroczył przy mnie jak… obstawa!

 

W końcu krzyknął mi do ucha:

„Odbierz wreszcie, jak ktoś dzwoni!”,

To odpowiedziałem „hallo”,

On, nim zdążyłem się zasłonić,

 

Wrzasnął „za halo w pysk walą”

I przywalił mi fangę[1] w nos.

Zwiał natychmiast, a ja długo

Jak frajer leczyłem ten cios.

 

[1] Fanga- cios, raz, kułak, uderzenie

Powitanie Ojczyzny

Przez trzy lata pracowałam

W pewnym argentyńskim biurze.

Bardzo dobrze się tam czułam.

Ten kraj mnie po prostu… urzekł.

 

Byłam tam jedyną Polką,

Więc często z przyzwyczajenia,

Podśpiewywałam swobodnie

Po polsku „ludowe pienia”.

 

I nie były to piosneczki

Co na dożynkach się śpiewa,

Ani o cytrynie, która

Gdzieś tam spokojnie dojrzewa.

 

Ja znam wiele piosnek „z biglem”.

Mój dziadek był etnografem.

Zbierał także „te świntuszki” –

Mówią o nich też: „cycate”.

 

Często także układałam

Swoje słowa do piosenek.

Najczęściej bez sensu, składu –

Taki bezmyślny „refrenek”.

 

Właśnie idąc korytarzem

Podśpiewywałam swobodnie.

Nagle zatrzymał mnie facet

I po polsku mówi do mnie.

 

Zdziwiona bardzo, że tutaj

Polskie słowa usłyszałam

Stanęłam nagle jak wryta

I… dobrą chwilę milczałam.

 

W ten sposób poznałam… męża,

Śpiewając swój własny kuplet:

„Idę sobie do kibelka,

Żeby zrobić giga kupę.

 

,Jednak nie wiem, czy doniosę…”

Przerwałam, kiedy On spytał:

„Gdzie znajdę szefa tej budy”?

I to jest dosłowny cytat!

 

Tym pytaniem tak mnie ujął,

Że poczułam bratnią duszę.

Co potem się działo z nami,

Chyba rozwijać nie muszę.

 

Wróciliśmy do Ojczyzny

Jako para narzeczonych.

Już po tygodniu wiedziałem,

Że nie był to dobry pomysł.