Mam do kumpla zaufanie.
On także wszystko mi mówi.
Gdy poderwie jakąś panią,
Zawsze się przede mną chlubi.
Jak skakał z kwiatka na kwiatek,
Nawet mu kibicowałem.
Gdy się chwalił podbojami,
Zwycięstw mu gratulowałem.
Jednak passa się skończyła.
Chodził smutny, osowiały.
Gdzie podziały się hormony,
Co w nim dotąd buzowały?
Jednej pani nie mógł zdobyć
I tym dręczył się okropnie.
Ciągle w pracy do mnie gadał,
Że przed niczym się nie cofnie,
Gdyż zalazła mu za skórę
Ta pełna klasy kobieta.
Mówił, że ona dla niego
Jest jak George Sand dla Musset’a.
Zakochał się w niej jak sztubak,
Choć mogłaby mu być matką.
Ale na jej wiek nie zważał.
Dla niego była dzierlatką!
Dzisiaj rano mi powiedział,
Że ONA, to żona szefa.
Nareszcie zdobył jej względy,
Zakończył już się ten niefart.
Zaniemówiłem z wrażenia
Patrząc na uśmiech „mołojca”.
Już nie będziemy pracować
Razem dla… mojego ojca.