Debil

Wkrótce mój syn będzie ojcem.

Ma dziewczynę równolatkę.

Liczą po czternaście wiosen –

Mało na ojca i matkę.

 

Nie zaprzecza, że z nią współżył,

Ale uważa, że ona

Z całą pewnością przez niego

Nie została zapłodniona.

Oboje zastosowali

Wszystkie dostępne metody

Antykoncepcji. Dlatego

Ma racjonalne powody

Sądzić, że to z innym, starszym

Gościem ona się puściła,

A teraz wszystkim chce wmówić,

Że nigdy go nie zdradziła!

 

Wyłuszczył mi swoje racje,

Według których ją oskarża.

Bardzo wierzył w to, co mówił,

Aż głos mu z emocji zadrżał:

 

„W ciążę nigdy się nie zajdzie,

Jak którąś z metod stosujesz:

– gdy masz pierwszy seks w twym życiu,

– kiedy w „te dni” kopulujesz,

– jeśli seks jest przerywany,

– nim piętnastu lat dożyjesz

I…     – gdy zaraz się umyjesz”!

 

Jego kumpel ma dziewczynę

Jak większość naszych znajomych…

Nie dociera do niego, że

Żadna z tych „metod” nie chroni.

Oni się zabezpieczają

Tak samo i do tej pory

Nie urodziły się żadne

Niechciane małe bachory!

 

To jest wiedza podwórkowa

I to, co mój synek bredzi,

Jest wystarczającym powodem,

By zwać go po prostu: debil!

Bez wyjścia

Mam w domu aż trzy ciężarne!

Trudno mi się w tym rozeznać.

Mieszka u nas wraz z małżonkiem

Córka od roku zamężna.

Oni własny dom budują.

Szkoda forsy na wynajem,

Dlatego na czas budowy

Dałem im u nas mieszkanie.

Córka zaraz będzie matką.

Jest więc tą pierwszą ciężarną.

Gdy znów z nami zamieszkała,

Jak dawniej stało się gwarno.

 

Co będzie, jak dom ukończą?

Znowu zostaniemy sami?

Nie! Umyśliliśmy zgodnie

Zostać znowu… rodzicami!

 

Muszę wspomnieć o Magdusi

Małej suczce ze schroniska.

Miesiąc temu ją widziałem

W „objęciach” jakiegoś psiska.

No i będą konsekwencje,

Ale teraz też się dzieje.

Ma zachcianki w „sprawie michy”,

Kaprysi, wybrzydza, nie je!

Zresztą pozostałe panie

Też mają dziwne zachcianki.

Na przykład zamiast bułeczek

Na śniadanie proszą… grzanki!

 

Dawaliśmy sobie radę,

Gdyż zięć dużo mi pomagał.

Teraz on jest w delegacji,

Ja mam obowiązków nawał.

A przecież muszę pracować.

Pańskie oko konia tuczy.

Własnej firmy bez dozoru

Nie mogę przecież porzucić!

 

Mam w niej zaufanych ludzi,

Którzy znają sytuację.

Nawet mi proponowali,

Bym zrobił sobie wakacje.

Mam się tam nie pokazywać,

Tylko pomagać dziewczynom.

Ja czasami, tu się przyznam,

Wybrałbym opcję tę inną.

Boję się wracać do domu.

Wszystkie źle czują się w ciążach.

Ciągłym wahaniom nastroju

I zachciankom nie nadążam!

 

Obrywa mi się od nich za:

Oddychanie nazbyt głośne,

Albo za to, że nie śmieję

Się jak one zbyt radośnie…

Powodów jest nazbyt dużo,

Ale z suczki ziółko lepsze.

Nie chce wychodzić na spacer,

Kala parkiet i… powietrze!

 

Czasami tak sobie myślę:

Sukę oddam do schroniska,

Lecz nadal będę bez wyjścia.

Nie mogę pozbyć się dziewczyn,

Bo to rodzina najbliższa!

Awaria

Nasza córka nastolatka,

Ma od roku własny pokój.

Po swojej zamężnej siostrze

„Odziedziczyła” to lokum.

Nieduże, lecz musi starczyć,

Przecież gnieździmy się w bloku.

 

Córeczka jest suwerenem

Na swym „kawałku podłogi”.

Ma duże grono kolegów.

Ciągle ktoś do niej przychodzi.

Sama sprząta w swym pokoju.

My do niej nie zaglądamy.

Czasem tylko mnie poprosi,

Gdy… trzeba trzepać dywany.

 

Wczoraj rano powiedziała,

Że coś się dzieje z jej łóżkiem.

Jest mocno „rozklekotane”

I ma krzywą jedną nóżkę.

Żeby dokładnie ocenić,

Czy dam radę je naprawić,

Wyjąłem materac z ramy,

A widok mnie wprost osłabił.

Zobaczyłem wiele pustych

Opakowań po kondomach.

 

Przyczyna awarii łóżka

Jest mi już dobrze wiadoma.

Zadośćuczynienie

Tak się stało, że w tym roku

Moja kochana dziewczyna

Kompletnie zapomniała o

Mych dwudziestych urodzinach.

 

Było mi przykro, gdyż zawsze

Odkąd już razem byliśmy,

Urodziny Jej i moje

Zawsze celebrowaliśmy.

 

W ramach „zadośćuczynienia”

Zabrała mnie do lokalu

Znanego z wytwornej kuchni

I dość drogiego drink baru.

 

Posiłek był bardzo pyszny,

A drinki w lodowych szklankach

I na tym się zakończyła

Urodzinowa sielanka.

Kelnerowi, który przyniósł

Rachunek na srebrnej tacy,

„Fundatorka” mnie wskazała,

Że to ja go będę płacił…

Patent na wyrost

Przypadkowo wczoraj rano

Zobaczyłem swoją córkę,

Jak pije surowe jajko

Przez małą w skorupce dziurkę.

Zdziwiło mnie to, bo nigdy

Nie jadła surowych jajek.

Spytałem dwunastolatkę,

Skąd u niej takie zwyczaje.

 

To jej dorosła już siostra

Powiedziała, że jak ona

Nauczy się tak to robić,

To niedługo się przekona,

Że nigdy nie będzie miała

Problemu najdrobniejszego

Ze znalezieniem chłopaka

I to nawet najlepszego.

 

Teraz musi wciąż trenować,

By opanować ten patent.

A dlaczego? O tym ona

Powie jej za kilka latek.

Obciach

Wyjątkowo dzisiaj rano

Przytrafiła mi się „gratka”.

Transportowałem do szkoły

Mego brata siedmiolatka.

 

Jechaliśmy autobusem

Stłoczeni jak jakieś konie.

Młody z zapałem grał w gierkę

Na moim własnym smartfonie.

 

Ja stojąc w tłoku bezmyślnie

Dosypiałem wczesne wstanie.

Nagle brat trąca mnie w rękę

Bezczelnie bez żadnych manier

I woła: „Od jakiejś Marty

Masz wiadomość, że cię prosi,

Byś ją posuwał wieczorem,

No bo seksu ma niedosyt”.

 

Po chwili jeszcze dorzucił:

„Powiedz, co znaczy posuwać”?

Wszystkie oczy patrzą na mnie.

Fajny ze mnie mieli ubaw!

Za friko

Od jakiegoś czasu jestem

Nianią dla dziecka sąsiadów.

Nie robię tego za friko,

Ale też nie przeciw prawu.

 

Otrzymuję swoją dolę

Wyliczaną za godziny,

Które spędzę przy opiece

Ich ukochanej dzieciny.

 

Wczoraj zaraz po obiedzie,

Chociaż mała była chora,

Zadzwonili żebym przyszła

I była z nią do wieczora.

 

Siedziałam z nią kilka godzin.

Pilnowałam, żeby spała.

Była bardzo niespokojna.

Cały czas nad nią czuwałam.

 

Zdaniem rodziców malucha

Nic nie robiłam przy dziecku,

Nawet jej nie przewinęłam,

Nie posmarowałam plecków.

Mogłam robić to co chciałam,

A siedzenie to nie praca.

Wobec tego nie należy

Mi się od nich żadna płaca.

Osiemnastka

Staram się być przedsiębiorczą.

Choć w domu wiedzie się nieźle,

Podjęłam pracę kelnerki

W pobliskim, nowym zajeździe.

 

W osiemnaste urodziny

Także musiałam pracować,

Bo nie dostałam wolnego,

Gdyż inni chcieli świętować.

Ktoś zamówił rezerwację

Dla dużej grupy klientów

I musiałam być na zmianie

Pomimo moich wykrętów.

 

Tymi gośćmi z rezerwacji

Była cała ma rodzina,

Przy czym mój kochany tatko

Odegrał w tej sprawie prymat.

 

To psota na urodziny,

A istota żartu cała:

Wypić toast za me zdrowie

Wódką, którą ja podałam.

 

Obsługiwałam Rodzinkę

Podczas całej „mojej” bibki.

Nie dostałam upominków,

Ale… sowite napiwki!

Horoskop

Często jeżdżę w delegacje.

Podróż dla mnie – dzień powszedni.

Cały czas jazdy pociągiem

Potrafię sobie wypełnić.

Zawsze mam coś do czytania,

Aplikacje w telefonie.

To wystarcza, by o nudzie

W czasie podróży zapomnieć.

 

Jednakże w zeszłym tygodniu

Miałem małe opóźnienie.

Do tego doszło także

Większe niż zawsze zmęczenie.

Dobrze, że przez Internet

Zawsze kupuję bilety.

Na pociąg ledwo zdążyłem,

Ale byłem bez gazety.

W dodatku komórka padła,

Bo jej nie naładowałem.

Przynudzony bezczynnością

Na siedząco podsypiałem.

 

Ucieszyłem się, gdy pani,

Która obok mnie siedziała

Pozostawiła gazetę,

Gdy do wyjścia się zbierała.

To było „babskie” pisemko,

Ale czasem „…i rak – ryba”.

Dziś zacząłem je przeglądać,

Chociaż przeważnie wykpiwam.

 

Czytałem nawet horoskop.

Przepowiadał, że niebawem

Spotkam uroczego chłopca

Niespodzianie, przez przypadek.

 

Uśmiechnąłem się do siebie,

Bo jestem przecież hetero.

Od pół roku mam żoneczkę.

Ożeniłem się dopiero.

 

Lecz nie było mi do śmiechu,

Gdy po powrocie złapałem

Moją żonę w moim łóżku

Z całkiem niezłym, młodym ciałem!

Niezapomniany

Zawsze jak byłam podlotkiem,

Chodziłam, choć nikt nie zmuszał,

W Wielką Sobotę do fary,

By odwiedzić Grób Chrystusa.

Oczywiście zawsze wtedy

Miałam ze sobą święconkę;

W niej jaja, kiełbaskę, pieprz, sól

I koniecznie chleba kromkę.

 

Najczęściej chodziłam z babcią.

Kiedy byłyśmy w kościele,

Poświęcenie darów bożych

Było naszym głównym celem.

 

Ksiądz zamiast święcić pokarmy

Zaczął wtedy od przemowy.

Mówił o istocie Święta

I odrodzeniu duchowym.

Było widać, że on bardzo

Wczuł się w to, o czym nam mówił.

Głos podniósł, gestykulował,

Ale chyba się… pogubił.

 

Poszedł sobie do zakrystii

Nie poświęciwszy „święconek”.

Długą chwilę czekałyśmy

Zawiedzione i zdumione.

Dwóch mężczyzn za nim pobiegło.

Ksiądz wrócił skonfundowany

I poświęcił nam koszyczki.

To był dzień niezapomniany…