Bilet

Przez kilka długich miesięcy

Odkładałem zaskórniaki,

Żeby sprawić Ukochanej

Prezencik nie byle jaki.

 

Zamierzałem na choince

Wśród ozdóbek z celofanu

Zawiesić bilet lotniczy

Na wycieczkę do Wietnamu.

 

Marzyła o tym przez lata.

Choć to kosztowna impreza,

Dla Ukochanej Kobiety

Żadnych pieniędzy mi nie żal.

 

Miałem w tym też swój interes,

Bo przebrany jak Wietnamczyk,

Podczas pobytu w tym kraju,

Zamierzałem się… oświadczyć.

 

Wszystko to co planowałem,

Było tajemnicą skryte.

Byłem pewny, że me plany

Przeprowadzę z wielkim… sprytem.

 

Wszystko to spełzło na niczym,

Gdyż się rozstaliśmy wczoraj.

Ona na swoim Facebooku

I na kilku innych forach

Zmieniła  status  z „zajęta”

Na  określenie „nie twoja”.

 

Uczyniła to rozmyślnie,

By sprawdzić, kto to polubi.

Spis „polubień” mi wręczyła

Jako wykaz „wrednych” ludzi.

 

Jednocześnie rozkazała,

Że mam zerwać te kontakty.

To jej rozważne żądanie,

A nie jakieś głupie żarty!

 

Przy tym była tak poważna,

Że choć jestem zgodny facet,

To ją  za pomysł wyśmiałem!

I… skończyło się na… drace!

 

Ponieważ ona niezmiennie

Podtrzymała swoje zdanie,

Ja nie mogłem zmienić swego,

Więc skończyło się… rozstaniem.

 

Tak się stało, że ja teraz

Znowu wolną rękę mam.

Jej bilet mi niepotrzebny.

Do Wietnamu lecę sam!

 

 

 

 

 

Sposób na życie?

Mam już dwadzieścia osiem lat.

Nareszcie zostanę ojcem,

Ale najbardziej się boję,

Że to dziecko będzie… chłopcem.

 

A dlaczego? A dlatego,

Że wybór imienia chłopca

Będzie traumą nie dla Niego,

Ale dla mnie jako ojca.

 

Bo ja mam na imię Robert,

Tak jak mój tata i… dziadek.

Lecz to nie koniec Robertów,

To po pra-pra-dziadku … spadek!

 

Ojciec już się na to cieszy,

Że być może się okaże,

Iż będzie kolejny Robert –

Rodzinnego „herbu” adept.

 

Jednak ja za nic na świecie

Nie chcę tego ciągnąć dłużej,

Bo to debilna tradycja

I ja ten obyczaj zburzę!

 

Żona chwali te intencje

I uważa, że to fajne

Mieć potomka i samemu

Nazywać własną ferajnę.

 

Za to rodzina uważa,

Że właśnie „nas powaliło,

Bo przez „całe pokolenia

Robertom dobrze się żyło”!

 

Po twarzy…

Zakrzątnęłam się ostatnio

Nad bardziej różnorodnymi,

Niż stosowałam dotychczas,

Sztuczkami kosmetycznymi.

 

Mam trochę więcej czasu, więc

Przed lusterkiem przesiaduję

I różne triki make-upu

Na sobie wypróbowuję.

 

Podszedł do mnie wczoraj wieczór

Mój mąż wyraźnie zmartwiony

I powiedział: „Przestań wreszcie

Za ideałem wciąż gonić.

Daj spokój. Taką masz buzię.

Ani puder ani kremik,

Chociaż będziesz kombinować,

I tak niczego nie zmieni.

Ja kocham Cię, jaka jesteś

I wciąż  tak samo uważam,

Że pasujemy do siebie

Po charakterkach i… twarzach.

 

Ja także byłam dlań miła

I odrzekłam w ten sam sposób:

„Ja kocham Cię, jaki jesteś,

Tylko… nie przeszczepiaj włosów”!

 

„Pedagożka”

Mam dwadzieścia cztery lata

I metr pięćdziesiąt pięć wzrostu.

Ubieram się młodzieżowo,

Tak właśnie lubię po prostu.

 

Chodzę, nie jeżdżę do pracy,

By „rozruch” mieć przed „robotą”.

Dziś troszeczkę się spieszyłam.

Zaspałam, jak nigdy dotąd!

 

Przyspieszyłam, by wyminąć

Dosyć liczną uczniów grupę.

Zatrzymała mnie ich pani

Łapiąc mnie z tyłu za… ciuszek.

 

Gdy chciałam szybko wyjaśnić

Całą tę głupią pomyłkę,

Wydarła się zaraz na mnie:

„Nie bierz mnie na komedyjkę!

Ponieważ jestem tu nowa

I  nie wszystkich zbyt kojarzę,

Kazałam, żeby każde z was

Chodziło zawsze w swej parze.

I ty, jeśli nie chcesz dostać

Za nieposłuszeństwo kary,

Wracaj zaraz bez gadania

Do swej wyznaczonej pary!

 

Odpowiedziałam spokojnie,

Żeby się nie ośmieszała

I dorosłych od dzieciaków

Bez pomyłek odróżniała.

 

Poszłam dalej, ale śmiechy

Dzieciaków nadal słyszałam

Nawet wtedy, kiedy nawet

Tej grupy już nie widziałam.

Singielka

Jestem samotna. To przykre.

Staram się na wsze sposoby,

Żeby zapoznać chłopaka

I tylko dla siebie Go „złowić”.

 

Jakoś nie mam tyle szczęścia,

By poznać kogoś fajnego.

Zawsze trafia mi się „łowca”

Polujący „na jednego”.

 

Wiecie, co tu mam na myśli.

On nawet z tym się nie kryje,

Ze to jest sport dla… dorosłych

I nieźle mu się z tym żyje.

 

I tak żyłam w samotności,

Czas mijał nieubłaganie.

Poszłam kiedyś do znajomych

A nuż coś się wreszcie stanie?

 

Towarzystwo w moim wieku

Bawiło się na domówce.

Było gwarno i wesoło,

Jak zwykle bywa przy wódce

Takiej swojskiej, nie z Polmosu.

Częstowali, więc przepijam…

Było dziewiętnaście osób:

Dziewięć stałych już par i… ja!

Zmiana+

Chciałem pogadać z Małżonką

Na temat naszych relacji,

Tych intymnych, które niegdyś

Były pełne ekscytacji.

 

Obecne sprawy łóżkowe

Są nie są takie niźli dawniej;

Boję się, że nasze więzy

Za niedługo będą… żadne.

 

Usłyszałem, że przeze mnie

Bo „jak kiedyś nie wyglądam”.

Gdyż nie miałem jeszcze brzuszka

I byłem „kudłaty blondas”!

 

Powiedziała to kobieta,

Która przed piętnastu laty

Ważyła pięćdziesiąt kilo

Wzbudzając „ochy” i „achy”.

 

Była szczuplutka i wiotka,

Ale od czasu zaręczyn

Do dzisiaj, to  jej przybyło

Chyba niecałe…trzydzieści!

 

„Procenty”

Sąsiad tak marzył o synu,

Iż z żoną zdecydowali,

Że zawalczą po raz trzeci

O juniora pełni wiary.

 

Do tej pory tylko mają

Dwie córeczki bardzo fajne.

Prawie pewni są, że teraz

O chłopca zwiększą ferajnę.

 

Wczoraj krótko przed wieczorem

Przyszedł do mnie przyszły tato.

W ręku miał wyniki badań,

A flaszkę wódki pod pachą.

 

Drzwi otworzył mu nasz synek,

A sąsiad, gdy Go zobaczył,

Poryczał się jak niemowlę

Z bezsilności i…rozpaczy.

 

Długo się nie uspokajał,

A kiedy wreszcie ochłonął,

Dowiedziałem się, że właśnie

Był na USG wraz z żoną.

 

Lekarz stwierdził na sto procent,

Że urodzą się… bliźniaki,

A na ponad dziewięćdziesiąt,

Że… nie będą to chłopaki!

Bez

Moi najbliżsi mi kumple

Wyszykowali przyjęcie

Na okoliczność skończenia

Mojej pracy magisterskiej.

 

Pracowałem nad nią ciężko

Przez ostatnie pięć miesięcy.

Jeszcze tylko jej obrona

Musi magisterium zwieńczyć.

 

Zabawa miała się zacząć

Dziś w barku akademika.

Nie było kasy, by nająć

Choćby jednego muzyka.

Dlatego jeden z kolegów

Wziął mi z pokoju laptopa

A kiedy zbiegał ze schodów,

Podwinęła mu się stopa

I roztrzaskał go drobne.

A tam była moja praca!

Zamiast fety, była stypa.

Do dziś mam wielkiego kaca.

 

Wniosek na koniec wypowiem:

Róbcie kopie zapasowe!!!

 

Skomentował…

Tak się stało, że ostatnio

Dość często przebywam w barze,

Nie po to, żeby chlać piwo,

Ale… wkrótce się okaże.

 

Czynię tak, bo stać mnie na to,

Gdyż czasu mam nazbyt wiele.

Gawędzę o swej przyszłości

Z przyjaznym mi właścicielem.

 

To dla mnie dobra znajomość

Bo On, może już niedługo,

Będzie moim pryncypałem,

A ja jego płatnym sługą.

 

On też chyba mnie polubił

I obiecał, że mnie weźmie

Do pracy w tym swoim barze,

Lecz ponaglać Jego nie śmiem.

 

Dziś wpuścił mnie do kantorka,

A tam dużo zdjęć na ścianach.

Na jednym z wielu Właściciel –

Wyglądający jak amant.

 

Zauważyłem też inne

Zdjęcie troszeczkę głupawe,

I właśnie ono przez chwilę

Przykuło moją uwagę.

 

Skomentowałem, że kucharz

Wygląda jak transwestyta

Który choruje na hifa,

Albo co najmniej na syfa,

Bo zrobił kretyńską minę,

Kaczy dzióbek, buzię płaską.

W ogóle jest jakiś dziwny

I wygląda… dość pedalsko.

 

W odpowiedzi usłyszałem

Rozdrażniony głos zza biurka:

„Zamknij wreszcie swą jadaczkę,

Bo to właśnie… moja córka”!

 

Teściowa wie?

W przypływie bezdennej nudy

Wpadłem na debilny pomysł,

By sześcioletniego synka

W ciuszki dziewczęce wystroić.

 

Potem, zupełnie dla zgrywów,

Miałem cholerną ochotę,

Żeby tak wystrojonemu

Zrobić „pamiątkową” fotę.

 

Już kończyłem Go ubierać,

Gdy nagle, niespodziewanie

Wpadła teściowa z wizytą

I… zaczęło się gadanie:

 

„Jak ty możesz swego synka

Już teraz odrzeć z męskości?

Chyba jesteś transwestytą

Bez żadnej męskiej godności”!

 

Przytuliła swego wnuczka

I zdjęła z Niego sukienkę.

Czy myślała, że w ten sposób

Zakończy Jego… udrękę?

 

Maluch, cieszył się z mojego

Pomysłu zamiany ciuszków.

Gdy Go babcia rozbierała,

Wołał „Ratuj mnie, tatuśku!

 

Do dzisiaj, choć mój Syneczek

Już rozpoczął „randkowanie”,

To teściowa ciągle jeszcze,

Ma o mnie niezmiennie zdanie:

 

Że jestem wciąż niestabilny

Emocjonalnie jak kiedyś,

Niepewny własnej płciowości

I powinienem się… leczyć!

 

Dobrze, że Żonka nie słucha

Tych opinii swojej matki.

Wie o tym, że bardzo kocham

Ją i wszystkie nasze… dziatki!