Dziś się właśnie przekonałam,
Że mam imbecyla w domu.
Poszliśmy razem do miasta,
Liczyłam na jego pomoc.
Zabraliśmy synka w wózku.
Musiałam zrobić zakupy.
Uznałam, że bez „pojazdu”
Szybciej w sklepie wszystko kupię.
Mąż miał pilnować wózeczka
I czekać na mnie wraz z synkiem.
Wyszłam z zakupami, widzę,
Że sam stoi przed budynkiem.
Patrzy w dal, jak rolnik w pole
I bawi się telefonem!
Zapytałam go o dziecko,
A on zdziwiony nic nie wie,
Co się stało z wózkiem, z chłopcem.
Wzrusza ramieniem niepewien.
Spanikowana pobiegłam
Na parking szukać maluszka.
Ale nigdzie nie dostrzegłam
Najmniejszego śladu wózka.
Zadzwoniłam na policję,
Jednak zanim przyjechali,
Sprawdziłam u ochroniarzy,
Czy kamery coś nagrały.
To wyjaśniło, jak było:
Jakaś nieduża dziewczynka
Dosłownie sprzed nosa męża
Zabrała naszego synka.
On tego nie zauważył
Zapatrzony w swój telefon.
Daję głowę, że ten casus
Nie przytrafia się kobietom.
Kilka przecznic od marketu
Znaleziono nasze słonko.
Synek siedział na kocyku
Bawiąc się brudną grzechotką.
On sam był. Nikogo wokół.
Dziewczynkę, co go porwała,
Znaleziono chwilę później.
Tłumaczyła się, że chciała
Tylko pobawić się dzieckiem,
Takim prawdziwym, bo sama
Ma tylko dwie stare lalki
Bardzo brzydkie i w łachmanach.
Wystarczyło na nią spojrzeć,
Żeby się wnet zorientować,
Że jest bardzo zaniedbana
I w biednym domu się chowa.
W tej małej tylko widziałam
Porywaczkę mego synka.
Szarpałam ją nic nie bacząc,
Że to jest mała dziewczynka.
Policja mnie odciągnęła.
Wtedy się opamiętałam,
A ślubnego imbecyla
Już bez świadków poszarpałam.