Kamikadze

Dziś mój serdeczny kolega

Zaciągnął mnie na lotnisko.

On jest byłym komandosem

Dla niego skoki to wszystko.

Przez pół roku mnie namawiał,

Żebym także został skoczkiem.

Jak spróbuję, to spadochron

Będzie dla mnie w głowie oczkiem.

 

Namawiał. Wreszcie namówił.

Zabrał mnie do samolotu.

Okropnie się denerwuję.

Plecy mam mokre od potu.

Mieliśmy zaraz wyskoczyć,

Kiedy kumpel zaczął płakać

Przyznając, że przeciął linki

I po śmierć zamierza skakać.

„Zegnaj barbarzyński świecie”

Krzyknął i wypchnął nas w czeluść.

Ze strachu aż się zs***łem,

Szkoda, że nie miałem  pieluch.

 

To był taki „chrzest” na skoczka.

Przeszedłem go nie najlepiej.

Ale pokochałem skoki.

Jestem już innym człowiekiem!

Dodaj komentarz